19. Panowie Lunatyk, Glizdogon, Łapa i Rogacz

2.3K 151 142
                                    

Nadszedł dzień pełni. Na miejsce przemiany Huncwoci wybrali zakazany las. Niestety, Wrzeszcząca Chata okupowana była przez Remusa. Pół godziny przed północą James, Syriusz i Peter stali na polanie z fiolkami eliksiru w dłoniach. Każda z nich była odpowiednio podpisana. Przygotowali różdżki i z ekscytacją obserwowali wskazówki na zegarkach. 

- Boję się - mruknął Peter. - Nie wiem czy dam radę. Jeśli tak, to w jakie zwierzę się zmienię? Przecież nie można tego wybrać! A jeśli nie wrócę do ludzkiej postaci? Co jeśli zostanę w połowie sobą, w połowie sową? 

- Nie panikuj Peter, uwierz w siebie. Musisz zmienić myślenie. Musisz uwierzyć, że ci się uda, że to jedyna rzecz, o której marzysz. - Syriusz spojrzał na przyjaciela z troską. Chciał go pocieszyć, chociaż sam, pomimo brawurowej postawy, okropnie się bał. To było ryzykowne przedsięwzięcie. 

- Sową to ty na pewno nie zostaniesz. Już prędzej byłaby nią Evans, chociaż z tymi jej wielkimi oczami, to przypisywałbym jej raczej jakąś łanię. - Rozmarzył się James. 

- James, błagam cię, taka chwila, a ty myślisz o Evans? Zwariowałeś? - Syriusz posłał przyjacielowi złowieszcze spojrzenie. W oddali usłyszeli wycie wilkołaka. Remus samotnie spędzał czas. I pewnie się nudził. 

- Na myślenie o Evans każda chwila jest dobra - mruknął James. Usiadł na trawie i spojrzał na zegarek. - Jeszcze piętnaście minut. 

Pięć minut przed wyznaczonym czasem wyciągnęli różdżki. Stanęli w ciasnym kręgu. 

- Panowie, damy radę - zaczął James, tak jak kapitan drużyny do swoich graczy przed meczem Quidditcha.

- Przejdziemy przez to wspólnie - dodał Syriusz

- Dla Remusa - wyszeptał przerażony Peter. 

Nie było odwrotu. 

- Amato Animo Animato Animagus - wypowiedzieli formułkę równocześnie i wypili eliksir. 

Przez moment nic się nie działo. Po chwili każdego z nich otoczyła niebiesko-biała chmura. Zmieniali się. Jamesowi wyrosło poroże. Chwilę później na polanie stał piękny jeleń. James skierował głowę w dół. Ujrzał kopyta. Nie mógł uwierzyć w to, co widział. Udało mu się! Wziął rozbieg. Bieganie w tej postaci było dla niego zaskakująco naturalne. Wszystko wydawało się takie proste. Był szczęśliwy. Spojrzał na dwie chmury. Zobaczył czarnego psa. 

"Syriuszu, to ty?" próbował zapytać. Pies szczeknął. 

"Tak! Udało mi się!". James zdziwił się. Porozumiewanie się było takie łatwe. James rozejrzał się po polanie. Nigdzie nie zobaczył Petera. 

"Peter!" zawołał. Syriusz podszedł w miejsce, gdzie przed chwilą stał jego przyjaciel. 

"Nic mu nie jest! Nie uwierzysz! Jest..."

"Szczurem!" odparł Peter. Huncwoci z radością biegali po lesie w swoich postaciach. Przez krótkie łapki i brzuszek Peter zostawał w tyle, chociaż zwinnie omijał wszelkie przeszkody. Nie liczyło się dla nich nic. Ogarniała ich euforia. Gdy nastał świt, musieli jednak wrócić do swoich postaci. Animag wracał do niej tylko za pomocą myśli. Skupili się i stali z powrotem sobą. 

- Ciekawe, czy uda nam się to znowu? - zapytał Peter jakby obawiając się, że to był pierwszy i ostatni raz. Jakaś część w jego głowie mówiła jednak, że taki stan rzeczy już pozostanie. 

- Myślę, że tak. Spróbujmy jeszcze raz, wróćmy do swoich postaci i jutro spróbujemy ponownie - odparł James sam nie wierząc, że udało im się coś tak niewiarygodnie trudnego. Ponowili próbę, która znów była udana. 

- Nie mogę w to uwierzyć! Nie mogę się doczekać, aż pokażemy się Remusowi! - prawie wykrzyczał Syriusz.

- A tak w ogóle, Syriuszu, jesteś teraz PCHLARZEM! - zaśmiał się James.

- Ty uważaj, bo teraz Evans będzie ci mogła śmiało dorabiać rogi! - odgryzł się.

- A ja mam śliski ogon - zaskomlał Peter. 

- Musimy sobie wymyślić jakieś przezwiska, takie tylko nasze - James zamyślił się.

- Prawda. Huncwoci bez ksywek? Pomyśleć, że tyle przetrwaliśmy... - podłapał Syriusz. 

- Chłopaki, ogarnijmy się i chodźmy na śniadanie. Jestem strasznie głodny - jęknął Peter. - I śpiący, ale na łóżko niestety będę musiał poczekać aż do końca zajęć - mruknął z niezadowoleniem. Lubił spać. 

Za to Lily Evans nie mogła spać. Całą noc kręciła się z boku na bok zastanawiając, czy Huncwoci przeżyli ją bez uszczerbku na zdrowiu. Przyłożyła rękę do ich brawurowego pomysłu. Ciągle biła się z myślami, czy z ich strony była to głupota, czy przejaw naprawdę wspaniałej przyjaźni. Nie mogła sobie wybaczyć, że zgodziła się na udział w realizacji tego pomysłu. Remus Lupin zrzucił na nią ogromną odpowiedzialność. Była na niego zła. Jednocześnie też martwiła się o niego. Odkąd została powierniczką jego sekretu, nie mogła przestać myśleć, jak bardzo cierpiał. Wstała szybciej niż jej współlokatorki. Wzięła gorący prysznic i zeszła na śniadanie. Postanowiła tam wyczekiwać Huncwotów. Dla własnego zdrowia psychicznego musiała sprawdzić, czy coś im się udało. 

Lily siedziała przy stole Gryffindoru grzebiąc w jajecznicy. Nie mogła nic przełknąć. Severus obserwował ją siedząc przy stole Slytherinu. Wydawała się przybita. Opierała głowę o rękę i masakrowała jedzenie na talerzu. Nienawidził, gdy była przybita. Bardzo chciał ją jakoś pocieszyć. Do Wielkiej Sali weszli Huncwoci w niepełnym składzie. Lupin znów zniknął, jak co pełnię. Severus zaczynał podejrzewać, że chłopak jest wilkołakiem. Niemożliwym było, żeby dyrektor puszczał go ze szkoły "w sprawach rodzinnych" i to akurat w takich odstępach czasu. Potter, Black i Pettigrew dosiedli się do jego Lily, która, jak zauważył, ożywiła się znacznie i sama zaczęła z nimi rozmawiać. Severus nie wierzył własnym oczom. Zacisnął dłoń na pucharze. Był wściekły. 

- Zapytam tylko raz i nie chcę was więcej widzieć - zaczęła Lily uważnie patrząc na siedzącą przed nią bardzo zmęczoną trójkę. - Udało się? 

- Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo! - Potter wyszczerzył się do niej.

- Trzeba ci oddać, co twoje, Evans. - Syriusz skinął głową w jej kierunku. - Jesteś wredna, dumna i zadajesz się ze Smarkerusem, ale odwaliłaś kawał dobrej roboty.

- Jesteś burakiem, ale dziękuję, Black - odparła. - Interesuje mnie jeszcze tylko jedno. - Spojrzała na nich z zaciekawieniem wkładając widelec z jedzeniem do ust.

- Jeleń, pies i szczur - pisnął cicho Peter prostując się dumnie. 

- Niech zgadnę. - Lily wycelowała widelec w stronę Blacka i zanuciła piosenkę. - Łapy, łapy, cztery łapy, a na łapach pies kudłaty... - Skierowała widelec wskazując Pottera. - Tobie od razu dorobiłabym rogi. - Przeniosła sztuciec na Pettigrew. - A twój ogon wygląda jak glizda? 

- Panowie Glizdogon, Łapa i Rogacz kłaniają się w pas - odparł Potter. - I nie życzą sobie, żeby ich publicznie obrażano jakimiś niestworzonymi teoriami o rogach, kudłach i glizdach. 

- A Remus powinien zostać Lunatykiem - Lily przewróciła oczami i ze spokojem zabrała się za posiłek. 

Jesteś moją kotwicą (Jily)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz