25

227 11 0
                                    

Harry aportuje się z powrotem na Lingfield Road 26, żałując swojej decyzji wyjścia na zewnątrz i zaczerpnięcia świeżego powietrza. Rozmowa ze Śmiercią wcale go nie uspokoiła. Zamiast tego postawiła więcej pytań niż dała odpowiedzi.

Aportuje się bezpośrednio w salonie. Voldemort leży na sofie i wygląda, jakby właśnie się zdrzemnął. - Cześć, Harry - mówi, a na jego twarzy znów pojawia się ten swobodny uśmiech. Jego dawny gniew zniknął.

Harry go ignoruje. Sprawdza salon i wraca do sypialni, upewniając się, że Voldemort niczego nie zniszczył. Nie. Wszystko w porządku, z wyjątkiem tej dużej dziury w korytarzu, gdzie...

„Gdzie jest Dumbledore?" Harry pyta.

— W schowku na miotły, Harry! Portret Hermiony się podnosi.

Voldemort przechodzi obok i pomaga Harry'emu powiesić portret Dumbledore'a, jakby to nie on włożył go do schowka na miotły. - Harry - zaczyna znowu Voldemort błagalnym głosem. - Chciałem powiedzieć coś o wcześniejszym. Kiedy ja... byłam zdenerwowana, że ​​pocieszyłam się w tobie. W twoim dotyku.

Harry nie ma na to przepustowości. "Co chciałeś powiedzieć?"

— Przepraszam — mówi Voldemort, wkładając żal w swój głos. „Przepraszam, że się na ciebie złościłem, kiedy okazywałeś mi uprzejmość".

Harry czeka chwilę. Potem zaczyna powoli klaskać.

- Twoje aktorstwo się poprawia - mówi stanowczo Harry. „Tak trzymaj, a pewnego dnia możesz wygrać nagrodę BAFTA".

Harry wraca do swojej sypialni i zamyka się w niej. Wściekły, że jego świetny pomysł upadł, Voldemort wraca do salonu.

„Naprawdę myślałeś, że to zadziała?" Ze ściany dobiega karcący głos Hermiony.

Voldemort rzuca jej spojrzenie, które wyraźnie wskazuje, że odpowiedź brzmi: tak .

___

Po zamknięciu się w sypialni dla pozornej prywatności, Harry siada przy małym stoliku obok łóżka. Wyciąga świeży kawałek pergaminu i zaczyna robić notatki.

Zapisuje nazwiska. Imiona bezpośrednich ofiar Voldemorta. Myrtle Warren. Thomas Riddle, starszy. Chefsiba Smith. Dorcas Meadowes.

Jamesa Pottera. Lily Potter.

Alastora Moody'ego. Cedrik Diggory. Severusa Snape'a.

Wie, że jest ich o wiele więcej. Jest kilka osób, których imion nie zna. Dziadkowie Riddle'a. Rodzice Amelii Bones. Są ludzie, których niekoniecznie opłakuje. Jak Gellert Grindelwald, kiedy Voldemort polował na Starszą Różdżkę. Jak Peter Pettigrew.

Wie, że wielu innych zginęło z rąk wyznawców Voldemorta. Tak wielu nie byłoby martwych, gdyby Voldemort nie miał nienasyconego pragnienia władzy. Syriusz. Remusie. Tonks. Freda Weasleya.

Ale wie, że te imiona na pergaminie wystarczą. Wystarczająco dużo, by przekonać go, że przeszłość jest tak samo ważna jak teraźniejszość. Wystarczająco, by przekonać go, że mężczyzna w jego salonie jest potworem na wskroś.

Wystarczająco, by przekonać go, że „przekroczenie" przeszłości jest niemożliwe.

Sto lat nie zmieniło Toma Riddle'a. Nie nauczył go empatii ani wyrzutów sumienia. Nie potrafi nawet przekonująco przeprosić.

Nie można mu pomóc.

Po raz setny Harry zastanawia się, dlaczego mu pomógł.

___

Harry jest w nastroju.

W każdym razie tak myśli Voldemort. Nie ma pojęcia, co wstąpiło w chłopca. Tak dobrze sobie radzili, zaledwie kilka dni temu. Teraz jest tak, jak wtedy, gdy Voldemort po raz pierwszy powrócił do świata Żywych. Harry patrzy na niego z takim samym oziębłością, z tym samym niesmakiem. Nie ma między nimi żartów ani koleżeństwa. Ściany Harry'ego są solidnie wzniesione, a Voldemort nie ma pojęcia, jak uda mu się je zburzyć.

Nawet przeprosił, na litość Merlina! A przynajmniej udawał. Najwyraźniej musiał się bardziej postarać, bo oczywiście Harry mógł go przejrzeć.

Harry dłubie w swoim śniadaniu, bez zainteresowania bułkami i puree, które przyniósł im Pinkey. Minął dzień, odkąd Harry wrócił z samotnej wycieczki poza dom, odkąd zamknął się w sypialni, a wszystko, co Voldemort mógł usłyszeć przez drzwi, to odgłos skrobania pióra o pergamin.

„Czy nadążasz za nagłówkami?" Voldemort pyta go, głównie o coś do powiedzenia.

Harry udaje, że nic nie powiedział, patrząc prosto przed siebie przez okno.

Voldemort wzdycha, odkładając widelec z brzękiem. „Dobra, ugryzę. Co jest nie tak?"

— Wiesz, co jest nie tak — mówi cicho Harry. Bierze kolejny łyk herbaty, wpatrując się w głębię swojej filiżanki, jakby zawierała fortunę świata. Ledwie je, zauważył Voldemort. Zastanawia się, czy Harry musi jeść, aby żyć, czy jest to po prostu opcjonalne, biorąc pod uwagę jego nieśmiertelność. "To jest źle. Wszystko jest źle.

"Co w ciebie wstąpiło?" Voldemort pyta: „Czy coś się stało, kiedy cię nie było?"

Harry wydaje się milczeć jeszcze bardziej niż wcześniej. "Nie."

Zdecydowanie coś się wczoraj wydarzyło. Harry to zgniły kłamca. "Co się stało?"

— Nic — odpowiada gładko Harry. Odstawia filiżankę i z brzękiem wrzuca do niej kolejną kostkę cukru . „Właśnie sobie przypomniałem, kim jesteś. Jak nienaturalna jest twoja obecność tutaj. Miesza herbatę. „Jak nasze osobowości i wartości są całkowicie niezgodne".

Voldemort marszczy brwi. "Do czego zmierzasz?"

- Nie będę już potrzebował twojej pomocy w sprawach - mówi zwięźle Harry. Ćwiczył to przemówienie. On wie, co powiedzieć. „Nie chcę spotykać się z tobą więcej, niż jest to absolutnie konieczne w ciągu pozostałych pięciu lat. Dam ci wybór pozostania świadomym lub nieświadomym przez ten czas. Jeśli zdecydujesz się być nieprzytomny, przygotuję Wywar Żywej Śmierci i zatrzymam cię w salonie. Jeśli zdecydujesz się zachować przytomność, możesz spędzać czas czytając książki w mojej bibliotece. Mogę zamówić dla ciebie więcej, jeśli chcesz.

Serce Voldemorta tonie, zapominając o apetycie. "Co? Po prostu zamierzasz mnie odepchnąć? On szydzi. „Powodzenia w rozwiązywaniu spraw beze mnie". Wzdraga się przed kamiennym wyrazem twarzy Harry'ego, zdając sobie sprawę, jak poważny jest Harry.

„Co się stało? – pyta ponownie Harry'ego, przerażony. „Byliśmy - dogadywaliśmy się!"

„To jest problem, Tom!" Harry pstryka. „Nie mogę się z tobą dogadać. Nie mogę się z tobą dogadać!"

- Bo broń Merlinie , żebyśmy się dogadali przez te pięć lat - mówi Voldemort, przewracając oczami.

— Nie rozumiesz — mówi Harry, kręcąc głową. „Nie możesz zrozumieć. Taka jest zasada".

A potem Voldemort patrzy na niego – naprawdę na niego patrzy. Widzi bladość twarzy Harry'ego, ciemne kręgi pod oczami, które sprawiają, że wygląda na zmęczonego. W tym momencie Voldemort nie widzi Pana Śmierci. Nie widzi człowieka, który pokonał go w bitwie. Widzi chłopca, delikatnego i małego, który dźwiga na swoich barkach cały świat.

Voldemort widzi kogoś, kto tak desperacko próbuje go znienawidzić, nawet po tym, jak został zmuszony do złożenia przysięgi. Nawet po tym, jak po wieku odrodził się w słabym, śmiertelnym ciele i nie stanowi żadnego zagrożenia.

Byłoby to niemal ujmujące, gdyby nie wiedział, jak bardzo Harry też mu ​​współczuje.

— W porządku — warczy Voldemort. „Jeśli to pieprzony rozkaz, nie mogę powiedzieć nic więcej, prawda?"

Harry przez chwilę nic nie mówi. Zamyka oczy, biorąc głęboki oddech. „Więc co to będzie? Świadomy czy nieświadomy?

Voldemort nie może uwierzyć, że do tego doszło. – Świadomy – warczy.

— Jak sobie życzysz — mówi Harry.

Harry wstaje i odchodzi od kuchennego stołu, ledwie tknąwszy swoje śniadanie. Nawet nie kończy swojej filiżanki herbaty.

Voldemort nie próbuje go powstrzymać.

Przejdźmy na Drugą Stronę Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz