23. Drobne dowcipy

2.1K 168 166
                                    

Trwała Historia Magii. Przedmiot, na którym uczniowie robili, co chcieli. Większość z nich spała. Lily, jak zwykle, robiła notatki z wykładu prowadzonego przez profesora Binnsa, Marlena czytała mugolską powieść, Remus odrabiał pracę domową z Numerologii, Syriusz grał z Peterem w Gargulki, a James próbował zwrócić na siebie uwagę rudowłosej. Tworzył papierowe samoloty, na które najpierw rzucał klejące zaklęcie, a następnie różdżką posyłał w stronę dziewczyny i dziobiąc ją delikatnie wklejał je w plecy i włosy. Lily z początku nie wiedziała, co się działo. Widziała dwa czy trzy samoloty, ale sądziła, że dotykają ją i opadają na ziemię lub wracają do właściciela. 

- Lily, nie chcę nic mówić. - Marlena złapała jeden z samolocików próbując go wyciągnąć z włosów dziewczyny - Ale one są tak jakby do ciebie przyklejone. - Zaśmiała się. 

- Co? Jak to? - Rudowłosa przestała notować. Zgarnęła włosy do przodu i chwilę szarpała się z samolocikiem, co nie przyniosło pożądanych rezultatów. Odwróciła się spoglądając na tył klasy. Potter szczerzył się do niej i posyłał w jej kierunku kolejny samolocik. Dostała w ramię. - ZABIJĘ CIĘ - wyszeptała w jego kierunku bardzo wyraźnie i bardzo dokładnie. 

- Też cię kocham - odszepnął. Evans przewróciła oczami. Pod koniec zajęć, bardzo wściekła i cała w samolocikach podeszła do chłopaka i uderzyła go w ramię. 

- Ty przebrzydły gumochłonie! - warknęła. - Mało ci dowcipów, które robicie każdego dnia? Musisz mnie męczyć? 

- Umów się ze mną, to przestanę - odparł kładąc ostatni samolocik na czubku jej głowy.

- Arghr! - warknęła wściekła odchodząc. - Marleno! - zawołała. - Chodź ze mną do łazienki pomóc mi to wyciągnąć! 

Marlena pokiwała ze zrezygnowaniem głową i poszła pomóc wściekłej Lily. 

- Czyli odpowiedź brzmi tak?! - zawołał za nią.

- NIE! - wrzasnęła na cały korytarz znikając w toalecie. 

Na transmutacji zjawił się tylko Peter. McGonagall z uwagą przyglądała się pustym miejscom w klasie. 

- Gdzie jest pan Black? - spytała kobieta, gdy Pettigrew zajął swoje miejsce.

- Robi coś - odparł. Oczy wszystkich uczniów z zaciekawieniem skupiły się na nim. Lily uniosła brew. 

- A pan Lupin? - drążyła nauczycielka. Peter machnął ręką.

- Spokojnie, Remus próbuje powstrzymać Syriusza przed zrobieniem czegoś - powiedział z lekkością, jakby siedział na herbatce u Hagrida, gajowego Hogwartu. Tym razem to McGonagall uniosła brew. Widać, że była co raz bardziej zirytowana. 

- Spróbujmy jeszcze raz, panie Pettigrew. Gdzie jest w takim układzie pan Potter? 

- James próbuje powstrzymać Remusa przed próbą powstrzymania Syriusza przed zrobieniem czegoś. 

McGonagall zastukała nerwowo o biurko. Lily zauważyła, że kobieta w myślach odliczała do dziesięciu i starała się nie wybuchnąć. 

- W takim układzie, dlaczego pan, panie Pettigrew, nie jest z nimi? - spytała po chwili.

- Bo moim zadaniem jest powstrzymać panią przed próbą powstrzymania Jamesa przed próbą powstrzymania Remusa przed próbą powstrzymania Syriusza przed zrobieniem czegoś.... - uśmiechnął się próbując być czarującym. 

Nauczycielka przybrała zrezygnowany wyraz twarzy. 

- Panno Evans, proszę odnaleźć tę trójkę i przyprowadzić ich do klasy, natychmiast. - Lily wstała zrezygnowana ze swojego miejsca. Jako prefekt musiała wykonywać powierzone jej obowiązki. 

- Oczywiście pani profesor - odparła i wyszła z sali poszukać Huncwotów. 

Lily odnalazła całą trójkę w Pokoju Wspólnym Gryffindoru. Byli w trakcie rozmowy i nawet nie zauważyli, że weszła do pomieszczenia. 

- Wciąż nie mogę uwierzyć, że zostaliście dla mnie animagami. - Remus schował twarz w dłoniach siadając na kanapie. 

- Uwierz w to Remusie, jesteśmy tu dla... - James poklepał przyjaciela po ramieniu. Nie skończył jednak wypowiedzi. Jego uwagę przykuł czarnowłosy przyjaciel, który wyjadał czekoladki z leżącej na stoliku bombonierki niewiadomego pochodzenia. - Syriusz?

- No fo tam? - zapytał z pełną buzią. 

- Jesteś pewien, że powinieneś to jeść? - James przez chwilę pomyślał, że czekoladki są zamoczone w jakimś eliksirze, bo kto normalny zostawiałby taką bombonierkę w Pokoju Wspólnym? 

- He? - Syriusz spojrzał na przyjaciela nie rozumiejąc, co ma na myśli. Lily wynurzyła się z cienia dołączając do tej ciekawej konwersacji z naprawdę złośliwym uśmiechem. 

- No wiesz, ty się przypadkiem nie zmieniasz w psa? Czytałam gdzieś, że czekolada jest szkodliwa dla psów... - zakpiła.

Syriusz upuścił pudełko. Przełknął głośno to, co miał w buzi. James spojrzał na Lily podłapując dowcip. 

- Jestem pewien, że wszystko będzie w porządku.... - podszedł do przyjaciela. Jego dłonie lekko zaczęły się trząść. Syriusz widząc jego zatroskaną minę złapał się za gardło i zaczął panikować.

- CZY JA UMRĘ?!

- Oho, zaczyna się.... - James mrugnął do Remusa porozumiewawczo. Syriusz zawsze miał skłonności do przesady. 

- REMUSIE! CZY JA UMRĘ? - Black okręcił się dookoła jakby gonił własny ogon.  

- Naprawdę nie sądzę, żebyś umarł, Syriuszu - odpowiedział mu ze stoickim spokojem uśmiechając się jednak lekko. 

- POKÓJ... - zaczął Black nie przestając się kręcić. 

-Merlinie, mogłam nic nie mówić... - Lily przyłożyła dłoń do czoła i pokiwała z niedowierzaniem głową. 

-... ZACZYNA SIĘ KRĘCIĆ! - skończył Black zatrzymując się w miejscu. Pech chciał, że zatrzymał się praktycznie na ścianie. 

- Syriuszu, przesadzasz... - Remus powoli wstał z kanapy. 

- CIEMNOŚĆ PO MNIE IDZIE! ŚWIATŁO SIĘ ODDALA! GDZIE JESTEŚCIE?! JAMES! NIE WIDZĘ CIĘ! - krzyczał.

- Bo stoisz twarzą do ściany, kretynie... - odparł James łapiąc przyjaciela za ramię i odwracając go w swoją stronę

- Oh, tu jesteś! PRZYJACIELU! - Łapa rzucił mu się na szyję. Odsunął się jednak szybko. - No dobra, Evans. Po co tu przyszłaś? 

- A jak myślisz? Zaprowadzić was do McGonagall. Załatwiliście sobie szlaban za "robienie rzeczy". 

- Kiedy my jeszcze nawet nie zaczęliśmy! - zawył z rozpaczą Syriusz.

- Tym lepiej dla was. - Lily odwróciła się w stronę portretu. Przez myśl przeszło jej, że Huncwoci nie będą jednak chętni pójść z nią i nim się zorientowali, rzuciła na nich zaklęcie krępujące. Przy użyciu różdżki, związanych, przelewitowała ich do klasy transmutacji tuż przed końcem zajęć. 

- Nienawidzę cię, Evans! - Syriusz posłał jej złowieszcze spojrzenie - Pokrzyżowałaś mi plany na dobrą zabawę! 

- Nienawidzę cię, Black! - odpowiedziała tym samym. - Przez ciebie mam zaległości w transmutacji. 

- Dziękuję, panno Evans, plus 10 punktów dla Gryffindoru za sumienność. Panna McKinnon robiła dla pani notatki. Jakby czegoś pani nie rozumiała, proszę się śmiało do mnie zgłosić. - McGonagall uśmiechnęła się do Lily. Dziewczyna skinęła głową i szybko wyszła z sali przerywając zaklęcie. Huncwoci spadli z hukiem na podłogę jęcząc żałośnie. 

Jesteś moją kotwicą (Jily)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz