15. Miesiąc z liściem Mandragory

2.3K 152 101
                                    

Piąty rok nauki w Hogwarcie nie zapowiadał się spokojnie. Huncwoci wrócili z wakacji pełni energii i nowych pomysłów, gotowi w końcu zakończyć wszystkie swoje projekty. Remus Lupin, zapewne żeby kontrolować kolegów w większym stopniu, został prefektem, co nie spotkało się z wielką radością chłopców. Z drugiej strony, dzięki temu Remus mógł ich kryć i odbierać punkty ślizgonom, a to już dawało lepszy widok na zaistniałą sytuację. To miał być bardzo dobry rok. Poza kilkoma drobnymi dowcipami, przez pierwszy miesiąc pieczołowicie pracowali nad przemianami w zwierzęta. Teorię animagii mieli już opracowaną do perfekcji. Musieli tylko odważyć się na przejście do praktyki.

Krokiem pierwszym było trzymanie w ustach liścia mandragory przez miesiąc rozpoczynając od pełni. Następnie liść ten należało użyć do sporządzenia eliksiru. Chłopcy byli nieźli z tego przedmiotu, ale w tym przypadku potrzebowali pomocy kogoś lepszego. Snape'a albo Evans. Pierwszy z oczywistych względów odpadał, więc trzeba było urobić rudowłosą. Zamierzali zanieść jej składniki i ubłagać, aby uwarzyła go według przepisu. Przy odpowiednich warunkach, czyli w pełnię, należało wypowiedzieć odpowiednią inkantację i wypić eliksir. Zmiana w animaga miała nastąpić tylko poprzez myśli, a nie za pomocą zaklęcia. 

- Jak my przetrwamy miesiąc z liściem w ustach?! - jęknął Syriusz kradnąc liście mandragory z zielarni. 

- Trzeba będzie uważać przy jedzeniu, piciu, mówieniu i spaniu - odparł James. - Weźmy sześć sztuk, na wszelki wypadek. 

- Kiedy pierwsza pełnia? - spytał Peter stojąc na czatach. 

- Jutro. Remus już wariuje, chodzi wściekły na wszystko - odpowiedział Syriusz.

- Dziwisz się? Te jego przemiany są cholernie bolesne. Też bym się bał za każdym razem. Remus ma jaja, że sobie z tym radzi. - James zakręcił słoik z łupem. - No, panowie! Bierzmy się do pracy! 

Huncwoci postanowili przez miesiąc przyjmować jedzenie w formie papki. Kupili sobie nawet w Hogsmeade specjalne kubki ze słomką. 

- Panowie, pamiętajcie. Liść umieszczamy pomiędzy dziąsłem a policzkiem, na górze, po tej stronie, którą mniej żujemy. - James zaaplikował swój liść uprzednio zwijając go w rulon. Miał nadzieję przez ustalony czas unikać ludzi jak tylko mógł. Bał się o mycie zębów i seplenienie. Wiadome było, że mandragora zacznie się rozkładać, więc obawiał się zapachu podobnego do czosnku albo nawet gorszego. Czekał ich bardzo ciężki miesiąc. 

- I żeby go nie połknąć. - Syriusz również włożył zwinięty liść do ust. 

- Bleh - mruknął Peter i poszedł w ślad kolegów. Siedzieli chwilę w ciszy. 

- Obrzydliwe to jest - stwierdził Syriusz. Przyjaciele pokiwali twierdząco głowami. Zgodzili się jednak wspólnie, że robią to dla Remusa, a to miała być najlepsza motywacja. 

Radzili sobie dobrze. Chodzili na zajęcia i posiłki, ale unikali rozmów z ludźmi, a w szczególności z Lily, która tak jak Remus, ku przerażeniu wszystkich Huncwotów, została prefektem. Dziewczyna za to żyła w spokoju, szczęśliwa i z nadzieją, że chłopak darował sobie próby umówienia się z nią. Gdyby jednak tak nie było, mogła mu bezkarnie wlepiać szlabany. Ekscytowała ją ta myśl. 

- Co wyście tak zamilkli? - Któregoś poranka Marlena nie wytrzymała. Dosiadła się do unikających towarzystwa Huncwotów. Przez ostatni czas na posiłki przychodzili przed lub po największym tłumie. Jedli same papki i wyglądali naprawdę mizernie. Twarz Petera była nawet lekko zielonkawa. James próbował ją zbyć gestem dłoni. 

- Daj spokój Marleno, mamy ciężki okres - mruknął Syriusz zasłaniając usta. Widać było, że mówienie sprawia mu trudność. Zrobił kilka dziwnych min, jakby popychał coś językiem, skrzywił się i machnął ręką w geście poddania. 

- Ile dni jeszcze zostało? - spytał Remus obserwując przyjaciół.

- Dwa tygodnie - mruknął James uderzając głową w blat. - Dwa tygodnie męczarni. Czy ty wiesz - włożył palec do ust umiejscawiając liść na swoim miejscu - że to zamienia się w dziwną galaretkę? Boję się, że połknę to we śnie! - jęknął. 

- Może trzeba było poszukać jakiegoś zaklęcia, które to przytwierdzi? - mruknął Peter. Przez to paskudztwo nawet nie chciało mu się jeść. 

- Co wy kombinujecie? - dopytywała Marlena nakładając sobie owsiankę. 

- Nic szczególnego, słowo Huncwota. Jesteśmy bardzo grzeczni, ostatnio zmieniliśmy priorytety - uśmiechnął się Syriusz, ale nie wyszło mu to najlepiej. Glutowaty już liść przesunął się lekko i wypuścił soki. Chłopak skrzywił się. 

- Tortury, to są czyste tortury - jęknął James. - Masz świadomość, że jeśli się zrzygam, to będzie to tylko i wyłącznie twoja wina? - rzucił oskarżycielsko w stronę Lupina. Ten wzruszył ramionami. Miał cichą nadzieję, że nie dotrwają do końca miesiąca. Naprawdę już potwornie śmierdzieli, jakby nosili przy sobie trupa. Jakby nie zwymiotował James, to wszyscy naokoło mogli sami dostać torsji. 

- Na brodę Merlina, co tak capi? - Lily dosiadła się do Marleny

- Nie uwierzysz, ale Potter i jego świta. Poza Remusem, on wygląda najnormalniej - odparła ściszając głos, aby chłopcy jej nie usłyszeli. Odsunęła się też lekko od nich. Lily nie wytrzymała i uśmiechając się złośliwie rzuciła w kierunku Jamesa: 

- Potter, jakiś nowy rodzaj feromonów? Mogę ci powiedzieć od razu, zadziała tylko na muchy i skunksy. Albo desperatki.

- Wierzę, że jesteś desperatką - mruknął poruszając szybko brwiami, w celu zachęcenia Lily do dalszego flirtu. - Albo muchą.

- Na twoje nieszczęście, ani jednym ani drugim. Umyj się człowieku, bo czuć cię na końcu korytarza. To jakiś nowy dowcip? Bo jeśli tak, to mało śmieszny - rzuciła. Zrobiła sobie tosty, zawinęła je w chusteczkę i schowała do torby. - Idę zjeść pod salą, Huncwoci wyraźnie chcą człowiekowi umilić życie od samego rana. 

- Tego smrodu nie zabijają nawet najlepsze perfumy! - zawył James oblewając się połową fiolki swojej ulubionej wody, której głównym tematem był cynamon. Po użyciu przez moment wyrazista w nich była nuta cytrusowa, by po chwili noszenia zamienić się w czysto korzenno-drzewną. 

- Przestań się tym oblewać, bo teraz śmierdzisz jeszcze gorzej niż bez tego. Idź za przykładem Petera, on wytrzymuje bez dodatkowych zapachów. - Syriusz wyrwał przyjacielowi flakon.

- Wytrzymuje? Zwariowałeś Syriuszu? Umieram, nie wytrzymuję! - jęknął Peter rzucając się na łóżko. - Jeszcze tylko kilka dni. Wytrzymamy, prawda? 

Peter nie mógł się poddać. W końcu był Huncwotem. Gdyby teraz odpuścił, gdyby zwymiotował, a miał taką ochotę, żołądek przewracał mu się co chwilę, to nie zaimponowałby kolegom. Był słaby, ale musiał wytrzymać, musiał pokazać, że zasługuje na to, aby być w tej paczce. 

Wytrzymali. Równo o północy, kiedy Remus męczył się we Wrzeszczącej Chacie, oni wyciągali galaretowatą maź z ust i wkładali do fiolek zamykając szczelnie. Peter zwymiotował. 

- Rewelacyjnie! Jesteśmy najlepsi, świetnie sobie poradziliśmy! - Syriusz klepnął przyjaciela w plecy, gdy całą trójką okupowali łazienkę, a Peter obejmował muszlę klozetową ramionami. Chłopak zakrztusił się, oczy zaszły mu łzami, ale podniósł kciuk w górę. 

- No to teraz trzeba ubłagać Evans, żeby zrobiła nam eliksir. - James włożył szczoteczkę do ust. 

- I to twoje zadanie, przyjacielu. - Syriusz poszedł w jego ślady. – Tylko najpierw musimy przestać śmierdzieć. 











Jesteś moją kotwicą (Jily)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz