Huncwoci, Lily i Marlena umówili się na wspólne zakupy na Pokątnej na dwa tygodnie przed rozpoczęciem nowego, ostatniego już, roku w Hogwarcie. Zamierzali dobrze się bawić, kupić trochę nowych szat, podręczników oraz - zwłaszcza Lily - uzupełnić brakujące składniki do eliksirów. To był również ostatni sezon Jamesa w roli kapitana drużyny Quidditcha. Czekało go zwerbowanie nowego ścigającego i pałkarza do drużyny i przy okazji chciał w jakiś sposób podziękować obecnym graczom za wspólne treningi. Koniecznie musiał odwiedzić sklep z akcesoriami do Quidditcha.
Lily pojawiła się w umówionym miejscu jako pierwsza. Zaszła jeszcze do banku Gringotta aby wymienić funty na galeony i usiadła w ogródku Dziurawego Kotła popijając sok pomarańczowy i wygrzewając się w promieniach słonecznych. Czyjeś dłonie zasłoniły jej oczy, a woń znajomych perfum owiał ją wywołując u niej szczery uśmiech.
- Dzień dobry, piękna. - Usłyszała szept, a ciepły oddech połaskotał ją po szyi. Przeszedł ją przyjemny dreszcz.
- No cześć, panie Prefekcie Naczelny - odpowiedziała nie poruszając się nawet o milimetr. James ucałował ją w policzek i usiadł na krzesełku obok.
- Księżniczka! - Usłyszała za swoimi plecami. Wstała z miejsca i przywitała się ciepło z Syriuszem, a potem z Peterem i Remusem, którzy zjawili tuż za nim. Czekali jeszcze na Marlenę.
- Jak tam, panowie? - spytała patrząc na zmarnowanego Remusa, który był świeżo po pełni i nie wyglądał najlepiej.
- Żyję, mam się dobrze, świat też, więc nie jest źle - odparł chłopak uśmiechając się do niej ciepło.
- A ty, Peter?
- A ja się już nie mogę doczekać powrotu do szkoły. Nudzi mi się w domu! - jęknął przeciągle i pociągnął spory łyk soku jabłkowego - Ale chociaż mogę już legalnie czarować! - Wyszczerzył do niej zęby i poklepał kieszeń w spodniach wskazując na różdżkę.
- I życie staje się prostsze, co? - zaśmiał się Black i ożywił się na widok Marleny, która oparła ręce na biodrach, popatrzyła na wszystkich słodko i spytała na powitanie:
- Ktoś się stęsknił?
- Syriusz już merda wszystkimi swoimi ogonkami - zachichotał James machając do dziewczyny. Nie było sensu wstawać, bo Łapa już był przy niej i obracał, jakby nie widział jej od dobrych kilku miesięcy. Lily obserwowała tę parę z radością. Dobrze było patrzyć na szczęśliwych i zakochanych ludzi, gdy Voldemort mordował coraz więcej osób.
W naprawdę dobrych humorach odwiedzali każdy sklep, zatrzymując się dłużej w Artykułach Piśmienniczych Scribullusa, gdzie Lily nie mogła zdecydować się na wybór nowych piór i pergaminów oraz zachwycała się serią nowych błyskawicznie wysychających atramentów. Dziewczęta chciały udać się do Madame Malkin po nowe ubrania, między innymi suknie na bal duchów oraz bal świąteczny u Slughorna, ale James zaciągnął je do dużo droższego, swojego ulubionego sklepu, Twilfitt i Tatting, zapewniając, że nie będą wyglądać jak połowa szkoły i na pewno znajdą tam coś wyjątkowego. Lily niepewnie pchnęła drzwi wchodząc do środka.
- Nie bój się, nie zjedzą cię! - Peter poklepał ją pokrzepiająco po ramieniu i przywitał się z młodym sprzedawcą, którego Lily kojarzyła z Hogwartu. Huncwoci rozpanoszyli się po sklepie rzucając w siebie wieszakami, gdy tylko któryś z nich znalazł coś, co mogłoby się spodobać drugiemu. Byli jak jeden organizm.
James zamienił kilka słów ze sprzedawcą, wskazał dłonią na Lily i uśmiechnął się tajemniczo, gdy chłopak zaprowadził go w głąb sklepu. Lily odprowadziła ich wzrokiem i nie mogąc się powstrzymać poszła za nimi.
CZYTASZ
Jesteś moją kotwicą (Jily)
FanficHuncwoci, Lily Evans, Severus Snape. Historia, która mogła mieć miejsce, oparta na książkach i tekstach pobocznych Rowling, sprawdzana z Pottermore. "- Bawi was czyjeś nieszczęście? - Fuknęła mrużąc oczy z wściekłości - Dla niektórych nieszczęście...