58. Gówno prawda

2.7K 150 151
                                    

- Marleno - jęknęła Lily rzucając się na łóżko przyjaciółki i przytulając się do niej. Marlena leżała na swoim łóżku ucząc się. 

- Hmm? - mruknęła zamykając książkę i odkładając ją na bok. Były w dormitorium same, więc mogły swobodnie porozmawiać unikając późniejszych plotek ze strony pozostałych współlokatorek. 

- Mam problem. Bardzo duży problem. - Na twarzy Lily pojawił się rumieniec. Marlena spojrzała na przyjaciółkę. Położyła dłoń na jej głowie i pogładziła uspokajająco. 

- Czyżby twój problem miał ponad sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu, świetną sylwetkę, orzechowe oczy, ciemne włosy i wadę wzroku? 

Lily nie odpowiedziała. Westchnęła tylko zaciskając dłoń na koszulce brunetki. 

- Czyli mam rację - odparła Marlena. - Pozwól, że ci pomogę. Okazało się, że nasz cudowny ścigający, pomimo wszystkich swoich wad, które od lat mu wytykasz, potrafi być świetnym facetem? Jest czuły, cierpliwy, uspokoił się i nie znęca tak nad innymi - wyliczała. 

Rudowłosa dalej nie odpowiadała. Zacisnęła tylko mocno powieki. 

- Ostatnio pomaga innym uczniom, nadal jest wybitny w nauce... - kontynuowała Marlena. - ...prowadzi treningi i próbuje ci zaimponować. A poza tym, widać, że na niego lecisz. - Uśmiechnęła się. 

- Nie lecę - odburknęła Lily czerwieniąc się jeszcze bardziej. 

- Mhm, a Prawie Bezgłowy Nick puszcza bańki szyją. Weź, nie kłam. 

- Nie. Nie lecę. Znaczy... to bardzo skomplikowana sytuacja - odpowiedziała. 

- Poczekaj, to ja ci powiem, jak jest - stwierdziła Marlena obracając się w stronę Lily i patrząc jej prosto w oczy. - Dzięki temu, że przestałaś się zadawać ze Snapem, zaczęłaś mieć własne uczucia zamiast prania mózgu. Okazało się, że James Potter nie jest twoim wrogiem, jak wmawiał ci to były przyjaciel. Okazało się, że tak naprawdę lubisz jego towarzystwo, ale nie wiem, z jakiego powodu czujesz się z tym źle. Pozwalasz mu na różne gesty, bo podoba ci się, jak za tobą szaleje. I zapewne zdasz sobie z tego sprawę dopiero, gdy James przestanie się tobą interesować. Chociaż znając jego wytrwałość w dążeniu do celu, to mało prawdopodobne. 

- Snape wcale nie robił mi prania mózgu. 

- Zaprzeczasz temu, a nie reszcie słów? Czyli mam rację? - Marlena uśmiechnęła się złowieszczo. 

- Nie! - Lily odsunęła się od przyjaciółki. - Nie wiem w ogóle po co zaczęłam tę rozmowę - warknęła. 

- Żeby posłuchać prawdy. - Marlena wzruszyła ramionami. 

- Wiesz, są trzy prawdy. - Lily wstała z łóżka. - święta prawda, też prawda i gówno prawda. Twój tok myślenia zalicza się do trzeciej kategorii. 

- A ja jednak twierdzę, że do pierwszej, ale nie będę cię przekonywać. - Marlena sięgnęła po książkę układając się wygodnie. 

- I dobrze. Bo nie masz racji. - Lily chwyciła przedmioty do kąpieli z zamiarem umycia się i przebrania. Chciała skorzystać z łazienki prefektów, gdzie była wielka wanna z dyszami masującymi i mogła spokojnie zrelaksować się i odrobinę odprężyć. 

- To się nazywa wyparcie, moja droga. 

- Niczego się nie wypieram! I nie chcę więcej wracać do tego tematu. Masz jakieś chore teorie. - Lily otworzyła drzwi do dormitorium. 

- Ja tylko mówię, co widzę i myślę! - krzyknęła Marlena do zamykających się za rudowłosą drzwi. 


Lily zanurzyła się w gorącej wodzie. Wcześniej uruchomiła zaklęciem dysze i wyczarowała sporo piany. Potrzebowała pobyć sama. Przeanalizowała słowa Marleny. 

- Gówno prawda - mruknęła i zanurzyła się pod wodą. 


- Ja wam mówię, że to się źle skończy - mruknął Remus stukając różdżką w płytki pod drzwiami kanciapy Argusa Filcha. 

- Nic się źle nie skończy. Zamienimy co drugą płytkę w ruchome piaski. Jeśli będziemy mieli chociaż odrobinę szczęścia, zapadnie się w nie Pani Norris i nasz cudowny woźny - odparł Syriusz. Rzucił zaklęcie na jedną z płytek. Tym razem na czatach stał Peter. Do jego zadań należała obserwacja mapy i informowanie ich o zagrożeniach w postaci zbliżających się ofiar ich dowcipu lub nauczycieli. Niestety. Peter bardziej przyglądał się poczynaniom przyjaciół niż mapie. 

- Tym razem mi nie uciekniecie! - Usłyszeli za swoimi plecami. Na końcu korytarza stał Argus Filch we własnej osobie. 

- Peter! - James podniósł głos rzucając Peterowi oskarżające spojrzenie. 

- Wiejemy! - rzucił Łapa i już miał się zerwać do biegu, gdy drugą możliwą opcję ucieczki zablokowała mu Pani Norris. Kotka patrzyła się na chłopców wściekle machając ogonem. Jej żółte ślepia wpatrywały się złowieszczo w Huncwotów. 

- Nie wiem, jak wy, ale ja boję się jej bardziej niż jego - westchnął Remus prostując się bardzo powoli, tak, aby nie rozjuszyć bestii. 

Filch wyrwał mapę z rąk Petera, który jęknął cicho. Na swoje szczęście, chwilę wcześniej zdążył dotknąć mapę różdżką i mruknąć "koniec psot". 

- Co to jest? Co tu kombinujecie? - warknął woźny. Huncwoci ustawili się w szeregu unikając stawania na zaczarowane przez siebie płytki. 

- Zasadniczo, to robimy panu dowcip - odparł Syriusz szczerząc się do woźnego. Filch posłał mu mordercze spojrzenie. 

- Szlaban! Wszyscy macie szlaban! - wrzasnął mężczyzna. - Rekwiruję wam ten świstek! Tydzień szlabanu! Od jutra! Oddajcie mi różdżki i idziemy do waszej opiekunki! 


Huncwoci wrócili do Pokoju Wspólnego w tym samym momencie, co Lily. James zauważył, że miała mokre włosy, a szatę zarzuciła na piżamę. Zatrzymała się wpół kroku, gdy zauważyła, że się w nią wpatrywał. Uciekła szybko wzrokiem. 

- Co wy tu robicie? - spytała. 

- A ty? - Syriusz spojrzał na nią złowieszczo. 

- Coś ty taki wściekły? Stało się coś? - dopytywała Lily ignorując jego pytanie.

- Nie twój biznes, Evans - warknął odwracając się i odchodząc w stronę dormitorium. Uderzył pięścią w ścianę i zniknął. 

- Wybacz, dziś Filch skonfiskował nam przedmiot, do którego się bardzo przywiązaliśmy. Zresztą, nie ważne. - Lupin uśmiechnął się do niej przepraszająco. 

- Nie wnikam - odpowiedziała. Przeczesała nerwowo włosy, czując na sobie spojrzenie Jamesa. Spojrzała na swoją szatę. Poczuła się dziwnie naga i skrępowana. Postanowiła jak najszybciej uciec do dormitorium. - Dobranoc. 

- Dobranoc - odpowiedział Remus. James kiwnął w jej stronę głową, a Peter pomachał jej posyłając serdeczny uśmiech. Lily zniknęła pospiesznie na schodach do żeńskich dormitoriów. 

- Ona jest taka śliczna... - mruknął James wgapiając się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stała. 

- Podziwiam cię, że tyle czasu minęło, a ty nadal za nią szalejesz. - Remus położył dłoń na ramieniu przyjaciela. James nie odpowiedział. Uśmiechnął się tylko pogrążony we własnych myślach. 

Jesteś moją kotwicą (Jily)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz