45. Wagary

2.5K 143 77
                                    

- O nie... - jęknęła Lily budząc się któregoś poniedziałkowego poranka. - Zaczyna się najgorszy tydzień w całym roku.

Marlena wygramoliła się spod kołdry. Nie mając jeszcze siły mówić, spojrzała tylko pytająco na swoją przyjaciółkę. 

- W sobotę walentynki i wyjście do Hogsmeade. Potter znowu nie da mi żyć - westchnęła opuszczając bose stopy na zimną posadzkę. Wstrząsnął nią dreszcz. 

- A ja chyba mam z kim spędzać walentynki w tym roku... - mruknęła Marlena z lekko zasępioną miną. Tym razem to Lily spojrzała na nią pytająco. - Chyba chodzę z Blackiem.

- Tak oficjalnie? Jak do tego doszło? - pytała rudowłosa wyciągając ubrania z szafy.

- Wpadłam na niego któregoś razu na schodach. Już myślałam, że po świętach skończyliśmy się bawić w przygodny seks, ale skończyło się znowu w jakimś tunelu. - Marlena spotkała się z oburzonym spojrzeniem Lily. Wzruszyła na to tylko ramionami nie przejmując się zdaniem dziewczyny. - No i po wszystkim Black stwierdził, że nie pozwoli nikomu zbliżyć się do mnie i zadeklarował, że sam nie będzie macać żadnej innej dziewczyny... 

- A to akurat urocze - skwitowała Evans kierując się do łazienki. - Ale jak na mój gust, to zostałaś oficjalnie jego seks zabawką, a nie dziewczyną. - Zniknęła za drzwiami. 

Marlena zastanowiła się chwilę. 

- Miłość to niewola, płacz i zgrzytanie pochwy - mruknęła po chwili i westchnęła uśmiechając się delikatnie. 



Huncwoci nie pojawili się na śniadaniu. Poniedziałki nie należały do dni, w których mieli ochotę wstawać z łóżek. Marlena namówiła Lily do produkcji kanapek dla całej zgrai. 

- Nie wstali, to nie będą jedli, proste! - opierała się Evans odmawiając pomocy przyjaciółce. 

- Weź, nie bądź świnia! Ostatnio sporo zrobili dla Petera, należy im się. 

- Niesłusznie oskarżając Snape'a! - warknęła. - Nie pomogę! 

- Daj spokój! Smaruj! - McKinnon rzuciła na talerz Lily osiem kromek chleba i podsunęła masło. 

- Jak mu zrobię kanapkę, to już w ogóle ubzdura sobie, że go kocham i nie da mi żyć! - zawyła ale dzielnie wzięła się za smarowanie. 

- James? - zdziwiła się brązowowłosa smarując kolejne osiem kromek. 

- Nie, Horacy Slughorn - zaironizowała. Marlena roześmiała się rozkładając na każdej z połówek szynkę i podając Lily ser, żeby ułożyła go na swoich częściach. 

- Może nie będzie tak tragicznie. 

Dziewczyny złożyły kanapki, zawinęły je w serwetki i z takimi pakunkami udały się pod klasę transmutacji. Blok zajęć z Minerwą McGonagall zapowiadał się tak samo uroczo, jak zachmurzone niebo i szarówka za oknem. 

Pomimo obaw Lily o wzmożoną atencję Jamesa Pottera ten zdawał się kompletnie zapomnieć o walentynkach. To był w ogóle jeden z tych tygodni, w których Huncwotów ciężko było dorwać - rozpoczynając od posiłków, przez zajęcia i na czasie wolnym kończąc. Jeśli już gdzieś się pojawiali, to wybitnie zmęczeni i bez Remusa. Wagarowanie najczęściej zdarzało im się w okolicach pełni. Lily uderzyła się otwartą dłonią w czoło. 

- No tak. Pełnia - mruknęła sama do siebie przewracając oczami. Zamknęła podręcznik od Obrony Przed Czarną Magią i głęboko wzdychając ruszyła na obchód po korytarzach. Dziś miała go odbyć z prefektem Revenclawu, Barrym Dovelem. Lily lubiła Barrego. Był nieco zakręcony, ale oczytany i inteligentny. Czas spędzony z nim na patrolach zawsze mijał nadzwyczaj przyjemnie. Nie był to ten rodzaj podniecającej i pełnej emocji konwersacji, co w przypadku Pottera, ale przyjemnie zaspokajał ciekawość świata rudowłosej.

Severus Snape zauważył nieobecność Huncwotów. Postanowił ich znaleźć i dowiedzieć się, co knują. Musiał ich zniszczyć i doprowadzić do wyrzucenia z Hogwartu. Niestety, cała czwórka zniknęła i nie mógł ich zlokalizować. Próbował, chodził po korytarzach, nawet zapuścił się do zakazanego lasu. Niestety. Zniknęli jak kamień w wodę. 

- Snape węszy - mruknął Syriusz gdy siedzieli w Trzech Miotłach popijając piwo kremowe. Zostało im trochę czasu do trzeciej już przemiany Remusa i postanowili chwilę się zrelaksować z dala od szkoły. Kontrolowali jednocześnie Mapę aby nie natknąć się na żadnego nauczyciela czy ucznia. Kropka Snape'a poruszała się w okolicach Wieży Gryffindoru, po korytarzach i nawet w zakazanym lesie. 

- Masz już obsesję, Łapciu - zaśmiał się James. Rozejrzał się po ulubionym pubie. Madame Rosmerta zawieszała właśnie czerwone ozdoby w serduszka na oknach i przystrajała girlandą o podobnym motywie bar i krzesła. - O nie! Na śmierć zapomniałem! 

- Walentynki? - spytał Peter. James przytaknął skinięciem głowy. - Zaprosisz Lily? 

- W tym roku chyba w ogóle ich nie spędzę. To już jutro, a przed nami ostatnia w tę pełnię eskapada. Nim się obudzę, to będzie już ciemno i na randkę zostaną mi może dwie godziny. 

- Jakbyś się kiedykolwiek przejmował godzinami powrotów z Hogsmeade - Syriusz otarł wargi. - No, panowie! Zbieramy się! Już czas! - Klasnął w dłonie i wstał od stołu. 

- Hej, przygodo! - Dołączył do niego Peter, który czuł się wybitnie dobrze i bezpiecznie w towarzystwie chłopaków. James dopił piwo i całą trójką, żegnając się z barmanką, opuścili pub. 

Marlena czuła się zawiedziona. Syriusz nie odzywał się do niej, ba, był nieuchwytny. Mogłaby nawet pomyśleć, że jej unikał, ale zniknięcie reszty Huncwotów utwierdzało ją w przekonaniu, że były to tylko złudzenia. Gdzieś w głębi serca miała nadzieję, że walentynki spędzą wspólnie. Niestety, dzień ten Marlena świętowała razem z Lily pijąc piwo kremowe w Trzech Miotłach. 

- Wiesz co? - mruknęła Lily rozglądając się po pomieszczeniu. - W sumie, jestem już pełnoletnia, napiję się drinka. Co mi tam... 

- Od czasu do czasu cię o to pytam, ale gdy tak mówisz, to czuję się kompletnie usprawiedliwiona. Kim jesteś i co zrobiłaś z Lily Evans? - zaśmiała się Marlena. Lily posłała jej mordercze spojrzenie. 

- Nie przeginaj, McKinnon. Po prostu gdzieś w środeczku miałam nadzieję jednak odpędzać się od Pottera i jego umów się ze mną, Evans. - Lily próbowała sparodiować Rogacza. 

- Ty wredna małpo! Chciałaś wyżywać się na nim spławiając go okropnymi tekstami! - Marlena skierowała wskazujący palec w przyjaciółkę.

- Masz mnie! 

Gdy Lily skończyła pierwszego swojego drinka i brała się już za drugi, a humor jej i jej przyjaciółki znacząco się już poprawił i dziewczęta postanowiły śpiewać piosenki miłosne, w pubie zjawił się James z Syriuszem. Obaj spojrzeli po sobie gdy od wejścia usłyszeli roześmiane i rozśpiewane głosy. Od razu ruszyli w stronę ich stolika. 

Jesteś moją kotwicą (Jily)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz