32. Wygrana

2.6K 166 130
                                    

Po wygranych przez Gryffindor meczach Minerwa McGonagall zgadzała się na świętowanie w Pokoju Wspólnym. Sama cieszyła się jak dziecko i rozumiała ekscytację swoich uczniów. Wygłuszała im nawet osobiście wieżę, żeby nie pobudzili połowy zamku. Alkohol był kategorycznie zakazany, jednak głośna muzyka, zabawy i wrzaski mogły trwać do rana. 

Oczywiście, punkty zakazane to jedno, a Huncwoci, to drugie. Zorganizowali na imprezę chyba wszystkie rodzaje alkoholu dostępne w Hogsmeade. Jak im się to udało osiągnąć i zdobyć? Tego nie wiedział nikt. Wszyscy za to cieszyli się, że Potter był tak obrzydliwie bogaty, że bawili się za jego pieniądze. 

Uczniowie podrzucali w górę szukającego Gryffindoru, który złapał ich wygraną. Chłopak śmiał się i kazał odstawić na podłogę po jakimś dziesiątym razie. 

- ZA NAJLEPSZEGO KAPITANA GRYFFINDORU! - wrzasnął Aaron Lee wznosząc kubek z Ognistą Whisky Ogdena pomieszaną z symboliczną ilością jakiegoś napoju.

- ZA NAJLEPSZEGO OBROŃCĘ, JAKIEGO WIDZIAŁA TA SZKOŁA ! odkrzyknął James wznosząc swój kubek. Cały dom przyłączył się do toastu. Ktoś wcisnął taki sam papierowy kubeczek w dłoń Lily.

Lily Evans nigdy nie piła. Alkohol oraz seks dozwolone były dopiero od uzyskania pełnoletności. W świecie czarodziejów osiągało się ją w wieku siedemnastu lat. Lily miała jeszcze niecałe pół roku do urodzin i nie miała ochoty łamać postanowień. Ani, tym bardziej, ZASAD. Poza tym była prefektem. Mimo to upiła łyk z kubka. 

- Pieprzyć to - mruknęła. Marlena spojrzała na nią zszokowana. Gdyby jej szczęka była rozciągliwa, na pewno leżałaby właśnie na podłodze i trzeba by ją było zbierać. 

- Pijesz? Klniesz? Kim jesteś i co zrobiłaś z Lily Evans? - Położyła koleżance dłoń na czoło sprawdzając jej temperaturę. Lily strąciła rękę. 

- Za dużo stresu i emocji Marleno. To podobno pomaga, a ja naprawdę potrzebuję pomocy - jęknęła i przechyliła kubek do samego dna. Poczuła słodko-gorzki smak napoju. Zaszumiało jej w głowie. 

- Ej, Evans! Nie tak się pije! - Syriusz podszedł do nich z pełną butelką Ognistej w jednej ręce i jakimś nudnym napojem w drugiej. 

- Takiś znawca? - parsknęła wstając. W oczach Łapy pojawiły się cwane ogniki. 

- PANIE I PANOWIE! ROBIMY ZAKŁADY! KTO PIERWSZY ODPADNIE A KTO WYTRWA DO KOŃCA?! HUNCWOCI, CZYLI JA, ROGAŚ, LUNATYK I GLIZDOGON CZY LILY EVANS I MARLENA MCKINNON?! - wrzasnął na całą wieżę. Ludzie wiwatowali. Zrobili im miejsce przy stoliku, żeby mogli rozsiąść się wygodnie dookoła. 

- WYZWANIE PRZYJĘTE! - wrzasnęła Marlena podając rękę stojącemu bliżej niej Jamesowi nim Lily zdążyła w ogóle zaprotestować. 

- Damy wam fory. – Szyderczo szepnął James do ucha Lily, zajmując miejsce koło niej przy stoliku.

Po jego prawej usiadł Syriusz, następnie Remus, Peter i Marlena. Rozstawiono kieliszki oraz kubki z napojami. 

-Do dna! - Syriusz złapał kieliszek i wychylił jego zawartość. Skrzywił się, popił i uśmiechnął. - Tak to się robi, Evans! 

Lily złapała za kieliszek. Ostry zapach alkoholu uderzył ją w nozdrza. Skrzywiła się. 

- Poddajesz się już na starcie? - mruknął jej do ucha Rogacz łapiąc za swój kieliszek i wypijając zawartość duszkiem. 

- W twoich snach, Potter! - Patrząc mu prosto w oczy wlała sobie płyn do ust. Zakrztusiła się lekko. James podał jej kubek. 

Grali długo. Lily nie bardzo wiedziała, czy fretka, w która siedziała na stole to ręka Lupina czy nowa maskotka Marleny. Była kompletnie pijana. Brzuch bolał ją od śmiechu i dowcipów Huncwotów. Remus opierał się o oparcie kanapy, Syriusz tłumaczył Marlenie i Peterowi wymianę koła w motocyklu podpierając się na ręce o blat stołu, a James wpatrywał się w Lily. 

- Zaimponiłaś mi - wybełkotał wskazując ją palcem. Wyszczerzyła się od ucha do ucha. 

- Potter, powiedz mi - powiedziała skupiając się na jednym punkcie na jego twarzy. Próbowała na oczach, ale okulary sprawiały, że widziała poczwórnie i praktycznie od razu robiło jej się niedobrze. Przeniosła wzrok na jego usta. Zawroty głowy ustały. - Czemu ty się tak na mnie uwziąłeś? 

- Jesteś piękna - mruknął przysuwając się do niej. - Opiekuńcza, wredna i nie do zdobycia, Evans. - Mówiąc to złapał kosmyk jej włosów zakręcając go wokół palca. - I cholernie mi się podobasz. 

- No i świetnie. - Wepchnęła mu do ręki kieliszek. Spojrzał na naczynie. Lily trzymała też swój. Wróciła do ich poprzedniej pozycji. - Napijmy się więc za nieustającą i nieodwzajemnioną miłość Jamesa Pottera do Lily Evans. 

Wypili. 

- Evans, powiedz mi, ale tak szczerze.

- Szczerze? 

- Tak. Szczerze. - Oparł się łokciem o fotel stojący koło niego. Jednocześnie sprawił tym, że Lily oparła głowę na jego ręce. Wpatrywała się w niego jednak dzielnie walcząc z zamykającymi się powiekami. - Za co mnie tak nienawidzisz? 

- Wydawało mi się, że to już ustaliliśmy - mruknęła. 

Peter i Remus spali smacznie na dywanie odpadłszy z gry już jakiś czas temu. Marlena próbowała wytłumaczyć Syriuszowi, że nie można porównywać wymiany koła w motorze do podrywania kobiet i oboje trzymali się już równie kiepsko, co Rogacz i Lily, ale wciąż nieco dalej od siebie niż tamci. 

- Tak, powtarzasz mi od lat, że jestem nieodpowiedzialnym dupkiem, który chodzi po Hogwarcie jakby cały należał do niego i się nad wszystkimi znęca. A ja to robię z miłości do ciebie! - jęknął przysuwając się do niej bliżej. Świat wokół niego wirował, jednak Evans pozostawała wciąż w jednym miejscu. 

- Miłości? - burknęła. - Ty to nazywasz miłością? To mamy odmienne zdanie na temat definicji tego słowa, Potter! Miłość...

- Miłość to niewola, płacz i zgrzytanie pochwy! - wtrąciła Marlena podając im kieliszki. Lily rzuciła jej wrogie spojrzenie. - Dobra, już sobie idę...

- Ty, twarda sztuka! - zawołał Łapa w stronę dziewczyny. - Weź ich zostaw, może się pogodzą. Chodź tu do mnie. 

Marlena powoli, kręcąc zalotnie pupą podpełzła do niego na czworakach i położyła głowę na jego kolanach.

-Chcę to zobaczyć. - Wyszczerzyła się. Black przewrócił oczami i również obserwował głaszcząc ją jedną ręką po głowie.

- No to tak, Potter. Miłość jest wtedy, jak druga osoba stara się, adoruje, trwa u boku ukochanej osoby - mówiła Lily

- No to wszystkie punkty z listy mam - odpowiedział jej. Napili się. 

- Jest chemia, wiesz, nieodparta pokusa całowania i przebywania w towarzystwie drugiej osoby. 

- To też mam - przytaknął. - Mam potworną ochotę cię całować, Evans. 

- Miłość, mój drogi, jest wtedy, gdy wskakujesz za ukochaną osobą w ogień. - Zakończyła. Usta Jamesa były zdecydowanie zbyt blisko jej. 

- Można wskakiwać w ogień całując się? - spytał. 

- Chyba tak - wyszeptała. 

- A ty na co masz teraz ochotę? - Jeździł palcami po jej ręce. 

- Na ogień - wymamrotała wpijając swoje usta w jego. 

- NO NARESZCIE! POLAĆ IM! - krzyknął Syriusz łapiąc za butelkę. Marlena uderzyła go w ramię. 

- Cicho siedź, idioto! Bo Lily zorientuje się, że nie powinna i przestaną. 

Lily jednak wcale nie myślała, że nie powinna. Tak naprawdę Lily w ogóle nie myślała. Wplątała palce we włosy Jamesa przyciągając go do siebie bliżej. Czuła przyjemne ciepło rozlewające się po całym jej ciele. Wirowało jej w głowie. Pomyślała, że alkohol to straszny napój, wywołujący niekontrolowane reakcje. W tym dniu jednak naprawdę nie miała ochoty się nimi przejmować. Liczyły się tylko usta Jamesa i jego ręce, które błądziły po jej plecach. Wbiła paznokcie w jego szyję. 

Marlena odpadła z konkursu. Syriusz rozejrzał się po Pokoju Wspólnym. Ta najwytrwalsza garstka, która nie zwinęła się do tej pory do dormitoriów, przysypiała na podłodze albo fotelach w najdziwniejszych pozycjach. Za oknem świtało. Wstał i zataczając się poszedł do dormitorium zostawiając całujących się Lily i Jamesa. 

Jesteś moją kotwicą (Jily)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz