Lily patrzyła jak sanitariusze zabierają Jamesa i podają mu jakieś eliksiry. Nie mogła wejść do sali za nimi, chociaż bardzo chciała. Serce jej pękało, ale wiedziała, że nawet zaklęcie Severusa by tu niepomogło. Drzwi zatrzasnęły się tuż przed nią. Nerwowo drapała swoje dłonie i naprawdę nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Próbowała usiąść na jednym z krzeseł stojących pod ścianą na korytarzu, ale szybko poderwała się, gdy okazało się, że żadna pozycja nie była wystarczająco wygodna. Stała przed drzwiami do sali, chodziła w kółko i nerwowo to związywała to rozpuszczała włosy aż jej się skołtuniły, nadając wygląd ostatniej ofiary losu. Na jej dłoniach pojawiły się już mocne zadrapania i czuła ostry ból w klatce piersiowej.
Nie wiedziała, jak długo stała pod drzwiami sali. Minęło trochę czasu, dźwięki zza drzwi zdążyły osłabnąć, a na korytarzu pojawili się przerażeni Potterowie oraz Huncwoci i Marlena.
- Co z nim? - Euphemia przytuliła rozdygotaną dziewczynę.
- Nie wiem - wychrypiała rudowłosa. - Nikt jeszcze nie wyszedł.
Objęła kobietę czując potrzebę ciepła.
- Będzie dobrze, zobaczysz. - Uspakajała ją, chociaż sama czuła się tak, jakby miała dostać zawału.
Syriusz opadł na jedno z krzeseł tuż obok Fleamonta i włożył twarz w dłonie.
- Gdyby to była Avada a nie cruciatusy, on by już nie żył... - wyszeptał. Po raz pierwszy Syriusz był bliski publicznego płaczu. Marlena usiadła przed nim po turecku i położyła mu brodę na kolanach pocierając uspokajająco dłonią udo.
- Ale to nie były Avady, wyliże się - powiedział twardo Fleamont. - W końcu to Potter.
Siedzieli na korytarzu szpitala Świętego Munga kilka godzin. Zapadła noc. Marlena razem z Remusem nadali sowy zarówno do swoich jak i rodziców Petera i Lily informując, że są u Jamesa w szpitalu, cali, zdrowi i bezpieczni oraz że nie wrócą do domu przez najbliższy czas, a przynajmniej do momentu, w którym będą wiedzieli, że z Potterem wszystko w porządku.
- Jest nieprzytomny, ale stabilny - poinformowała medyczka wychodząc z sali. - Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy. Powinien się obudzić za kilka godzin i wyjść z tego. Ma silny organizm. Sprawia wrażenie, jakby bardzo zależało mu na życiu.
Euphemia niemal wbiegła do sali, za nią Lily. Obie stanęły przy Jamesie. Był trupioblady, mokre od potu włosy przykleiły mu się do czoła a z lekko rozwartych ust ciekła strużka śliny, którą wycierała co jakiśczas zaczarowana, lewitująca mu przy twarzy chusteczka.
- Mój synek... mój kochany, dzielny synek - kobieta ucałowała go w czoło. - Wyjdziesz z tego, zobaczysz. Tylko walcz.
Lily usiadła w nogach łóżka, zrzuciła sandałki i podkuliła nogi pod brodę. Zamierzała siedzieć przy nim do momentu, aż się obudzi.
James obudził się dopiero po trzech długich dniach, których jedynym urozmaiceniem była chusteczka. Samoczynnie wycierałaślinę, ocierała pot z czoła i sama się wyżymała do wiaderka stojącego tuż przywezgłowiu łóżka, ale pod koniec drugiego dnia zaklęcie zaczęło słabnąć i corazczęściej zdarzały jej się błędy. A to plasnęła w twarz Lily, zrywając ją zesnu, a to zawisła na krawędzi wiaderka, przez chwilę falując lekko, jakbyusiłowała złapać oddech. Lily siedziała tam przez cały ten czas z jedną przerwą na prysznic u Potterów i dosłownie kilka godzin snu w łóżku Jamesa. Towarzyszył jej Syriusz i sami Potterowie.
- Lily - wymamrotał James otwierając oczy i rozglądając się po pomieszczeniu. Wszędzie było biało, a jego dłoń obejmowały znajome mu długie palce.
CZYTASZ
Jesteś moją kotwicą (Jily)
FanfictionHuncwoci, Lily Evans, Severus Snape. Historia, która mogła mieć miejsce, oparta na książkach i tekstach pobocznych Rowling, sprawdzana z Pottermore. "- Bawi was czyjeś nieszczęście? - Fuknęła mrużąc oczy z wściekłości - Dla niektórych nieszczęście...