85. Moja

3.2K 153 351
                                    

Emocje zalewały go falami. Najpierw przeżył szok, potem niedowierzanie. Następnym etapem było wyparcie, które zamieniło się w rozpaczliwy śmiech. Teraz natomiast przepełniała go wściekłość. Tak, Severus Snape zupełnie nie radził sobie z nowiną, którą Lily i James podzielili się z całym Hogwartem. Już od dobrych czterech godzin chodził po Zakazanym Lesie i demolował wszystko, co stanęło na jego drodze. Wyżywał się na krzakach, drzewach, kamieniach. Z ran, które zrobiły się na jego dłoniach od uderzania pięściami w ściany zamku, ściekała krew, ale chłopak zdawał się nie czuć pieczenia. Jego umysł był jak sparaliżowany i nie do końca panował nad ciałem i jego nagle odkrytą siłą, co było wynikiem znacznego wzrostu adrenaliny w jego organizmie. Warczał wściekle, śmiał wręcz opętańczo, klął i kilka razy nawet zdarzyło mu się ryknąć, co zmusiło ptaki do poderwania się z koron drzew i opuszczenia dotychczas spokojnej kryjówki. 

- Jesteś niczym innym jak szmatą, Evans - warknął uderzając pięścią w drzewo. - Chciałem dla ciebie jak najlepiej, a ty wybrałaś Pottera. Jak śmiałaś...? - Po jego policzkach popłynęły łzy. 

- Cóż. Gdybyś ją kochał, nie wyzywałbyś jej od szmat, nie sądzisz? - spytał James materializując się nie wiadomo skąd tuż za plecami Snape'a, który obrócił się gwałtownie. Najpierw się przestraszył, ale gdy tylko zorientował się, z kim ma do czynienia, od razu zacisnął dłonie w pięści i nie myśląc długo, rzucił się na chłopaka. 

James uśmiechnął się pod nosem i po prostu odsunął do boku sprawiając, że Severus poleciał twarzą prosto w ściółkę. 

- Co tu robisz, Potter? - wysyczał Snape podnosząc się i opierając o drzewo. 

- Sprawdzam twój stan psychiczny. Pomyślałem sobie, że skoro już uratowałem ci życie, to teraz będę się o ciebie troszczył, żeby moje starania nie poszły na marne - zakpił. 

- Ty skurwysynu! - Severus splunął mu pod nogi. Był tak zaślepiony wściekłością, że nawet nie pomyślał o wyciągnięciu różdżki z kieszeni. 

- Miałem cię za bardziej... opanowanego człowieka. Choć może „wyniosłego" byłoby lepszym określeniem - zaśmiał się James. - Cóż. Jak już zdążyłeś się zorientować, Lily jest... jakby to powiedzieć... moja. - Pochwalił się nią niczym nową miotłą. - I wiesz co to oznacza? 

Snape nie odpowiedział. Dobrze wiedział, co to oznaczało. Mimo wszystko, James nawet nie oczekiwał od niego dołączenia do tej konwersacji. Kontynuował monolog, a jego postawa była mocna, dumna i wyprostowana. 

- Oznacza to, że jeśli zobaczę, że próbujesz nawiązać z nią jakikolwiek kontakt, albo chociaż spojrzysz w jej kierunku, to osobiście rzucę cię Remusowi na pożarcie. Rozumiesz? 

- Kim jesteś, żeby mówić mi, co mam robić? - charknął Snape nieco jednak tracąc na animuszu. 

James doskoczył do niego, złapał za poły szaty i oparł o drzewo dociskając go do niego. 

- Masz u mnie dług i w taki sposób będziesz go spłacał. 

- Nie prosiłem cię o to. 

James zaśmiał się. 

- Może i nie prosiłeś, ale teraz musisz się jakoś odwdzięczyć. A trzymanie się od nas z daleka będzie najlepszym rozwiązaniem. I wiesz co jeszcze? Ja też dam ci święty spokój. - Puścił go i odsunął się. - Nie będziemy więcej wchodzić sobie w drogę. Nie będzie więcej znęcania się, wyzywania i innych. Przestaniesz dla mnie istnieć. Ale warunek jest taki, jak mówiłem. Spójrz tylko w stronę Lily, a urwę ci jaja osobiście. Dotknij Syriusza, Remusa lub Petera, a cię zniszczę. 

Jesteś moją kotwicą (Jily)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz