Pani Evans leżała na podłodze płacząc z bólu. Była przy niej wyspecjalizowana akuszerka z Cokeworth, matka oraz najlepsza przyjaciółka, która mieszkała w domu obok. To był jej drugi poród, ale równie trudny, co pierwszy. Zaciskając mocno dłoń na ramieniu matki parła ile sił, by dziecko wydostało się z jej brzucha. Gorące ręczniki pomagały złagodzić ból, a uspokajające komendy położnej dodawały otuchy. Matka odgarnęła mokre od potu włosy córki, gdy było już po wszystkim. Przecięto pępowinę, dziecko owinięto w ręcznik i podano wycieńczonej matce, która płacząc i śmiejąc się jednocześnie, przytuliła zawiniątko do piersi.
-Lily, moja mała Lily - wyszeptała Pani Evans - jesteś wyjątkową istotką wiesz?
Rzeczywiście, Lily Evans była wyjątkową istotą. Miała śliczną buzię, malinowe usta, jasno zielone oczy, bardzo bladą cerę i kontrastujące z nią kasztanowe włoski, które lekko falowały się przy końcówkach. Gdy tylko nauczyła się mówić, szybko i w wyjątkowo zabawny sposób odgryzała się starszej siostrze, Petunii. Starała się naśladować każdy jej krok, potykała o kamyki i kochała jak nikogo innego. Petunia zaś opiekowała się młodszą o dwa lata siostrą i uprzykrzała życie, gdy zbytnia natarczywość rudej istoty przyprawiała ją o złość. Były do siebie bardzo podobne, chociaż Petunia z wyglądu podobna była bardziej do swojego ojca, Pana Evansa. Miała brązowe włosy i zielone oczy. Rysy jej twarzy były jednak ostrzejsze niż Lily, oczy nie miały kształtu migdału, a były głębiej osadzone. Za to usta miały podobne.
-Patrz - powiedziała mała Lily, gdy urządzała wraz z siostrą standardowe spotkanie przy herbacie dla misiów i lalek - Panna Dudu puściła ci oczko!
Siostry zaśmiały się serdecznie, gdy lalka mrugnęła do starszej.
-Kochanie - mruknęła Pani Evans - przywidziało mi się, czy ta lalka faktycznie mrugnęła?
Lily Evans faktycznie była wyjątkową osobą. Dzieliła się zabawkami z dziećmi z okolicy, gdy bawiła się z nimi na placu i potrafiła zaplatać najładniejsze wianki na podwórku. Jej zamki z piasku zawsze były imponująco piękne i nigdy nie ulegały zniszczeniu, gdy zamki Petunii i innych dzieci rozpływały się podczas deszczu. Lily potrafiła także sprawić, że motyl, który siadał na jej palcu odlatywał bardzo powoli, tak, aby wszystkie dzieci mogły zobaczyć jaki jest piękny.
Petunia przywykła do tego, że jej siostra jest trochę inna niż ona i reszta dzieci. Ale dzięki temu wszystkie ich zabawy były wyjątkowo zabawne. Lily zawsze mówiła to, co uważała za słuszne, będąc przy tym wyjątkowo błyskotliwą. Szybko się uczyła i była bardzo wrażliwa na dobro, miłość i piękno.
-Jesteś wyjątkowa - Pani Evans szepnęła do ucha córki, gdy przyszła do jej pokoju aby utulić ją do snu - Jesteś moją małą czarodziejką - ucałowała dziecko w czoło i nakryła kołdrą.
-Czemu nas podglądasz?! - krzyknęła Lily do opierającego się o drzewo chłopca. Miał czarne włosy i tego samego koloru, wyjątkowo bystre oczy. Obserwował dwie bawiące się na huśtawkach dziewczynki. Obserwował je już zresztą nie pierwszy raz. Nigdy jednak nie odważył się podejść i porozmawiać. Ta, która go zauważyła, wiedział od razu - była taka jak on. Magiczna. Jejhuśtawka to przyspieszała, to zwalniała, to zatrzymywała się w pół łuku albonawet na chwilę w górze. Gdy biegała szczęśliwa, trawa nabierała żywo zielonego koloru a rosnące na niej stokrotki od razu rozwijały się.
Teraz, gdy został nakryty na podglądaniu, musiał przestać zwracać uwagę na zniszczone ubrania, które nosił. Jego rodzina była bardzo biedna. Ojciec siedział w domu, pił, był kompletnie niemagicznym człowiekiem. Chłopiec nie rozumiał, dlaczego jego mama, która była czarownicą, marnowała życie z kimś takim. Kochał słuchać opowieści o swoich dziadkach, o magii, o rezydencjach czarodziejów, a także o szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart, o czasach, gdy jego matka się tam uczyła i o Domu Węża, do którego należała. Marzył o tym, aby tam trafić i wyjątkowo cieszył się, że w jego miasteczku też jest osoba, która przejawia takie same zdolności magiczne, jak on. Postanowił wdrożyć ją w szczegóły bycia czarodziejem i właśnie natrafiła się ku temu okazja.
Wyszedł zza drzewa.
-Wcale nie podglądam! Ja tylko... - zająknął się. - Jesteś czarownicą, jak ja. - Spojrzał badawczo na Lily podchodząc bliżej.
Lily spojrzała uważnie na siostrę. Huśtawka, na której się bujała zatrzymała się w powietrzu by po chwili bardzo wolno opaść na sam dół.
-O czym ty mówisz? - warknęła Petunia. Nie podobał jej się ten chłopiec. Wyglądał okropnie, jak bezdomny. Miał na sobie za duże ubrania i na pewno pochodził z biednego domu. Ona i Lily, w przeciwieństwie do niego, były schludne. Ich tata pracował w miejscowej fabryce na wysokim stanowisku, a mama potrafiła o nie zadbać - Chodź, Lily, nie będziemy się z nim zadawać.
Lily jednak nie miała ochoty wykonać polecenia siostry. Zdawała się nie zauważać wyglądu chłopca. Zeszła z huśtawki jak oczarowana i wyciągnęła ku niemu dłoń
-Lily Evans - przedstawiła się
-Severus Snape.
Severus opowiadał Lily o magii. Szybko zaprzyjaźnili się ze sobą. Chłopiec uczył dziewczynkę jak świadomie panować nad zdolnościami. Udawało jej się podnosić i obracać w powietrzu gałązki. Ich spotkaniom przez pewien czas towarzyszyła Petunia. Mimo wszelkich swoich starań, nie potrafiła nic, co udawało się jej młodszej siostrze. Próbowała swoich sił chociażby w poruszeniu kamyka samym patrzeniem na niego, ale jej starania spotykały się z prześmiewczym wzrokiem Severusa i zażenowanym spojrzeniem Lily. Szybko stała się zazdrosna, a para nowych magicznych przyjaciół zaczęła unikać spotkań w jej towarzystwie. Szala goryczy przelała się, gdy w dniu swoich jedenastych urodzin Lily otrzymała list z Hogwartu. Razem z nim w domu Evansów pojawił się dyrektor szkoły, czarodziej, Albus Dumbledore.
Po długich godzinach rozmów przekonał on rodziców dziewczynek do przeniesienia młodszej do odpowiedniej dla niej placówki. Poinstruował w jaki sposób mają wymienić obowiązujące w świecie mugoli funty na magiczne galeony, gdzie wysłać Lily po podręczniki i przybory szkolne. Lily słuchała tego wszystkiego z zachwytem. Zachwyceni też okazali się być jej rodzice. Na magiczną ulicę Pokątną dziewczynka udała się razem z Severusem, który otrzymał taki sam list, i jego matką, która sprawowała pieczę nad wszystkim. To tam Lily kupiła swoją pierwszą różdżkę oraz szatę. Na peron 9 i 3/4 Lily także udała się z rodziną Snape'ów.
-Przepraszamy, czy możemy się dosiąść? - spytała Evans wchodząc do przedziału pociągu Hogwart Express zajmowanego przez dwóch chłopców. Obaj mieli czarne włosy. Jeden z nich nosił okulary, miał orzechowe oczy i zarysowaną szczękę. Drugi natomiast miał niebieskie oczy i lekko wychudzoną twarz. Uśmiechał się bezczelnie.
-Jasne - odparł pierwszy chłopiec obserwując nowych kolegów - Jestem James Potter, a to Syriusz Black
-Lily Evans i Severus Snape. - Dziewczyna wskazała na swojego przyjaciela.
Gdy zajęli już miejsca obok wyjścia z przedziału, Sev półszeptem odezwał się do dziewczyny
-Mam nadzieję, że uda nam się być w jednym domu! Najbardziej bym chciał żebyśmy trafili do Slytherinu. Moglibyśmy wspólnie spędzać czas w Pokoju Wspólnym!
Do rozmowy wtrącili się dwaj chłopcy z przedziału.
–Ktoś tutaj chce być w Slytherinie? Chyba się gdzieś przesiądę, a ty? – zapytał James chłopca rozwalonego na ławce naprzeciw niego, Syriusz nie roześmiał się.
–Cała moja rodzina była w Slytherinie – powiedział.
–Jasny gwint! A ja myślałem, że z tobą wszystko w porządku!
-A co, taki jesteś cudowny, że pewnie chcesz być w Gryffindorze? - odparł Severus mrużąc oczy w kierunku Jamesa.
-Żebyś wiedział S...-zająknął się rozmówca, jakby szukając odpowiedniego imienia -...Smarkerusie - Potter uśmiechnął się bezczelnie i oparł o oparcie.
-Wychodzimy Sev. - Lily poderwała się na równe nogi. - Żaden nadęty bufon nie będzie cię obrażał!- Dziewczyna złapała przyjaciela za rękę i wyciągnęła z przedziału rzucając w stronę Pottera wściekłe spojrzenie.
CZYTASZ
Jesteś moją kotwicą (Jily)
FanfictionHuncwoci, Lily Evans, Severus Snape. Historia, która mogła mieć miejsce, oparta na książkach i tekstach pobocznych Rowling, sprawdzana z Pottermore. "- Bawi was czyjeś nieszczęście? - Fuknęła mrużąc oczy z wściekłości - Dla niektórych nieszczęście...