48. Wyparcie

2.4K 146 63
                                    

- James kończy jutro siedemnaście lat - poinformowała Marlena siedzącą obok niej na kanapie przy kominku w Pokoju Wspólnym Lily. Rudowłosa wzruszyła ramionami. 

- No i? 

- To, że on na twoje urodziny kupił ci piękny naszyjnik, którego nie raczyłaś ani razu wyciągnąć z pudełka? - Marlena uniosła brew. 

- Nie chcę żeby sobie pomyślał, że mi na nim zależy. Już i tak dałam się pocałować zbyt dużą ilość razy - Lily spłonęła rumieńcem. Nerwowo skubała również róg ozdobnej poduszki.

- Tak, ale fakt, że trzymasz pudełko z naszyjnikiem pod poduszką, w ogóle nie świadczy o tym, że coś jednak do niego czujesz - odparła Marlena tonem znawcy. 

- Prezent jest ładny, to wszystko - burknęła Lily. Jej rumieniec zrobił się już szkarłatny. Brunetka pokręciła głową. 

- Niech ci będzie. Ale i tak uważam, że powinnaś się jakoś odwdzięczyć. Tylko raz można się stać pełnoletnim, nie? 

- Black nic ode mnie nie dostał i żyje - fuknęła rudowłosa odrzucając gwałtownie poduszkę. 

- Ale ty jesteś uparta. Idę o zakład, że gdybyś była animagiem, to byłabyś osłem. 

Lily spojrzała na przyjaciółkę morderczym wzrokiem. 

- Nawet nie wiem jakiego mam patronusa. Będziemy to ćwiczyć dopiero w przyszłym roku, a ty mi mówisz o byciu animagiem. Awykonalne. 

- Nie zmieniaj tematu, Evans. Co mu dasz? - Marlena wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Lily miała wrażenie, że rozmawiała z damską wersją Syriusza. Pasowali do siebie. Oboje mieli cięty język, chociaż Marlena nigdy wcześniej aż tak nie pyskowała. Black zdecydowanie źle na nią wpływał.

- Nic. Nie mam mu co dać. Najbliższe wyjście do Hogsmeade będzie za dwa tygodnie. - Evans wzruszyła ramionami. 

- Bądź kreatywna! - Marlena klasnęła w dłonie. - Skoro już raz pozbyłaś się koszulki na imprezie, to tym razem możesz i spodni - puściła oko do przyjaciółki. 

- MARLENO! Zdecydowanie za dużo czasu spędzasz z Blackiem! JESTEŚ NIEMORALNA! PRZYWOŁUJĘ CIĘ DO PORZĄDKU! - wrzasnęła Lily czerwona z wściekłości. 

- Ej! Co złego to nie ja! - Syriusz wskoczył na kanapę na miejsce, na którym jeszcze przed chwilą siedziała Lily. Pocałował Marlenę, zarzucił jej rękę na ramię i przyciągnął do siebie obejmując. - O co ona się tak piekli? - spytał ją. Marlena przewróciła oczami. 

- Zaproponowałam jej, żeby na urodziny dała Jamesowi swoją cnotę - powiedziała jak gdyby nigdy nic i wzruszyła ramionami. Syriusz zaśmiał się.

- MOJA DZIEWCZYNA! - ryknął pomiędzy salwami śmiechu i potargał Marlenie włosy w geście uznania. 

- Ej, Lily, ja bym się za taki prezent wcale nie obraził! - rzucił James podchodząc do Lily i obejmując ją od tyłu w pasie. Wyrwała się wściekła. 

- Jesteście okropni! - Uderzyła Jamesa w ramię i obrażona uciekła do dormitorium potrącając po drodze Remusa, który akurat podchodził do przyjaciół. 

Lily rzuciła się wściekła na łóżko. 

- Potter to buc - powtarzała w poduszkę. Nie rozumiała tylko dlaczego zamiast być wściekłą na Marlenę, to była zła na okularnika. - Buc, kretyn i niedorozwinięty idiota. Nie ma pojęcia czym jest odpowiedzialność i ubzdurał sobie jakąś chorą miłość do mnie. Nic nie dostanie. Po moim trupie - mamrotała. Przesunęła ręką po prześcieradle. Natknęła się na kwadratowe pudełko z naszyjnikiem. Otarła łzy, które spływały jej po policzkach i wyciągnęła przedmiot. 

Pudełko było pokryte ciemnozielonym welurem i przewiązane złotą wstążką. W środku znajdował się piękny, złoty, bardzo delikatny naszyjnik z zawieszką z zielonym, malutkim kamyczkiem. Lily była wręcz pewna, że nie była to zwykła cyrkonia. Potter musiał zapłacić fortunę za ten prezent. Czuła się dzięki temu naprawdę doceniona. 

James się starał. Robił zdecydowanie mniej żartów, nie widziała żeby znęcał się nad innymi uczniami i trochę się uspokoił. Poświęcał swój czas na wymyślanie strategii na nadchodzące mecze i nawet kilka razy widziała, jak pomagał z transmutacji młodszym uczniom. A poza tym był dla niej czuły, dawał jej poczucie bezpieczeństwa i sprawiał, że mu ufała. Przez niego lub może nawet dla niego okłamała McGonagall i, o zgrozo, sama wzięła udział w żarcie. 

I dlatego była na niego taka zła. Bo ją pociągał, bo nie mogła się oprzeć jego ustom, bo gdy patrzyła w jego orzechowy oczy, to nie liczyło się nic poza nimi. Robiło jej się gorąco, gdy ją całował i naprawdę lubiła spędzać z nim czas. 

A najgorszym był fakt, że to nie Jamesa Pottera Lily nienawidziła, a siebie samej przez to, że pozwoliła sobie na jakiekolwiek inne uczucia względem niego. Dotarło to do jej świadomości i trzasnęło w policzek otrzeźwiając ją. 

- O Merlinie. O Merlinie. O Merlinie. Wydaje mi się. To mi się tylko wydaje. Potter to buc. Potter to kretyn. Potter to wkurzająca sklątka tylnowybuchowa. Potter to gumochłon. Nic więcej. Nic - powtarzała jak mantrę. Próbowała wyprzeć myśli, które pojawiły się w jej głowie. Postanowiła za wszelką cenę nie dopuścić więcej do siebie ani jego, ani uczuć względem niego. Postanowiła być zimna i bezduszna, unikać momentów sam na sam i myślenia o nim. Tuż po jego urodzinach. 

Pomyślała, że Marlena miała rację. Musiała wymyślić dla Jamesa jakiś prezent. Przecież dostała od niego tak kosztowny naszyjnik, musiał włożyć dużo czasu i energii na to aby go kupić. Poza tym, naprawdę trafił w jej gust. I kolor oczu. 

Lily pomyślała przez chwilę. Nie mogła mu nic kupić. Nie miała ani pieniędzy, ani możliwości wyskoczenia do sklepu. Aniczasu, żeby coś zamówić. Nie chciała też dawać mu nadziei na jakiekolwiek uczucie z jej strony. A mimo to chciała się odwdzięczyć. 

Zwinęła plik kartek w kulkę. Podrzucała nią chwilę myśląc zawzięcie. Po chwili transmutowała tę kulkę w kafla. 

- To teraz sprawmy, żebyś się otwierał - rzuciła odpowiednie zaklęcie. W piłce pojawiły się małe zawiasy i prawie niewidoczna szczelina. Lily otwierała i zamykała piłkę. Zaczarowała ją też tak, aby otwierała się tylko po dmuchnięciu na nią. 

- No, a co w środku? - mamrotała sama do siebie. Cieszyła się, że współlokatorek nie było w pokoju. Było ich razem pięć na roku, ale Lily z żadną nigdy nie nawiązała głębszego kontaktu. Były dla siebie miłe i to wszystko. Tylko Marlena zyskała serce rudowłosej, chociaż po tym, jak zaczęła się zadawać z Blackiem Lily zaczęła mieć mieszane uczucia do moralności dziewczyny. Mogła to jednak zwalić na hormony.

Chwyciła drewnianą figurkę słonia na szczęście. Jednym zaklęciem sprawiła, że słonik zaczął się ruszać.

- Ale słoń? Rogaczowi? - mruknęła. Zmieniła go w jelenia. - No, to już bardziej pasuje.

Umieściła jelonka w kaflu. Zaklęciem dodała jeszcze złoty napis "Żeby zawsze przynosił Ci szczęście - Lily". Uśmiechnęła się na widok swojego dzieła. 

Jesteś moją kotwicą (Jily)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz