74. Koniec roku

2.8K 159 204
                                    

Sytuacja po ataku na Szkołę Magii i Czarodziejstwa została bardzo szybko opanowana przez dyrektora i nauczycieli. Uczniowie zostali opatrzeni, przebadani, przesłuchani a ślizgoni i Syriusz także ukarani za bójkę. Albus Dumbledore zawiadomił o całym wydarzeniu Ministerstwo Magii i kategorycznie zabronił wspominania o nim w prasie, aby uniknąć niepotrzebnych ataków paniki wśród czarodziejów.

Lily patrzyła na bladego Jamesa. Strapioną twarz i szatę umorusane miał krwią, na szczęście nie jego. Był bardzo spięty. Zaciskał mocno dłonie na oparciu krzesła, na którym siedział. Mimo to wpatrywał się w dyrektora twardym spojrzeniem, jakby nie żałował żadnej ze swoich decyzji podjętych podczas walki. Lily zdawało się, że w tym spojrzeniu nie było już ani trochę z Huncwota, którego tak dobrze znała. Nie było w nim dziecinności i lekceważącego  stosunku do świata. Przed nią siedział odmieniony James Potter, wydawałoby się nawet zbyt dorosły jak na swój wiek.

-Zabiłeś człowieka, James. Za to idzie się do Azkabanu. - Dumbledore oparł brodę na złożonych dłoniach. Wyglądał na starego i zmęczonego życiem. Jak człowiek, który nie miał pojęcia, co z tym faktem zrobić. Lily spojrzała przerażona na chłopaka. 

- Nie użyłem zaklęcia niewybaczalnego. Nie chciałem go zabijać. Tak naprawdę nawet nie zdawałem sobie pojęcia, że to zaklęcie tak zadziała - powiedział James dziwnie spokojnym głosem.

- Właśnie dlatego nie poniesiesz konsekwencji swojego czynu. Nie powiadomiłem o tym Ministerstwa. Tyle teraz zaginięć, że nikt nie zauważy braku jednego Śmierciożercy. - Dyrektor uśmiechnął się pocieszająco. - Poza tym uważam, że to całkiem ciekawe zastosowanie bombardy maximy...

- Szczerze, dyrektorze, ale gdybym znalazł się znowu w takiej sytuacji, to nie wahał bym się wysadzić go jeszcze raz. To jest wojna, nie plac zabaw. Jeśli oni nie mają skrupułów, żeby nas zabijać, żeby wdzierać się do szkoły i miotać zaklęciami w niewinnych ludzi. W uczniów... to my nie powinniśmy ich mieć przed walką i obroną niezależnie od konsekwencji - odparł twardo. Po chwili jednak westchnął, a jego twarz stężała. - I tak mam wyrzuty sumienia. 

- Byłby z ciebie dobry auror - uśmiechnął się Dumbledore. - Poza tym, uratowałeś życie Martina Smitha oraz naszej słodkiej Lily. A wcześniej Severusowi. Jesteś dobrym człowiekiem, James. Trochę porywczym, ale dobrym. 

Lily przysłuchiwała się dyrektorowi. Ona też widziała w Jamesie zmianę. To nie był ten sam chłopak, co w piątej klasie. Wydoroślał, co do tego nie było żadnych wątpliwości. Choć w jego stężałej twarzy widziała teraz żal, że nie zdołał uratować życia Rose. Choć ta znajomość trwała krótko, Lily była pewna, że James nie wybaczy sobie tego nigdy, mimo że przecież nie mógł nic zrobić. 

- Lily, cieszę się, że byłaś skłonna poświęcić się dla Jamesa. - Dyrektor zwrócił się do niej. Nie miała siły odpowiedzieć, więc tylko kiwnęła głową, będąc nieobecna duchem. Wpatrywała się w profil chłopaka. Tak bardzo chciała, aby na nią spojrzał, jednak James uparcie wbił wzrok w swoje dłonie, które trzymał złożone na kolanach. - Dodatkowo, chciałbym ci podziękować za świetną pierwszą pomoc. 

- Dyrektorze... - zaczęła odrywając wzrok od chłopaka. - A co z naszymi licencjami na teleportację? 

- Och, oczywiście, praktycznie wszyscy je otrzymacie. Kilka osób oczywiście zostało wykluczonych z tego przywileju, chociażby przez problemy z rozszczepieniem, ale ci, którym szło dobrze na kursie, otrzymają swoje licencje sową prosto z Departamentu Teleportacji. Myślę, że to już wszystko na dziś. Ach, Lily, rozwieś informację o uczcie ku pamięci poległych. Odbędzie się jutro. 

Lily zgarnęła pergamin z notatką z biurka i odwróciła się do wyjścia. Widząc, że James nie ruszył się z miejsca, delikatnie dotknęła jego ramienia. 

Jesteś moją kotwicą (Jily)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz