Chcieliście Syriusza i Marleny, nie ma problemu, robi się. Na razie nie będzie oddzielnego opowiadania, trochę dam im więcej miejsca w Jily :)
Nudzi mi się w szpitalu. Dostałam laptopa i jak nie mam odwiedzin, albo nie uciekam z oddziału do domu, to piszę. Wiecie jak to jest :D
Dziś się czułam jak rebel. Wsiadłam do złotej Audicy mojego taty i z piskiem opon, w dresie i z opaską szpitalną na ręce, pojechałam do domu. A potem przed 15 wślizgnęłam się na oddział z takim "matko kochana, jaki ten szpital jest duży!".
-------------------------------------------------------------------------
Marlena McKinnon była ładna, miała brązowe włosy, dość delikatne rysy twarzy i niebieskie oczy. Wyglądała na o kilka lat mniej niż miała faktycznie. Była dość drobnej budowy, nie za wysoka, około pięciu stóp i sześciu cali wzrostu, o bardzo zgrabnej sylwetce i długich nogach. Należała do osób towarzyskich, otwartych, szczerych, czasem głośnych. Miała raczej obojętny stosunek do regulaminu szkolnego i podobały jej się żarty Huncwotów, chociaż nigdy sama nie odważyłaby się żadnego nikomu zrobić. Uwielbiała dzieci, za sprawą młodszego rodzeństwa, którym opiekowała się w domu podczas ferii. Była też wielką fanką Quidditcha, chociaż sama nie grała w drużynie. Marlena wolała przebywać w towarzystwie chłopców. Dziewczyny wydawały jej się zbyt skomplikowane, dociekliwe, pełne sprzeczności. Chłopcy byli prości, zabawni i nie przeglądali babskich pisemek plotkując o życiu Hogwartu i znanych czarodziejów. Marlena trzymała się z dala od plotek. Wolała, pomimo dość ekstrawertycznej natury, nie być obiektem rozmów innych, choć lubiła, gdy się za nią oglądano. Z natury miała dość cięty język i była wyzwolona. Nie bała się eksponować swojego ciała i kiedy tylko mogła pokazywała swoje nogi. W dni, w które można było ubierać coś innego niż mundurek szkolny, uwielbiała nosić krótkie szorty, topy i wielkie, szerokie bluzy żywcem zdjęte ze starszego brata, którego nie miała, więc okrycia wierzchnie zwykle dostawała od kolegów. Do miłości nie przywiązywała nigdy wagi. Jej najdłuższy związek trwał może z miesiąc. Dla każdego chłopaka Marlena jednak okazywała się tylko "kumpelą", z którą można było zgrzeszyć, o ile na to pozwoliła. Od jakiegoś czasu Marlenę McKinnon można było jednak obserwować w ubraniach tylko jednego chłopaka, tylko w towarzystwie jego i jego przyjaciół, a także można było słuchać miliona plotek na ich temat.
Marlena miała już szczerze dość całej tej chorej sytuacji z Syriuszem Blackiem, Casanovą Hogwartu. Była na językach całej szkoły tylko dlatego, że była pierwszą dziewczyną, której udało się go usidlić na dłużej niż tydzień. Ba, McKinnon pobiła rekord, ponieważ Black nie widział poza nią świata już ponad pół roku, a oficjalnie cztery miesiące. Długi czas ich schadzek nie przeszkadzał jednak jego fankom w oczernianiu brunetki i uprzykrzaniu jej życia. Marlena starała się ignorować zachowania połowy dziewcząt w szkole, unikała z nimi kontaktu i nadal pozostawała miłą i normalną Marleną szczerze mówiącą swoje opinie nawet przechodniom, których fragmenty rozmów słyszała na korytarzu.
Przez zachowanie głośnego i impulsywnego Syriusza, buntownika z wyboru, cholernie zdolnego chłopaka, posiadającego ogromną wiedzę i talent, Marlena sama stała się nieco bardziej wybuchowa, a jej szczere opinie bardziej wredne i bezpośrednie. Mimo to, jak nikt inny panowała nad Syriuszem, a dokładniej nad jego sercem i emocjami. Przy niej zachowywał się jak pies prowadzony na krótkiej smyczy.
Pomimo tego, że oboje nie wierzyli w miłość, Syriusz za sprawą złych wzorców wyniesionych z domu i okrutnego dzieciństwa, Marlena zaś dlatego, że nigdy tak naprawdę się nie zakochała i poza pociągiem seksualnym i chemią nie czuła do żadnego chłopaka żadnych wyższych uczuć niż relacji przyjacielskich, wpadli po uszy nie mogąc przestać o sobie myśleć, troszczyć się o siebie i chwalić. Marlena uzależniła się od towarzystwa Blacka, on zaś nie wyobrażał sobie traktować jak księżniczkę żadnej innej dziewczyny.
Syriusz Black nie był pantoflarzem. To ostatnie, co można mu było zarzucić. To on błyszczał w tym związku, a Marlena pozwalała mu na to. Mimo to wiedział, że mogła mu jej pozazdrościć połowa męskiej części Hogwartu - za figurę, nogi, piękne, długie włosy, regularne rysy twarzy, duże oczy i dźwięczny śmiech. Była słodka, stanowcza i lubiła jego dowcipy, przy czym nie wtrącała się w nie, dając mu na wszystko wolną rękę. Dzięki temu Marlena stała się kobietą idealną. Jedyne czego od niego wymagała to wierność, a tego akurat Blackowi nie można było zarzucić. Jeden z Huncwotów stwierdził nawet, że Łapa był wierny jak pies, czym wywołał salwę śmiechu u wszystkich wtajemniczonych w Huncwocki sekret. W jego przypadku zgadzało się to zarówno w przyjaźni, jak i miłości do Marleny McKinnon.
Po ostatnich przykrościach, które jego ukochanej zgotowały fanki Blacka, atmosfera między nimi zrobiła się lekko napięta. Syriusz widząc siniak na żebrach dziewczyny wpadał w szał lub wyglądał jakby się miał popłakać. Kłócili się wtedy. Marlena dawno nie przeżywała jednocześnie tylu skrajnych emocji. Od powstrzymywania Syriusza przed zabiciem sprawczyń, przez zaciskanie jej w żelaznym uścisku nie raz przyprawiając ją o siniaka w kształcie palców, poprzez chwile uniesienia, gdy jeździł delikatnie palcami lub językiem po ranach. Marlena była wybitnie skołowana. Mimo to pozwalała mu na bycie sobą i nie zamierzała w jakikolwiek sposób opanowywać jego wybuchów emocji. Wstydziła się tylko tego, że ktoś kiedyś mógłby zauważyć siniaki na jej ciele, które nie były zwykłym zbyt mocnym zaciśnięciem palców podczas stosunku, a objawami agresji jej chłopaka. Bała się, że któregoś dnia Syriusz wybuchnie na tyle, żeby ją uderzyć. A to byłby koniec zarówno dla niej, jak i dla niego.
Mimo wszystko ich kłótnie nie były częste. Więcej czasu poświęcali sobie i dzięki temu Syriusz przestał aż tak rozrabiać. Mało go interesowało szwendanie się po szkole i znęcanie nad innymi w celach rozrywkowych. Swoją energię pożytkował na zabawach z Marleną.
Leżeli na łóżku w dormitorium Huncwotów. Wieczór należał do tych przyjemnych, piątkowych, gdy można było nic nie robić. Syriusz leniwie głaskał udo Marleny wpatrując się w jej twarz. Nie była mu dłużna. Uśmiechała się słodko i starała zapamiętać każdą plamkę w jego tęczówkach.
- W wakacje przyjadę po ciebie motorem. Wyskoczymy nad morze. - Potarł nosem czubek jej nosa. Marlena przymknęła oczy.
- Mhm - mruknęła w odpowiedzi. Przejechał językiem po jej górnej wardze. Uśmiechnęła się delikatnie uchylając usta i dając mu pogłębić pocałunek. Nie zrobił tego.
- Rozerwiemy się na jakiejś imprezie, a potem w nocy wykąpiemy się w morzu - szeptał w jej usta. Przygryzła jego wargę w odpowiedzi.
- Nago - udało mu się dodać, gdy Marlena naparła na niego zmuszając do położenia się na plecach. Usiadła na nim okrakiem. Poczuła jego twarde przyrodzenie próbujące wydostać się ze spodni. Uśmiechnęła się wrednie i poruszyła delikatnie biodrami ocierając się o niego. Jednocześnie całowała go. Syriusz sapnął. Chwycił różdżkę z półki, przelewitował skarpetkę zawieszając ją na klamce od strony korytarza i zatrzasnął drzwi wyciszając dodatkowo ściany.
Marlena wyrwała mu różdżkę z ręki i, pomimo lekkich jej oporów, użyła jej przywiązując ręce chłopaka do zagłówka łóżka. Syriusz wyszczerzył się do niej, gdy odłożyła różdżkę na półkę i zawisła nad nim z iście Huncwocką miną.
- No to teraz się pobawimy... - uśmiechnęła się. Wyprostowała się i patrząc mu w oczy ściągnęła z siebie koszulkę. Robiła to bardzo powoli. Syriusz dawno przestał wpatrywać się w jej oczy i obserwował każdy ruch jej rąk. Miał ochotę złapać ją w pasie i obrócić tak, aby leżała pod nim, ale więzy skutecznie mu to uniemożliwiały.
CZYTASZ
Jesteś moją kotwicą (Jily)
Fiksi PenggemarHuncwoci, Lily Evans, Severus Snape. Historia, która mogła mieć miejsce, oparta na książkach i tekstach pobocznych Rowling, sprawdzana z Pottermore. "- Bawi was czyjeś nieszczęście? - Fuknęła mrużąc oczy z wściekłości - Dla niektórych nieszczęście...