UWAGA! ROZDZIAŁ ZAWIERA TREŚCI +18
Marlena odrzuciła gdzieś koszulkę i zdjęła z siebie koronkowy stanik. Syriusz oblizał usta wgapiając się w nią z pożądaniem. Nachyliła się nad nim. Jej związane w kitkę włosy opadły po obu stronach jej ramion łaskocząc chłopaka. Rozpinała jego koszulę guzik po guziku całując jego klatkę piersiową i schodząc coraz niżej. Dotarła do pasa. Polizała go po brzuchu wzdłuż linii spodni. Syriusz wciągnął powietrze.
- Przestań się znęcać - wysapał, gdy Marlena włożyła palce za jego pasek. Spojrzała na niego wrednie i przeniosła się nad jego twarz. Ścisnęła go w kroczu.
- Coś mówiłeś? - uśmiechnęła się słodko.
- Żebyś przestała się znęcać. - Odruchowo uniósł lekko biodra. Marlena zacisnęła rękę mocniej.
- Możesz mnie błagać - odparła.
- Nie - powiedział twardo. Głos mu się jednak załamał i wciągnął powietrze, gdy Marlena niespodziewanie włożyła mu rękę w spodnie i złapała za przyrodzenie kierując dłoń w górę i w dół. Chwilę mierzyli się wzrokiem. Pocałowała go i rozpięła jego spodnie. Wstała i ściągnęła je razem z bokserkami i skarpetkami. Bardzo nie lubiła, gdy chłopak zostawał w samych skarpetkach. Wydawało jej się to mało seksowne.
Penis Syriusza twardo opierał się o jego podbrzusze. Marlena uśmiechnęła się od ucha do ucha. Widok nagiego Blacka sprawiał, że czuła wilgoć w majtkach. Stojąc przed nim ściągnęła z siebie spodenki wypinając się seksownie. Chwilę później to samo zrobiła z koronkowymi majtkami. Syriusz uśmiechał się unosząc głowę i obserwując ją. Marlena usiadła między jego nogami i przejechała językiem od samych jąder po czubek penisa. Syriusz wciągnął głośno powietrze. Marlena oblizała główkę i delikatnie przygryzła ją zębami by chwilę później włożyć jego przyrodzenie do ust. Musiała nieco pomóc sobie dłońmi. Jedną zacisnęła przy trzonie a drugą zaczęła delikatnie ściskać jego jądra. Syriusz jęknął.
- Ej! Chłopaki! Chłopaki! - Peter podbiegł do Remusa i Jamesa, którzy lenili się przy kominku.
- No co tam Peter? - spytał James nie przerywając zabawy Złotym Zniczem.
- Na drzwiach do naszego dormitorium wisi skarpetka. No i nie można wejść. - Peter zrezygnowany usiadł na fotelu. James roześmiał się szczerze.
- Nie radzę, Peter, tam się teraz dzieje magia! - Remus rzucił Rogaczowi porozumiewawcze spojrzenie.
- Ale jak to? - Glizdogon czuł się co najmniej skonfundowany i kompletnie nie rozumiał o co chodzi przyjacielowi, a już tym bardziej, dlaczego znoszona skarpetka wisiała na klamce od ich dormitorium.
- Glizdogonie, jakby ci to wytłumaczyć... - kontynuował Remus rumieniąc się na samą myśl o pogadance. Takiej ojcowskiej, o pszczółkach i kwiatkach.
- Nasz kochany Syriusz i Marlena nie życzą sobie, żeby im przeszkadzać. - James pomógł przyjacielowi. Sam trzymał swoją cnotę dla Lily, ale wiedział co i jak i nie krępowały go takie tematy.
- Ale jak to? - Peter zrobił zdziwioną minę. Tak bardzo miał ochotę na ciastka, które zostawił w dormitorium.
- No... jakby to powiedzieć... - zaczął znowu Lunatyk. Jego twarz pokryła się jeszcze większym szkarłatem.
- Uprawiają seks - skończył za niego Rogacz i posłał przyjacielowi pocieszające spojrzenie.
- Długo to jeszcze potrwa? - spytał ze zrezygnowaniem.
- Raczej długo - odparł James. Podniósł się z miejsca. Już od dawna obserwował Lily, która w kącie tłumaczyła coś dziewczynie z młodszego rocznika. Zapewne udzielała jej korepetycji. Teraz Lily pakowała książki do torby, a dziewczynka odchodziła z miejsca dziękując jej. James nie myślał długo. Usiadł na miejscu dziewczynki. Lily zapatrzyła się w swoją torbę i nie zauważyła go.
- Pani Perfekt, ja też potrzebuję korepetycji - powiedział zmieniając lekko głos i wpatrując się w nią intensywnie. Była tak pogrążona w swoich myślach, że nie rozpoznała go. Mimo wszystko, usłyszała błąd.
- Prefekt - poprawiła. - Tak? A z czego? W sumie mam teraz chwilę... - odparła nadal pochylając się nad torbą.
- Z anatomii, pani Perfekt.
- Potter! - Lily wyprostowała się jak struna i spojrzała na niego przerażona.
- We własnej osobie. To jak? Pomożesz mi? - Puścił do niej oko.
- Zapomnij. Gdyby to jeszcze były zaklęcia, to rozumiem. Ale anatomia? - Spojrzała na niego jak na wariata.
- Wiesz, Marlena pokazuje Syriuszowi co nieco sztuczek, lub odwrotnie, to pomyślałem sobie, że i my moglibyśmy tak zawiesić skarpetkę na klamce... - zaczął. Lily spojrzała na niego z politowaniem. Dobrze wiedziała o znaczeniu skarpetki.
- Potter, zaraz zetrę ci ten kretyński uśmieszek z twarzy. Nie wracaj do takich głupich tekstów, bo nimi nic nie osiągniesz - fuknęła.
- A mimo to odwróciłem twoją uwagę od tego, że trzymam cię za rękę. To już jakiś postęp - zauważył.
Do Lily faktycznie dotarło, że gładził ją po dłoni. To był tak naturalny gest i tak przyjemny, że nawet go nie zarejestrowała. Zaczerwieniła się. Nie dał jej jednak wyrwać dłoni.
- No to skoro nie skarpetka, a ja i tak nie mogę wejść do własnego dormitorium, to może dasz się wyciągnąć na ciasto? Mam ochotę na pudding toffie... - Uśmiechnął się zachęcająco. Lily faktycznie miała ochotę na coś słodkiego.
- Skąd ty weźmiesz pudding? - Uniosła brew do góry.
- Jak to skąd? Z kuchni! A ty pójdziesz tam ze mną! - Pociągnął ją za rękę. Lily wstała z miejsca zostawiając torbę koło fotela. Nie zdążyła zaprotestować. I nawet nie chciała. Wizja deseru wydała jej się teraz najlepszą rzeczą, jaka mogła ją spotkać tego wieczora. I nawet nie przeszkadzało jej towarzystwo Pottera.
Odprowadzani wzrokiem postaci z portretów i upominani przez kilka z nich o zbliżającej się ciszy nocnej, James i Lily dotarli do obrazu przedstawiającego martwą naturę, za którym znajdowała się kuchnia. Chłopak połaskotał gruszkę, która zwinęła się pod wpływem jego dotyku jakby śmiejąc się i niemal wypluła klamkę. Lily czytała o tym portrecie w książce o Hogwarcie, ale nie miała pojęcia, że tak właśnie działało wejście. Stała oczarowana.
- Zapraszam! - James uchylił portret wpuszczając Lily do pomieszczenia. Było tak samo duże jak Wielka Sala. Miało także ten sam układ stołów, z których, za pomocą zaklęcia, jedzenie wędrowało na właściwe blaty piętro wyżej.
Kilka Skrzatów Domowych od razu otoczyło parę. Lily nigdy nie widziała żadnego na żywo. Uśmiechnęła się miło do każdego. Ukłoniły się w odpowiedzi.
- Panicz Potter! - zawołał jeden.
- I panienka Evans! - Wesoło klasnął w dłonie drugi. Lily spojrzała pytająco na Jamesa. Wzruszył ramionami. Skrzaty wiedziały więcej o uczniach niż oni sami. W dodatku, nie raz przychodził do kuchni z Huncwotami i opowiadał o Lily zajadając smutki lodami lub gorącą czekoladą.
CZYTASZ
Jesteś moją kotwicą (Jily)
FanfictionHuncwoci, Lily Evans, Severus Snape. Historia, która mogła mieć miejsce, oparta na książkach i tekstach pobocznych Rowling, sprawdzana z Pottermore. "- Bawi was czyjeś nieszczęście? - Fuknęła mrużąc oczy z wściekłości - Dla niektórych nieszczęście...