Trwała Historia Magii. Przedmiot, na którym uczniowie robili, co chcieli. Większość z nich spała. Lily, jak zwykle, robiła notatki z wykładu prowadzonego przez profesora Binnsa, Marlena czytała mugolską powieść, Remus odrabiał pracę domową z Numerologii, Syriusz grał z Peterem w Gargulki, a James próbował zwrócić na siebie uwagę rudowłosej. Tworzył papierowe samoloty, na które najpierw rzucał klejące zaklęcie, a następnie różdżką posyłał w stronę dziewczyny i dziobiąc ją delikatnie wklejał je w plecy i włosy. Lily z początku nie wiedziała, co się działo. Widziała dwa czy trzy samoloty, ale sądziła, że dotykają ją i opadają na ziemię lub wracają do właściciela.
- Lily, nie chcę nic mówić. - Marlena złapała jeden z samolocików próbując go wyciągnąć z włosów dziewczyny - Ale one są tak jakby do ciebie przyklejone. - Zaśmiała się.
- Co? Jak to? - Rudowłosa przestała notować. Zgarnęła włosy do przodu i chwilę szarpała się z samolocikiem, co nie przyniosło pożądanych rezultatów. Odwróciła się spoglądając na tył klasy. Potter szczerzył się do niej i posyłał w jej kierunku kolejny samolocik. Dostała w ramię. - ZABIJĘ CIĘ - wyszeptała w jego kierunku bardzo wyraźnie i bardzo dokładnie.
- Też cię kocham - odszepnął. Evans przewróciła oczami. Pod koniec zajęć, bardzo wściekła i cała w samolocikach podeszła do chłopaka i uderzyła go w ramię.
- Ty przebrzydły gumochłonie! - warknęła. - Mało ci dowcipów, które robicie każdego dnia? Musisz mnie męczyć?
- Umów się ze mną, to przestanę - odparł kładąc ostatni samolocik na czubku jej głowy.
- Arghr! - warknęła wściekła odchodząc. - Marleno! - zawołała. - Chodź ze mną do łazienki pomóc mi to wyciągnąć!
Marlena pokiwała ze zrezygnowaniem głową i poszła pomóc wściekłej Lily.
- Czyli odpowiedź brzmi tak?! - zawołał za nią.
- NIE! - wrzasnęła na cały korytarz znikając w toalecie.
Na transmutacji zjawił się tylko Peter. McGonagall z uwagą przyglądała się pustym miejscom w klasie.
- Gdzie jest pan Black? - spytała kobieta, gdy Pettigrew zajął swoje miejsce.
- Robi coś - odparł. Oczy wszystkich uczniów z zaciekawieniem skupiły się na nim. Lily uniosła brew.
- A pan Lupin? - drążyła nauczycielka. Peter machnął ręką.
- Spokojnie, Remus próbuje powstrzymać Syriusza przed zrobieniem czegoś - powiedział z lekkością, jakby siedział na herbatce u Hagrida, gajowego Hogwartu. Tym razem to McGonagall uniosła brew. Widać, że była co raz bardziej zirytowana.
- Spróbujmy jeszcze raz, panie Pettigrew. Gdzie jest w takim układzie pan Potter?
- James próbuje powstrzymać Remusa przed próbą powstrzymania Syriusza przed zrobieniem czegoś.
McGonagall zastukała nerwowo o biurko. Lily zauważyła, że kobieta w myślach odliczała do dziesięciu i starała się nie wybuchnąć.
- W takim układzie, dlaczego pan, panie Pettigrew, nie jest z nimi? - spytała po chwili.
- Bo moim zadaniem jest powstrzymać panią przed próbą powstrzymania Jamesa przed próbą powstrzymania Remusa przed próbą powstrzymania Syriusza przed zrobieniem czegoś.... - uśmiechnął się próbując być czarującym.
Nauczycielka przybrała zrezygnowany wyraz twarzy.
- Panno Evans, proszę odnaleźć tę trójkę i przyprowadzić ich do klasy, natychmiast. - Lily wstała zrezygnowana ze swojego miejsca. Jako prefekt musiała wykonywać powierzone jej obowiązki.
- Oczywiście pani profesor - odparła i wyszła z sali poszukać Huncwotów.
Lily odnalazła całą trójkę w Pokoju Wspólnym Gryffindoru. Byli w trakcie rozmowy i nawet nie zauważyli, że weszła do pomieszczenia.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że zostaliście dla mnie animagami. - Remus schował twarz w dłoniach siadając na kanapie.
- Uwierz w to Remusie, jesteśmy tu dla... - James poklepał przyjaciela po ramieniu. Nie skończył jednak wypowiedzi. Jego uwagę przykuł czarnowłosy przyjaciel, który wyjadał czekoladki z leżącej na stoliku bombonierki niewiadomego pochodzenia. - Syriusz?
- No fo tam? - zapytał z pełną buzią.
- Jesteś pewien, że powinieneś to jeść? - James przez chwilę pomyślał, że czekoladki są zamoczone w jakimś eliksirze, bo kto normalny zostawiałby taką bombonierkę w Pokoju Wspólnym?
- He? - Syriusz spojrzał na przyjaciela nie rozumiejąc, co ma na myśli. Lily wynurzyła się z cienia dołączając do tej ciekawej konwersacji z naprawdę złośliwym uśmiechem.
- No wiesz, ty się przypadkiem nie zmieniasz w psa? Czytałam gdzieś, że czekolada jest szkodliwa dla psów... - zakpiła.
Syriusz upuścił pudełko. Przełknął głośno to, co miał w buzi. James spojrzał na Lily podłapując dowcip.
- Jestem pewien, że wszystko będzie w porządku.... - podszedł do przyjaciela. Jego dłonie lekko zaczęły się trząść. Syriusz widząc jego zatroskaną minę złapał się za gardło i zaczął panikować.
- CZY JA UMRĘ?!
- Oho, zaczyna się.... - James mrugnął do Remusa porozumiewawczo. Syriusz zawsze miał skłonności do przesady.
- REMUSIE! CZY JA UMRĘ? - Black okręcił się dookoła jakby gonił własny ogon.
- Naprawdę nie sądzę, żebyś umarł, Syriuszu - odpowiedział mu ze stoickim spokojem uśmiechając się jednak lekko.
- POKÓJ... - zaczął Black nie przestając się kręcić.
-Merlinie, mogłam nic nie mówić... - Lily przyłożyła dłoń do czoła i pokiwała z niedowierzaniem głową.
-... ZACZYNA SIĘ KRĘCIĆ! - skończył Black zatrzymując się w miejscu. Pech chciał, że zatrzymał się praktycznie na ścianie.
- Syriuszu, przesadzasz... - Remus powoli wstał z kanapy.
- CIEMNOŚĆ PO MNIE IDZIE! ŚWIATŁO SIĘ ODDALA! GDZIE JESTEŚCIE?! JAMES! NIE WIDZĘ CIĘ! - krzyczał.
- Bo stoisz twarzą do ściany, kretynie... - odparł James łapiąc przyjaciela za ramię i odwracając go w swoją stronę
- Oh, tu jesteś! PRZYJACIELU! - Łapa rzucił mu się na szyję. Odsunął się jednak szybko. - No dobra, Evans. Po co tu przyszłaś?
- A jak myślisz? Zaprowadzić was do McGonagall. Załatwiliście sobie szlaban za "robienie rzeczy".
- Kiedy my jeszcze nawet nie zaczęliśmy! - zawył z rozpaczą Syriusz.
- Tym lepiej dla was. - Lily odwróciła się w stronę portretu. Przez myśl przeszło jej, że Huncwoci nie będą jednak chętni pójść z nią i nim się zorientowali, rzuciła na nich zaklęcie krępujące. Przy użyciu różdżki, związanych, przelewitowała ich do klasy transmutacji tuż przed końcem zajęć.
- Nienawidzę cię, Evans! - Syriusz posłał jej złowieszcze spojrzenie - Pokrzyżowałaś mi plany na dobrą zabawę!
- Nienawidzę cię, Black! - odpowiedziała tym samym. - Przez ciebie mam zaległości w transmutacji.
- Dziękuję, panno Evans, plus 10 punktów dla Gryffindoru za sumienność. Panna McKinnon robiła dla pani notatki. Jakby czegoś pani nie rozumiała, proszę się śmiało do mnie zgłosić. - McGonagall uśmiechnęła się do Lily. Dziewczyna skinęła głową i szybko wyszła z sali przerywając zaklęcie. Huncwoci spadli z hukiem na podłogę jęcząc żałośnie.
CZYTASZ
Jesteś moją kotwicą (Jily)
FanfictionHuncwoci, Lily Evans, Severus Snape. Historia, która mogła mieć miejsce, oparta na książkach i tekstach pobocznych Rowling, sprawdzana z Pottermore. "- Bawi was czyjeś nieszczęście? - Fuknęła mrużąc oczy z wściekłości - Dla niektórych nieszczęście...