- Chcę zobaczyć moją praprawnuczkę - mówi Harry. Jest wczesny poranek w poniedziałek, 7 czerwca. Minął miesiąc odkąd Voldemort powrócił do życia Harry'ego.
- Cóż - mówi Voldemort, jedząc kawałek francuskiego tosta, dzięki uprzejmości Pinkey - Dlaczego po prostu jej nie odwiedzisz? Ja też pójdę.
Harry marszczy brwi. „Nie ma mowy, do diabła, żebym zabrał cię ze sobą, żebyś się z nią zobaczył. Adelajda ma dopiero cztery lata.
Adelaida. To raczej ładne imię. Voldemort nie ma pożytku z małych dzieci - nienawidził zmieniać pieluch młodszym dzieciom w sierocińcu - ale potomkowie Harry'ego mogą być inni. Zastanawia się, czy odziedziczyły jego zielone oczy, jego zawziętą determinację.
- Wciąż mnie zaskakuje, że masz tak dużą liczbę potomstwa – mówi szczerze Voldemort. I to prawda. Nadal myśli o Harrym jako o chłopcu.
— Cóż, przyzwyczaj się — warczy Harry. To druga dość irytująca rzecz w Harrym. Tak jak Voldemort myśli, że robi postępy – tak jak myśli, że burzy mury, które Harry wznosi wokół siebie – Harry buduje je z powrotem. Jak ma sprawić, by Harry mu zaufał, jeśli Harry konsekwentnie go odrzuca?
- Cóż, mówiąc o potomstwie - zaczyna ostrożnie Voldemort - Czy wiesz, co się stało z moją... córką?
Voldemort stara się ze wszystkich sił nie okazywać, jak bardzo nie mógł się doczekać zadania tego pytania. Próbuje zadać to od niechcenia, jakby w ogóle go to nie dotyczyło.
Harry odsuwa swój talerz. "Ona nie żyje." Pociąga długi łyk ze swojej filiżanki. — Zmarła jakieś czterdzieści lat temu. Została złapana za podpalenie mugolskiego kościoła i spalona żywcem w tym samym ogniu, który podłożyła.
- Och - odpowiada cicho Voldemort. – Chyba... nie jestem zaskoczony. W jakiś sposób wiedziałem, że będzie martwa.
Nie potrafi wyjaśnić, dlaczego nagle ogarnęło go tak przepastne poczucie rozpaczy. Z żalu za dzieckiem, którego nawet nie poznał. Odkąd wrócił, odkrycie, co stało się z jego córką, było jedną z rzeczy, które planował z tyłu głowy. Jeśli ktokolwiek nadal kontynuowałby jego dziedzictwo – jeśli ktokolwiek chciałby powitać go z powrotem w świecie Żywych – to byłaby to ona, prawda?
Ale ona nie żyje. Nie żyje, już od dawna.
Uświadomienie sobie tego otwiera coś wewnątrz Voldemorta. Uświadamia sobie wtedy, dobrze i naprawdę, że jest zgubiony . Stracił swoich wyznawców. Stracił swoją magię. Stracił swoją moc, swój wpływ. Stracił swoje ciało. Stracił sto lat czasu.
Stracił córkę.
Ręka Harry'ego leci na jego czoło. – O mój Boże – mruczy, brzmiąc na zszokowanego. – Ty... twój... twój smutek. Twój smutek. Czuję to .
- Nie bądź śmieszny - mówi lekko Voldemort - Nie smucę się. Po prostu rozczarowany, to wszystko.
„Nie ma sensu kłamać. Moja blizna już nie boli, kiedy jesteś w pobliżu, na szczęście. Ale ja... wcześniej nie mogłem wyczuć twoich emocji, pewnie dlatego, że twoja magia była tak słaba, ale teraz...
W Voldemorcie budzi się bardziej znajome uczucie – gniew. Złość na Harry'ego, złość na świat, za odebranie mu wszystkiego, co kiedykolwiek miał.
Harry jęczy. „O tak. To uczucie jest znajome. Wykrzywia twarz z bólu. – Czy możesz to zatrzymać?
Voldemort ustępuje, nie z szacunku dla Harry'ego, ale myśląc, że prośba Harry'ego może stanowić rozkaz z jego przysięgi. Merlinie, on naprawdę nienawidzi tej przysięgi. - Cóż, to może być dobre - mówi Voldemort. - Moja magia jest coraz silniejsza.
CZYTASZ
Przejdźmy na Drugą Stronę
Narrativa generaleOpis mi zjadło Ja tylko tłumaczę to dzieło. Link do oryginału autora: https://archiveofourown.org/works/30717191/chapters/75804578