UWAGA! ROZDZIAŁ ZAWIERA TREŚCI 18+
Lily musiała przyznać się przed samą sobą, że kilkudniowy pobyt u Potterów był najlepszym czasem jej wakacji. Musiała także przyznać, że ani trochę nie przeszkadzały jej aluzje na temat domniemanego związku, małżeństwa i dzieci rzucane przez Jamesa. Droczyła się z nim dla samego faktu, wywracała oczami i wychodziła trzaskając drzwiami. Ale gdy tylko znikała za rogiem, uśmiechała się sama do siebie. Tak było i tym razem. Lily spędziła kolejną noc w pokoju Rogacza i wymknęła się właśnie tak, aby nikt jej nie zauważył. Z cichym kliknięciem zamknęła drzwi, odwróciła się i stanęła twarzą w twarz z Syriuszem, który nonszalancko opierał się o framugę w wejściu do swojego pokoju i obserwował jej poczynania z bezczelnym uśmieszkiem.
- No, no, księżniczko, nie spodziewałem się tego po tobie - zacmokał. Lily spłonęła rumieńcem.
- Wcale nie będę ci się tłumaczyć - burknęła przechodząc obok niego.
- Nie musisz, ja tam swoje wiem. Tylko ciekawi mnie, czy skonsumowaliście już swój związek, czy jeszcze nie? - wyszczerzył się puszczają do niej oko.
- Jesteś nierozgarniętą sklątką tylnowybuchową, Black. Nie ma co konsumować! - oburzyła się znikając na drugim piętrze. Syriusz parsknął i bez pukania wszedł do pokoju przyjaciela. Musieli ustalić plan organizacji ogniska, które miało się odbyć tego dnia, a przy okazji chciał wypytać Rogacza o relacje z Evans. Jakie było jego zdziwienie, gdy wchodząc do pokoju znalazł Jamesa zakopanego po uszy w pościeli i chrapiącego w najlepsze.
- Evans terapeutka, kto by przypuszczał... - mruknął do siebie i machnął różdżką, z której chlusnął strumień wody prosto na twarz Rogacza.
Marlena zjawiła się w posiadłości Potterów już koło dwunastej. Syriusz jak na skrzydłach zbiegł do salonu, gdy tylko usłyszał wołanie Euphemii o przybyciu gościa. Nie zważając na nikogo wręcz rzucił się na Marlenę łapiąc ją za pośladki i zmuszając do tego, aby wskoczyła na niego i oplotła go nogami w pasie. Okręcił ją dookoła i wpił się w jej usta całując namiętnie.
- Fleamont! - zawołała Euphemia, a jej oczy błyszczały wesoło. - Przyjechała dziewczyna Syriusza! Chodź, poznasz przyszłą synową!
- Marlena McKinnon?! - zawołał Fleamont gdzieś z głębi domu.
- Tak! Prześliczna dziewczyna! Ale nie zdążyłam się przyjrzeć! Syriusz chyba przykleił się do niej zaklęciem trwałego przylepca!
James parsknął śmiechem wchodząc do salonu. Wepchnął do niego uradowaną Lily. Zaraz za nimi wpadł Fleamont, złapał Syriusza za ramię i z radością oznajmił:
- Ja też chcę!
Łapa odstawił Marlenę na ziemię i nim zdążyła cokolwiek powiedzieć czy choćby rozejrzeć się po salonie, zarzucił ramię na barki ojca.
- W twoich snach, tato. Ale możecie się poznać. To jest Marlena, moja królowa - powiedział z dumą patrząc na opaloną dziewczynę. Wyglądała ślicznie. Jej skóra była w odcieniu miodu, troszkę schudła, co spowodowało u niej zaostrzenie rysów twarzy i, ku uciesze Blacka, ubrana była w szorty i krótki top z trudem zasłaniający biust. Na dworze było naprawdę upalnie i dziewczyna nawet nie myślała, żeby okrywać się bardziej. Włosy, pomimo tego, że związane były w kucyk prawie na czubku głowy, i tak sięgały jej poza pupę. Zauważył, że od słońca lekko się rozjaśniły. Marlena uśmiechnęła się do Fleamonta Pottera.
- Jesteś od tych McKinnonów? - spytał. Dobrze znał historię jej rodziny i znał także jej rodziców, ale nigdy nie udało mu się spotkać z ich dziećmi.
CZYTASZ
Jesteś moją kotwicą (Jily)
FanficHuncwoci, Lily Evans, Severus Snape. Historia, która mogła mieć miejsce, oparta na książkach i tekstach pobocznych Rowling, sprawdzana z Pottermore. "- Bawi was czyjeś nieszczęście? - Fuknęła mrużąc oczy z wściekłości - Dla niektórych nieszczęście...