70. Załamanie

2.4K 148 239
                                    

Lily obudziła się z bolącą głową na posadzce w łazience prefektów. Całą noc spędziła w toalecie wymiotując od emocji, płaczu i alkoholu, którym próbowała je stłumić. Ignorując ból i unikając patrzenia w lustro, rozebrała się szybko i weszła pod prysznic. Pozwoliła ciepłej wodzie spływać po jej ciele kaskadami. Miało jej to pomóc zmyć z siebie poczucie winy i naprawdę podły nastrój. Nigdy w życiu Lily Evans nie przypuszczała, że kłótnia z Jamesem Potterem doprowadzi ją do takiego stanu. Jej własny błąd kosztował ją jeszcze więcej bólu i cierpienia niż którakolwiek kłótnia z Severusem. Lily czuła się jak okręt, który stracił swoją kotwicę. Dryfowała po powierzchni próbując w jakikolwiek sposób zacumować. Niestety, nie było to możliwe. 

Lily zacisnęła powieki wkładając głowę pod strumień. Łapczywie łapała powietrze wypluwając jednocześnie zbierającą się w jej ustach wodę. W głowie brzmiały jej tylko słowa Jamesa "jesteś fałszywą egoistką, Evans". 

"Jesteś fałszywą egoistką, Evans" bolało bardziej niż "nie potrzebuję pomocy tej małej, brudnej szlamy". "Zraniłaś mnie" bolało gorzej niż cruciatus, a "zrozumiałem, że mnie nienawidzisz" powodowało kłucie w klatce piersiowej, które wręcz uniemożliwiało oddychanie. 

Zawyła. 

Lily Evans zrozumiała. James Potter nie był jej wrogiem. Nie był kolegą. Ba! Nie był nawet przyjacielem. 

Lily Evans zrozumiała. Kochała Jamesa Pottera. 

Lily Evans zrozumiała wszystko. Wreszcie.


Adam Acker był wyjątkowo rześki, gdy wszedł na podium komentatora, jakby impreza w Pokoju Wspólnym Gryffindoru z poprzedniego wieczora nie miała w ogóle miejsca. Przygotowywał się do tego meczu ćwicząc głos już od dobrego tygodnia. To była ostatnia potyczka o Puchar Quidditcha. Gryfoni przeciwko Ślizgonom. Adam czuł się odpowiedzialny za odpowiednią oprawę komentatorską, aby mecz nie wydawał się nudny, choć trudno było mówić o jakiejkolwiek nudzie, gdy na boisku spotykały się te dwie drużyny. Zapowiadała się krwawa i zacięta walka pełna zwrotów akcji i szczególnie brutalnej gry pałkarzy. 

Trybuny stopniowo zapełniały się. Uczniowie z Hufflepuffu, Ravenclaw oraz Gryffindoru ubrani byli w barwy tych ostatnich, nosząc dodatkowo na piersiach zaczarowane plakietki oraz transparenty przygotowane przez samych Huncwotów, które wykrzykiwały wspaniałe hasła o drużynie Gryfonów i w niewybrednych słowach wyzywały przeciwników. 

 - Zróbcie hałas dla Gryfonów! Przed wami nasi wspaniali, jedyni i niezwyciężeni! Williams! Magnus! Davies! Lee! Wright! Rothe! I kapitan! Potter! - krzyknął Adam samemu ledwo powstrzymując się od wiwatowania. 

Na boisko wlecieli zawodnicy. Zrobili kółko nad trybunami witani okrzykami, falującymi na wietrze chorągiewkami i zaczarowanymi gadżetami w barwach Gryffindoru. Jedynie część, którą zajmowali Ślizgoni buczała złowrogo, co częściowo zagłuszał dopingujący ryk reszty stadionu.

- No i wlatują Ślizgoni...- powiedział Adam wyraźnie znudzonym głosem, jakby nie miało to najmniejszego znaczenia. - Black, Moore, Moore, Morgan, Orpin, Corbyn i kapitan Rosemeyer. Prosimy o buczenie i gwizdy... Znaczy, oklaski. Oklaski miałem powiedzieć - wyszczerzył zęby w kierunku McGonagall, która już wstawała, żeby go upomnieć. 

Siedem postaci w zielono-srebrnych barwach zrobiło okrążenie wokół boiska. Cały wystrój trybun zmienił się od razu. Plakietki, które jeszcze minutę temu były złoto-bordowe, teraz przedstawiały podobizny graczy z drużyny Ślizgonów, poprzekreślane i krzyczące obraźliwe zdania w kierunku ich drużyny, a kibice faktycznie spełnili pierwszą prośbę Ackera i buczeli głośno starając się zdezorientować graczy. 

Jesteś moją kotwicą (Jily)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz