18. Eliksiry

2.4K 161 95
                                    

O północy Lily czekała w Pokoju Wspólnym na  Pottera i Blacka. Zastanawiała się, dlaczego w ogóle pomaga im w próbie samobójczej. Była święcie przekonana, że w ich wieku zostanie animagiem było kompletnie niemożliwe. Mimo to, Lily nigdy nie łamała złożonych obietnic. Bała się, że nie podoła stworzeniu odpowiedniego eliksiru. Gdyby tak było, przyczyniłaby się do okaleczenia lub śmierci Huncwotów, a to nie wchodziło w grę. Pomimo całej jej nienawiści do kolegów ze szkolnej ławy nie chciała, aby cokolwiek im się stało. 

Lily nie musiała czekać długo. Potter i Black zjawili się obok niej z kociołkami wypełnionymi po brzegi składnikami, książką w dłoni i dziwnie połyskującym materiałem. 

- Moja droga, porywamy cię teraz do miejsca, w którym nigdy więcej nie powinnaś się znaleźć. Zapomnij w ogóle o jego istnieniu. - James rozłożył trzymany materiał. 

- Może nawet wyczyścimy ci po wszystkim pamięć - Black mrugnął do niej

- Ani mi się waż. Nie jestem na tyle głupia, żeby chodzić po szkole i rozpowiadać o waszych tajemnicach. Ja w przeciwieństwie do was używam mózgu - odparła.

- Ale mogłabyś coś chlapnąć Smarkerusowi, a tego nie chcemy - odpowiedział.

- Zważaj na słowa, Black, bo zaraz nie będziesz miał ani eliksiru, ani tajemnic - zagroziła mu. James w tym czasie zarzucił na całą ich trójkę ten dziwny materiał. - Co to jest? 

- Cicho, Evans. To peleryna niewidka. Dzięki niej dostaniemy się do naszej kryjówki niepostrzeżenie. Tylko masz być jak mysz pod miotłą. I uważaj, żeby się nie potknąć - wytłumaczył James i popchnął ją lekko w plecy zmuszając tym samym do ruszenia się z miejsca. 

- Macie pelerynę niewidkę! To dlatego nigdy nie można was na niczym przyłapać! - mruknęła z oburzeniem.

- Sza! - pouczył ją Syriusz. Ruszyli w stronę wyjścia z zamku cicho zamykając za sobą portret. 

Dotarli pod Wierzbę Bijącą. James ściągnął z nich pelerynę. Pod wpływem dotknięcia różdżki Syriusza drzewo unieruchomiło się ujawniając tajne przejście. 

- Dokąd wy mnie ciągniecie? - spytała Lily. W jej głosie czuć było strach.

- Do Wrzeszczącej Chaty. Została stworzona specjalnie dla Remusa - wytłumaczył James.

- Oh, więc to tu... - zrozumiała, co miał na myśli. Już pewniej weszła do dziury zaraz za Syriuszem. Mruknął Lumos i oświetlił różdżką korytarz. Dotarli do wnętrza domu. Lily rozejrzała się. Wszystko w nim było zniszczone po ostatniej przemianie Lupina.

- Reparo - mruknął James. Meble wróciły do swojej dawnej postaci. Zasłonili kotary w oknach i zapalili światła. Chatka była nawet urocza. Okularnik wyciągnął z dłoni Lily jej kociołek. Postawił go na stole z pozostałymi dwoma. Rozłożył składniki i otworzył podręcznik na odpowiednim przepisie. W tym czasie Lily zabezpieczyła odpowiednio blat i rozpaliła ogień pod naczyniami. Każdy napełniła wodą za pomocą zaklęcia i umieściła w nich odpowiednie termometry pamiętając o tym, jak ważna w przyrządzaniu eliksirów była temperatura. Syriusz usadowił się na jednym z taboretów przyglądając pracy koleżanki. 

- Black, nie myślisz chyba, że pozwolę ci tam tak siedzieć. - Lily związała swoje długie włosy w coś na wzór cebuli. - Do roboty! - Uśmiechnęła się, jakby dyrygowanie nimi sprawiało jej przyjemność. Przeczytała uważnie przepis. Zmarszczyła brwi i poważnie zaczęła się przyglądać recepturze. 

- Coś nie tak, Evans? - spytał Syriusz podnosząc się z miejsca i podchodząc do przeznaczonego dla niego kociołka. 

- Ten przepis różni się od tego, który czytałam. 

- Czytałaś przepis na eliksir animagii? - zdziwił się James.

- Tak, to dziwne? Mam fotograficzną pamięć, wiem dokładnie w jakich proporcjach tworzone są dane eliksiry. - Zarumieniła się mówiąc to.

- Nie dziwię się, że Slughorn cię kocha. Zresztą, nie tylko on - posłał jej uroczy uśmiech. Puściła tę uwagę mimo uszu. 

- Potrzebuję pióro i atrament. To wasza książka czy z biblioteki? - spytała oglądając wewnętrzną stronę okładki. Odnalazła odpowiedź na zadane pytanie i dodała - I kawałek pergaminu. Trzeba trochę zmodyfikować ten przepis i ustalić najlepszą wersję. 

James wyciągnął z torby potrzebne rzeczy i podał dziewczynie. Zapisywała coś szybko, przekreślała, zapisywała ponownie. Potter i Black patrzyli na nią jak na wariatkę. Szczerze mówiąc, trochę fascynowało ich to, z jaką łatwością zmieniała recepturę. 

Lily była biegła w sztuce eliksirów. Dokładnie to samo robiła z każdym przepisem, który widziała w podręcznikach. Spędzała dużo czasu w towarzystwie Severusa. Sprawdzali wspólnie zachowanie składników, mieszali i eksperymentowali. To było ich ulubione zajęcie na wspólne spędzanie czasu. Byli mistrzami z eliksirów. 

- Wytłumacz mi, po co ty właściwie to robisz? - spytał Syriusz czekając na instrukcje.

- Obiecałam Remusowi, że dopilnuję, żeby nie stała wam się krzywda. Gdybyście spieprzyli coś z tym eliksirem, moglibyście do końca życia pozostać w połowie zwierzętami - odarła nie przerywając swojej pracy.

- Miałem na myśli zmianę przepisu.

- Ach. - Zmieszała się i spojrzała na chłopaka. - Zaufaj mi, dobrze? Wiem, że się nie lubimy, ale w tej kwestii rób to, czego będę od ciebie wymagać. - Pomimo całej jej nienawiści do Huncwotów, widać było, że dziewczyna się troszczy. Syriusz skinął głową. Naprawdę jej ufał. 

Lily Evans bała się, że noc spędzona z Huncwotami będzie największym koszmarem jej życia. Okazało się jednak, że poważnie się pomyliła. Bawili się świetnie. James i Syriusz przekomarzali się między sobą i z nią, wyzywali w dość zabawny sposób, ale nie ośmielili się niszczyć ich wspólnej pracy. Dzielnie siekali, wyciskali, odmierzali i mieszali. Kilka razy Jamesowi udało się nawet przypadkiem dotknąć dłoni Lily ale robił to kompletnie nieświadomie. Zabierała swoją szybko, rumieniąc się. Unikała też spojrzenia w jego kierunku. Nie mogła pozbyć się z głowy ich wspólnego pocałunku. Gdyby Severus dowiedział się o tym wszystkim, byłby wściekły, a ona straciłaby przyjaciela, do czego nie mogła dopuścić. Lepiej było dalej nienawidzić Huncwotów, a felerny incydent przemilczeć i nigdy do niego nie wracać. 

Na dworze świtało, gdy Lily Evans oznajmiła:

- Czas dodać główne składniki, czyli wasze liście mandragory. Dalsze etapy, jak mniemam, znacie. Podpiszcie fiolki. Nie mogą wam się pomylić. - Po wrzuceniu ostatniego składnika, nad trzema eliksirami unosiły się idealne wstążki oparów. Wyszły perfekcyjnie. Lily zaklaskała w dłonie z radości. James w chwili uniesienia złapał zaskoczoną dziewczynę i okręcił dookoła.

- Dziękuję! - ucałował ją w policzek. 

- Muszę przyznać, Evans, jesteś genialna - rzucił Syriusz nie kryjąc uśmiechu.

- I potwornie zmęczona. Wracajmy już. - Lily ściągnęła gumkę z włosów. Posprzątali po sobie i udali się z powrotem do zamku. Musieli się porządnie wyspać.

Jesteś moją kotwicą (Jily)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz