59. Obawy

2.4K 129 77
                                    

Brązowa płomykówka, w towarzystwie wielu innych sów, jak co rano, przyniosła kolejne wydanie Proroka Codziennego. Lily wrzuciła do saszetki przywiązanej do jej nóżki sykla za prenumeratę i nakarmiła ptaka kawałkiem tosta. Sowa ochoczo zahukała w podziękowaniu i odleciała razem z innymi. "Kolejne ataki na czarodziei mugolskiego pochodzenia" - głosił nagłówek. Lily przełknęła ślinę, spięła się i przekartkowawszy gazetę  zaczęła czytać odpowiedni artykuł. 

"Człowiek, który odpowiedzialny jest za morderstwa wielu mugoli dopuścił się kolejnego ataku. Tym razem jego ofiarą padły trzy rodziny czarodziejów mugolskiego pochodzenia w miasteczku Little Hangleton, w którym większość ziem należy do samego oprawcy. Poszukiwany jest on przez Ministerstwo Magii, a po schwytaniu niezwłocznie rozpocznie się przeciw niemu proces przed Wizengamotem." 

- Mam już tego dość - stwierdziła Lily zamykając gazetę. - Nigdy nie złapią tego wariata. Czuję się tak bardzo bezsilna w całej tej sytuacji. 

- Bezsilna? - Remus spojrzał na rudowłosą zachęcając ją do rozwinięcia myśli. 

- Tak. Siedzimy w Hogwarcie nie mogąc pomóc w walce. Irytuje mnie to, że tak naprawdę nie jestem w stanie pomóc swojej własnej rodzinie, bo jestem w szkole. Każdego dnia otwieram gazetę tylko po to, żeby upewnić się, że na liście zamordowanych nie ma moich rodziców. 

- Planujesz zamknąć się z nimi w domu, gdy skończysz szkołę? - spytał Peter przyłączając się do rozmowy. 

- Nie. Na szczęście, działania tego wariata nie dosięgły jeszcze Cokeworth. W tej wiosce nie ma nic magicznego, ale jest na takim odludziu, że nie powinnam się jeszcze niczym martwić - odparła, sama nie wierząc w swoje słowa. W każdej chwili mogło się okazać, że to tylko kwestia czasu. 

- Zdajesz sobie sprawę, Lily, że twoi rodzice nie dostaną ochrony z Ministerstwa Magii, prawda? - jak najdelikatniej zapytał Lunatyk odstawiając kubek z gorącą czekoladą. 

- Wiem, dlatego denerwuje mnie też fakt, że sama nie potrafię się odpowiednio bronić - odpowiedziała. 

- Nie bądź śmieszna! Jesteś świetną czarownicą, Lily! - wtrącił Syriusz. 

- Tak. Teoretycznie. W praktyce może być kompletnie inaczej. Chcę się nauczyć bronić. 

- Myślę, że będziesz miała taką szansę szybciej, niż ci się to wydaje. Na ulicach robi się niebezpiecznie - dodał James. - Poza tym, jest to jeden z najgorszych scenariuszy. Nie powinnaś w ogóle walczyć.

Lily uniosła pytająco brew nie rozumiejąc, co miał na myśli. 

- Chodzi mi o to, że nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało. Walka jest zbyt niebezpieczna. Nie chcę, żebyś w jakikolwiek sposób uczestniczyła w tej wojnie - odpowiedział patrząc na nią twardo. Lily wściekła się. 

- Słuchaj, Potter. Nie jestem twoją własnością, żebyś mówił mi, jak mam żyć - odparła twardo. - Jeśli mam ochotę walczyć, to będę to robić i tobie nic do tego. 

- Kiedy ty w końcu zrozumiesz, że mi na tobie zależy? - warknął. Lily spojrzała na niego myśląc intensywnie. Wzięła głęboki wdech. 

- Posłuchaj mnie uważnie, James - jej ton trochę złagodniał. - Uwierz mi, doceniam to...

- Ale? - spytał widząc, jak bierze wdech. 

- Ale jestem dużą dziewczynką i nie potrzebuję twojej atencji. Poradzę sobie sama. 

- Świetnie. Dumna Lily Evans, która dla swoich własnych ideałów rani swoich przyjaciół. Ty siebie w ogóle słyszysz? - James nie krył wściekłości. Nachylał się w jej stronę nie chcąc krzyczeć aby nie zwrócić na nich uwagi całej sali. 

- Tak. Zadajecie się ze szlamą, więc prędzej czy później przeze mnie może stać się wam krzywda. A na to nie pozwolę. - Założyła ręce na piersi próbując postawą zakończyć temat. 

- Dość - huknął Syriusz uderzając ręką w stół. Oczy siedzących w pobliżu uczniów zwróciły się w ich kierunku, gdy zastawa na stole lekko zadrżała. Lily i James spojrzeli na niego. 

- Słuchaj mnie, Evans. Gorszych bredni niż w tej chwili nie słyszałem nawet od mojego brata i jego koleżków. Wypluj to, co powiedziałaś - ton jego głosu był tak jadowity, że Lily naprawdę się przeraziła. 

- Nie mam racji w tym, że jesteście dla mnie na tyle ważni, że nie chcę żeby stała się wam krzywda, bo jestem z niemagicznej rodziny? - spytała.

- Tak. Bo nam zależy na tobie tak bardzo, że nie dopuścimy do tego, żeby stała ci się krzywda! - warknął. 

Lily spojrzała po twarzach wszystkich Huncowtów, którzy intensywnie się w nią wpatrywali. Poddała się.

- Jestem sama przeciwko wam? 

- Nie. Jesteśmy z tobą - twardo odparł Remus. 

- I nie, nie jesteś naszą własnością. Ale nie pozwolimy, żeby stała ci się krzywda - powiedział James wpatrując się w nią uporczywie. 

- A czarownicą jesteś lepszą, niż ja. I pochodzenie nie ma tu nic do rzeczy, bo moi rodzice są magiczni - dodał Peter próbując ją pocieszyć. Lily westchnęła. 

- Niech was Merlin kopnie - burknęła. Wróciła do jedzenia owsianki tym samym kończąc ich spór. 


James Potter siedział sam w szatni drużyny Gryffindoru. Ostatnio spędzał w tym pomieszczeniu  dużo czasu. Nie miał zbyt dobrego humoru. Męczyła go sytuacja z Lily. Wiedział, że dziewczyna potrzebowała czasu, żeby dać mu szansę, ale irytowała go już zabawa w podchody. Jednego dnia Evans oddawała jego pocałunki, drugiego uciekała od niego i unikała na wszystkie możliwe sposoby. Nie rozumiał jej zachowania. Bawiła się z nim w kotka i myszkę i bardzo możliwe, że robiła to nieświadomie. Marzył o związku z prawdziwego zdarzenia. Z nią. To już nie była szczeniacka próba zdobycia jej. James Potter do pełni szczęścia potrzebował Lily Evans u swojego boku. Chciał, aby spędzała z nim każdą chwilę, rozmawiała, śmiała się i płakała w jego ramię. Chciał ją chronić, oddychać tym samym powietrzem, chciał spędzić z nią całe swoje życie. Kochał ją i nie potrafił przestać o niej myśleć. Obracał w dłoniach kafla, którego podarowała mu na urodziny. 

"Żeby zawsze przynosił Ci szczęście" - czytał. 

- Byłbym szczęśliwy, gdybyś w końcu odwzajemniła moje uczucia... - mruknął do siebie. 

- Wydaje mi się, że już nie długo, Rogaczu - powiedziała Marlena opierając się o ścianę. 



----------------------------------------------------------------------------------

Wróciłam! Kto się cieszy? :D

DZIĘKUJĘ!

Zasypaliście mnie komentarzami, pochwałami, komplementami. Nie wiem jak mam Wam dziękować. Popłakałam się z 5 razy przez te wszystkie cudowne słowa! Nie macie pojęcia, jakie to miłe, gdy się ma doła! Ogromnie się cieszę, że podoba Wam się moja pisanina, że wyszło mi to tak, jak pierwotnie chciałam - zabawnie, dość emocjonalnie, spójnie i mam nadzieję, magicznie. Oczywiście, wszystko dzięki mojemu mentorowi i korektorowi  AdamFro2 (nie mogę Cię oznaczyć, nie mam pojęcia dlaczego ;<), dla którego ogromne brawa, bo cierpliwie mnie szkoli w sztuce pisania :) 

Szczególne podziękowania dla @Niktmnieznacniemusiza polecenie mnie u siebie w ff (Oczywiście, że ja odsyłam Was do niej - znajdziecie tam FF "Lily- Możemy płonąć jaśniej niż słońce", pełen dram i rezerwatu jeleni <3) 

Jesteś moją kotwicą (Jily)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz