Od śmierci Alice Hoppe Lily była w podłym nastroju. Bardzo przejęła się widokiem zwłok dziewczyny i nie potrafiła sobie z tym poradzić. Wciąż nękały ją koszmary, przepełnione krwią i powykrzywianymi ciałami. Najgorszym jednak był sen, w którym ciągle spadała. Ułamki sekundy przed uderzeniem budziła się cała zlana potem. W ciągu dnia nerwowo rozglądała się wokoło szukając zagrożenia, unikała ciemnych korytarzy i przebywania w samotności a także w towarzystwie ślizgonów. Bała się. Czuła, że Alice zginęła dlatego, że pochodziła z rodziny mugoli. Obawiała się, że podobny los spotka ją samą. A najgorsza była ta powracająca myśl, że zginie z ręki Severusa.
Pięknego wiosennego poranka podczas przerwy między zajęciami Lily niemal biegła przez dziedziniec szkoły. Światło słoneczne malowniczo przebijało się przez szpary w murach, drobnymi smugami padając na kamienną posadzkę. Lily jednak tego nie dostrzegała. Ich zajęcia z Obrony Przed Czarną Magią miały się tego dnia odbywać w wyznaczonym obszarze Zakazanego Lasu. Profesor Evan Moore zorganizował dla nich tor przeszkód na jego skraju. Wiadomo było, że tor usiany był pułapkami i istotami, z którymi mieli się zmierzyć. Był to pomysł Ministerstwa Magii, aby przygotować starszych uczniów do obrony przed niespodziewanymi atakami ze strony śmierciożerców. Ożywiono więc kilka kukieł treningowych, które miały rzucać zaklęcia oszałamiające, a gdzieś w tunelu była także podobno szafa z boginem. Lily była podekscytowana na samą myśl o takich zajęciach. I nie tylko ona. Na miejscu byli już Huncwoci i ze zniecierpliwieniem czekali na początek zajęć. Jedynie Peter był jakiś blady i wyraźnie przerażony.
- Marleny z tobą nie ma? - spytał Syriusz, gdy tylko rudowłosa usiadła obok nich na trawie. Pokiwała przecząco głową.
James zauważył, że Lily wyglądała na równie zmęczoną, co Remus po pełni. Zmartwił się.
- Lily, nie mogłaś spać przez te zajęcia? - spytał. O labiryncie wiedziano już od kilku dni i uczniowie objęci programem byli jednocześnie przerażeni i podekscytowani. Mówiono nawet, że Ministerstwo Magii pozwoliło na ściągnięcie z Azkabanu kilku dementorów. Za każdym razem, gdy wieść ta docierała do Huncwotów,przybierali oni miny pełne teatralnego przerażenia i dorzucali rozmówcy jeszcze jedno małe kłamstewko. Bardzo szybko po szkole rozniosła się plaga omdleń i ataków paniki, których źródła nauczyciele nie byli w stanie zidentyfikować.
Evans spojrzała na niego zaskoczona. Zastanowiła się chwilę.
- Nie, to nie to. Nie mogę ostatnio spać, sama nie wiem, dlaczego - odparła. Nie musiała mu się zwierzać ze swoich koszmarów. Zwykła reakcja na przeżyty stres, tak to sobie tłumaczyła.
- Pocieszę cię, sprawdziliśmy go w nocy. Najpierw zmierzysz się z trzema kukłami, które wyskoczą na ciebie... - zaczął Peter próbując dodać jej otuchy.
- Dość, Peter - przerwała mu. - Rozumiem, że ty potrzebujesz podpowiedzi, rozumiem też, że nie mogliście wytrzymać z ciekawości... - spojrzała po wszystkich Huncwotach. - ...ale ja chcę się sprawdzić. I nie zamierzam słuchać o pułapkach, które się tam czają.
- Moja krew! - zawołał Syriusz. Chwilę później zobaczył idącą w ich stronę potarganą Marlenę i wyszczerzył się kompletnie nieświadom swojej reakcji na widok dziewczyny.
- Dobrze jest patrzeć na zakochanego Łapę - skomentował Lupin obserwując przyjaciela znad książki. Przypominał sobie zaklęcia obronne i wertował podręcznik Obrony Przed Czarną Magią.
Marlena wyglądała jak milion nieszczęść. Miała potargane włosy, ubrudzoną szatę i była wyjątkowo wściekła.
- Merlinie! - zawołała Lily. - A tobie co się stało?!
- Zabiję cię, Black - rzuciła na wstępie podbiegając do przyjaciół. - Zabiję ciebie i cały twój fanklub.
Syriusz miał zdezorientowaną minę. Marlena celowała w niego różdżką i wyglądała jakby miała go potraktować wybitnie okrutną klątwą.
- Ale przecież co złego to nie ja! - jęknął podnosząc ręce w geście poddaństwa.
- Te pizdy mają ewidentny problem z moją osobą i postanowiły mi to przed chwilą udowodnić - warknęła wściekła. Schowała różdżkę do kieszeni. Podciągnęła koszulę. Na jej żebrach widniał wielki czerwony ślad wskazujący na tworzenie się siniaka. Syriusz wściekł się. Zerwał się na równe nogi, wręcz doskoczył do Marleny i chwycił ją mocno za ramiona. Syknęła i niemal skuliła się przed nim. Wyglądał groźnie.
- Która? - Spojrzał na nią twardo. Wściekły Syriusz był brutalny i kompletnie nad sobą nie panował. To była jego mroczna część, którą wyniósł z domu. Nie widział innego sposobu rozwiązywania problemów jak przemoc. Nie dziwne, skoro sam był bity i torturowany.
Marlena nie odpowiedziała. Potrząsnął nią. W jej oczach pojawiły się łzy. Stała jak spetryfikowana. James poderwał się na równe nogi i już miał złapać Syriusza i odciągnąć go od dziewczyny, gdy ten przytulił ją mocno do siebie. James zatrzymał się wpół kroku.
- Merlinie, przepraszam, tak bardzo cię przepraszam - mamrotał w jej włosy. - Nie chciałem, to był impuls, przepraszam.
Marlena odwzajemniła uścisk oplatając go rękami w pasie. Rozpłakała się.
- Przestraszyłeś mnie - wyszeptała.
- Przepraszam - powtórzył.
Lily odwróciła wzrok od pary i spojrzała na Jamesa, który nadal stał w miejscu. Miał napięte mięśnie, jakby czekał na kolejny wybuch przyjaciela. Lily przypomniała sobie, jak wyglądał na miotle podczas ostatniego meczu Quidditcha i pomyślała, że ta sama czujność i siła ujawnia się w nim, gdy radzą sobie z futerkowym problemem Remusa. Po postawie chłopaka widać było, że jego wszystkie zmysły były wyostrzone. Najprawdopodobniej poczuł na sobie wzrok Lily, bo po chwili odwrócił głowę w jej stronę. Spojrzenie miał łagodne. Uśmiechnął się do niej rozluźniając mięśnie. Ruszył się z miejsca i po chwili już siedział obok niej.
- Patrzysz na mnie jakbyś chciała powstrzymać mnie przed rzuceniem się na Łapę - skomentował po dokładnym przyjrzeniu się Lily. Zrozumiała, że przez cały czas się w niego wgapiała. Opuściła wzrok rumieniąc się lekko.
- Przepraszam - mruknęła i zaczęła nerwowo skubać trawę. - Myślałam, że faktycznie się na niego rzucisz. Zresztą słusznie.
- Czasem trzeba mu pokazać, że nie samą przemocą można rozwiązać problemy - odparł i też zaczął skubać trawę.
Lily zamarła. Spojrzała na Jamesa zdziwiona.
- Słucham? - Pomyślała, że się przesłyszała.
- Mówię, że przemoc niczego nie rozwiązuje - powiedział. Lily była tak zdziwiona, że James zwątpił w swoje własne słowa. - Coś źle mówię? - spytał jednocześnie wybudzając ją z letargu.
- Nie - odpowiedziała szybko. - Nie, bardzo dobrze. Ale...
- Słuchaj, Lily... - powiedział do niej szeptem. Ledwo go słyszała, więc nachyliła się lekko w jego stronę wpatrując się w niego intensywnie. - Od momentu, w którym Syriusz pojawił się u mnie z tymi wszystkimi ranami na ciele, dotarło do mnie, że przemoc i rozwiązania siłowe nie są dobrym rozwiązaniem. On jest przez to... jaki jest. A ja nie chcę żeby... no wiesz...- zająknął się. - To mój brat, Lily.
Lily Evans była w ciężkim szoku. Nie spodziewała się takiej wypowiedzi z ust chłopaka. Cofnęła się pamięcią do wydarzeń od początku szóstego roku i faktycznie, nie mogła sobie przypomnieć momentu, w którym James Potter celował w kogoś różdżką lub wdał się w jakąś bójkę. Czyżby aż tak się zmienił?
CZYTASZ
Jesteś moją kotwicą (Jily)
FanfictionHuncwoci, Lily Evans, Severus Snape. Historia, która mogła mieć miejsce, oparta na książkach i tekstach pobocznych Rowling, sprawdzana z Pottermore. "- Bawi was czyjeś nieszczęście? - Fuknęła mrużąc oczy z wściekłości - Dla niektórych nieszczęście...