54. Labirynt

2.3K 137 45
                                    

Lekcja Obrony Przed Czarną Magią rozpoczęła się na dobre. Uczniowie mieli wchodzić do labiryntu pojedynczo, według listy alfabetycznej. Lily miała to nieszczęście, że widniała na niej druga, zaraz po Syriuszu. Chłopak pokonał labirynt w niecałe trzy minuty zaskakując tym samym wszystkich uczniów i profesora. Gdy pojawił się u wyjścia, uśmiechał się bezczelnie i bawił się różdżką. 

- Łatwizna - stwierdził. 

- Panie Black, Wybitny - powiedział profesor będąc naprawdę zdziwionym. Cały czas trzymał w dłoni przedmiot, w którym widać było, co dzieje się z uczniem w labiryncie. Dzięki temu miał pełną kontrolę nad wydarzeniami i w każdej chwili mógł przerwać zaklęcia. Dodatkowo, dzięki temu mógł wystawiać oceny. 

Po ponownym wysłuchaniu wszystkich uwag profesora, głównie dotyczących zasad bezpieczeństwa, Lily wzięła głęboki oddech i przekroczyła linię startu. Gdy obejrzała się za siebie, zobaczyła jedynie ścianę stworzoną z żywopłotu. Uczniowie i widok za jej plecami zniknęli. Zacisnęła dłoń mocniej na różdżce i ruszyła przed siebie uważnie rozglądając się na boki. 

Lily otaczał żywopłot. Dookoła było przerażająco cicho, jakby całe życie uszło z labiryntu. Przed nią była na razie tylko jedna ścieżka. Szła wzdłuż ściany starając się nie dotykać jego listków. Wzrok jej się wyostrzył, próbowała nasłuchiwać i starała się nie oddychać. Z jej prawej strony wręcz znikąd pojawiła się czarna postać. W jej kierunku polecało zaklęcie. Lily nawet nie pisnęła. Odbiła je i powaliła postać na ziemię używając zaklęcia odrętwiającego. Na rozwidleniu dróg skręciła w prawo wymijając kukłę.

Zapewne gdyby wybrała inną drogę, zgubiłaby się w labiryncie. Tymczasem ten zniknął, a Lily znalazła się w gęstym lesie. Gałęzie cicho chrupały pod jej nogami. Starała się nie zostawić za sobą żadnego śladu, więc omijała wszystkie drzewa i liście, które mogłyby ją w jakikolwiek sposób dotknąć. Jeśli były tu jakieś zwierzęta, mogły ją bez problemu wytropić. Coś błysnęło w słońcu. Lily ominęła cieniutką żyłkę rozpiętą pomiędzy drzewami. Była to magiczna pułapka, która zapewne łapała każdego, kto w nią wszedł. Koło jej ucha przeleciało zaklęcie. Musnęło jej włosy obcinając ich kosmyk. Obróciła głowę w stronę, z której nastąpił atak i od razu rzuciła protego odbijając kolejny cios przeciwnika. Niestety, nie dostrzegła nikogo, kto mógłby ją zaatakować. Zapewne chował się za którymś drzewem. Szybko odeszła od pułapki, aby w razie wypadku nie dać się w nią złapać. Kolejną inkantację lecącą już nieco z lewej strony również udało jej się odbić. Zobaczyła kawałek szaty. Szybko skoczyła w miejsce, z którego mogła dopaść przeciwnika i posłała w jego stronę klątwę. Trafiła w drzewo robiąc na nim paskudne rozcięcie. Przeciwnik, kolejna kukła w czarnych szatach, rzucił się w jej kierunku rzucając zaklęcie za zaklęciem. Odbijała je i gdy tylko nadarzyła się okazja pomiędzy inkantacjami, rozbiła postać na milion kawałków. 

Lily oddychała szybko, ale nie dane jej było odpocząć. Grunt pod nogami zaczął jej się poruszać. Stanęła przypadkiem w pnączach, które zaczęły powoli oplatać jej stopy. Rozpoznając w nich Diabelskie Sidła skierowała snop światła. Macki od razu cofnęły się. Lily mogła szybko odskoczyć. 

I znów, przestrzeń wokół niej zmieniła się. Stała teraz na środku mostu nad rzeką. Mogła iść tylko przed siebie, jednak gdy tylko poruszyła się, most zaczął drżeć. Lily rozejrzała się dookoła. Nie widziała nic, co mogłoby wydać się podejrzane. Zrobiła kolejny krok w przód. Deski zaczęły odpadać z mostu jedna za drugą. Puściła się biegiem na drugą stronę, zapominając o posiadaniu różdżki. Niestety, most rozpadał się także z drugiej strony. Lily, nie patrząc za siebie, zatrzymała zaklęciem większy kawałek mostu, aby nie spadł do wody, szybko rzuciła zaklęcie odbijające najpierw na krawędź deski, do której dobiegała, a następnie na tę, którą chwilę temu zatrzymała w powietrzu. Odbiła się, przeskakując. Odbiła się znowu i wylądowała na trawie na brzegu rzeki. Przed nią była ściana, a w niej drzwi. Nie było innej drogi. Rozejrzała się. Most za nią rozsypał się na dobre. 

Nacisnęła klamkę. Usłyszała kliknięcie otwieranego zamka. Pchnęła drzwi. Zamknęły się za nią, gdy tylko weszła do środka. 

Zaledwie o krok dalej Lily zawisła nad głęboką przepaścią, której dno poznaczone było ostrymi skałami. Nie była w stanie się ruszyć, miała wrażenie, że spada w dół, że zginie. Uczucie było tak silne, że zaczęła krzyczeć. Zacisnęła dłoń na różdżce jeszcze mocniej. Odważyła się otworzyć oczy, które zamknęła w ataku paniki. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że przecież weszła tu drzwiami.Wciąż bojąc się poruszyć przypomniała sobie o zabawnym dmuchanym zamku, na który zabrali ją i Petunię jej rodzice, gdy były młodsze. 

- Riddiculus - wyszeptała celując w kulkę energii, którą dostrzegła pomiędzy iglicami. Przepaść zmieniła się w wyobrażoną wcześniej wielką, gumową zabawkę, a Lily zaśmiała się na samo wspomnienie. Wszystko zniknęło. A więc to jednak był bogin. Stała przy wyjściu z Zakazanego Lasu, a w nią wpatrywało się kilkanaście par oczu uczniów z rocznika. Profesor Moore uśmiechał się do niej. 

- Już myślałem, że nie przejdziesz ostatniego zadania, ale udało ci się. Gratulacje. Wybitny.  - powiedział. Lily uśmiechnęła się i odeszła rzucając się na trawę obok Huncwotów. 

- Jak tam? - spytał zaciekawiony Remus.

- Łatwo nie było... - mruknęła Lily kładąc się plecami na trawie. Próbowała się jakoś wygodnie ułożyć. Nim jednak wpadła na jakiś pomysł James przetransmutował książkę w poduszkę i podał ją dziewczynie. Podziękowała i ułożyła ją wygodnie pod głową. Poczuła jak jej mięśnie się rozluźniają. 

- Drżysz - zauważył James uważnie się jej przyglądając. - Zimno ci? - spytał gotów ściągnąć z siebie bluzę. 

- Bogin zamienił się w przepaść pełną iglic, na które spadałam - odparła zamykając oczy. Postanowiła wygrzać się na słońcu przed kolejnymi zajęciami. 

- Muszę cię koniecznie zabrać kiedyś na stadion, żebyś mogła polatać ze mną na miotle. - Uśmiechnął się do niej. Marzył o tym, aby czuć wiatr we włosach, ekscytację związaną z wysokością i móc jednocześnie obejmować Lily. 

Spojrzała na niego jak na człowieka niespełna rozumu. 

- Wybacz, ale powiem to tylko raz. Po moim trupie, Potter. 

- Po twoim trupie dasz się zabrać na randkę czy polatać na miotle? - droczył się z nią. 

- Oba - odpowiedziała krótko. 

Jej przyjaciele zaśmiali się gromko przysłuchując ich wymianie zdań. 

- No nie masz szczęścia, Rogaczu - skwitował Remus i podniósł się z ziemi. Profesor wyczytał jego nazwisko. 



-------------------------------------------------------------------------------

Do zobaczenia za jakiś czas kochani :* 



Jesteś moją kotwicą (Jily)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz