78

149 7 1
                                    

Voldemort zawsze kochał morze i obietnicę, jaką ze sobą niesie. Niekończąca się woda, nieskończony błękit, nieskończone możliwości podróżowania i odkrywania. Fale rozbijają się o dok, a nad głowami płaczą mewy. Jest ciepły dzień na początku sierpnia. Pod słońcem i czystym, błękitnym niebem czuje się jak wolny człowiek, albo tak wolny, jak to tylko możliwe.

Nigdy wcześniej nie był w Dover. Mugolscy marynarze i rybacy wypełniają okolicę, kręcąc się wokół różnych łodzi w porcie, każdy w swoją stronę. Powietrze jest ciężkie od zapachu oceanicznej wody i mniej przyjemnego zapachu ryb. Mimo to wdycha powietrze, zapamiętując wrażenia. Jeśli wróci do Limbo, wspomnienia będą wszystkim, co będzie miał. Przynajmniej teraz będzie miał nowe do dodania.

Harry marszczy brwi. – Pamiętaj o rozkazach – ostrzega sztywno.

Włosie Voldemorta. O tak. Przed teleportacją Harry rozkazał: nigdy nikomu nie ujawniaj swojej tożsamości. Nigdy mnie nie zdradzaj, z jakiegokolwiek powodu. Nigdy nie ukrywaj przede mną informacji.

Voldemort nie jest z tego powodu zadowolony, ale niewiele może zrobić. Nie zniesie włóczenia się po okolicy, nie przy takiej dobrej pogodzie.

Przeciskają się przez tłum w dokach i znajdują statek, którego szukają. To MSC Rosario, statek towarowy obsługiwany przez Mediterranean Shipping Company. To naprawdę gigantyczny statek, wypełniony kolorowymi metalowymi kontenerami transportowymi. Ma z łatwością ponad tysiąc stóp długości i ponad pięćset stóp szerokości.

„Czy nie jest dla nas za duży?" – pyta Voldemort.

— To nie dotyczy tylko nas — odpowiada nieco sztywno Harry. — Zamierzamy zbadać serię zniknięć statków towarowych u wybrzeży kanału La Manche. Najlepiej popłynąć statkiem towarowym, żeby zobaczyć, co się może stać z jednym z nich". Mija Voldemorta i kieruje się w dół doku. - Poza tym na pokładzie jest kilku mugolskich policjantów i marynarzy, którzy będą sterować tym statkiem.

- Czekaj - jęczy Voldemort - Mugolska policja? Bo wie, do kogo to się odnosi.

"Chłopaki!" – wykrzykuje DI Millerton, machając z głównego pokładu. Jego twarz jest jasna i zarumieniona. „Cieszę się, że ci się udało!"

– Żartujesz sobie ze mnie? Voldemort syczy. „Nie mogę go znieść!"

— Zachowuj się — warczy Harry. To pozostawia niewiele miejsca na argumenty. Voldemort trzyma język za zębami i wchodzi na statek za Harrym, zdeterminowany, by nie dopuścić do tego, by obecność tego irytującego mugola zrujnowała tę sprawę.

___

- Minęło zbyt dużo czasu, panie Potter! wykrzykuje Alfred Millerton, ściskając dłoń Harry'ego.

- Eee, tak, Alfredzie - mówi Harry z uśmiechem, który może być grymasem. Nadal jest z tym ponurym, kędzierzawym panem Gauntem, zauważa Alfred. Cóż, twierdzili, że złożyli pięcioletnią przysięgę partnerską. To dość zabawne, jak są ze sobą w związku, ale wciąż wydają się nienawidzić.

– A jak się pan miewa, panie Gaunt? pyta DI Millerton, głównie z uprzejmości.

Pan Gaunt posyła mu promienny, całkowicie fałszywy uśmiech. "Absolutnie wspaniały."

Co za paskudny młody człowiek, myśli DI Millerton. Wygląda jak jeden z tych bogatych bachorów z podstawówki. Być może jego rodzice nie narzucali mu wystarczająco zasad, gdy był dzieckiem. DI Millerton przez chwilę zastanawia się, jakie kary wymierzają swoim dzieciom rodzice-czarodzieje.

Cóż, nie zamierzał rezygnować z własnych dobrych manier. „Oprowadzę cię po okolicy", mówi, „MSC Rosario jest dość duży, na pewno zgubisz się co najmniej raz lub dwa razy. Ale dobrą rzeczą jest to, że zebraliśmy dużą załogę.

– Eee, Alfredzie? Harry go pyta. – Nigdy nie udało ci się wyśledzić Charlotte Deneuve, prawda? Kobieta, która prowadziła stronę fanów Meduzy?

– Och – mruczy DI Millerton. — Tak, nadal jej nie znaleźliśmy. A zwłaszcza, że ​​jej witryna przestała działać... jeszcze trudniej ją wyśledzić". Oprowadza chłopców po głównym pokładzie, a potem przez właz na dół do ładowni, na niższy poziom statku, gdzie będzie spała reszta załogi. „Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko dzieleniu łóżka" – dodaje, prowadząc ich do ich pokoju.

To prawie zabawne, jak uśmiechy na obu twarzach natychmiast znikają.

"Co?" – pyta Harry, zszokowany.

„Musimy spać podwójnie w pokoju", wyjaśnia DI Millerton, „W ładowni nie ma dużo miejsca".

Prowadzi ich do ich pokoju, a szczęka pana Gaunta opada. „To praktycznie szafa!"

„Obawiam się, że to najlepsze, co dostaniesz", mówi ze współczuciem DI Millerton. Być może fizyczna bliskość pomoże w napiętym związku tej dwójki.

Harry wygląda na raczej spiętego, gdy zmusza się do uśmiechu. – Coś wymyślimy – mówi.

„Uważam, że najlepiej jest spać zwinięty w pozycji embrionalnej" — dodaje DI Millerton. „Zapobiega zsuwaniu się z łóżka, jeśli jest szczególnie ostry prąd".

Pan Potter i pan Gaunt spoglądają na siebie. Och, Alfred ma nadzieję, że nie będą się znowu kłócić. „Rozpakujcie swoje rzeczy, chłopcy. Potem zabiorę cię na spotkanie z kapitanem.

___

Kapitan Miles Wright jest wysokim, ciemnoskórym mężczyzną z gęstą brodą. Z tego, co Voldemort może stwierdzić, musi być po pięćdziesiątce. Nie wygląda na szczególnie bogatego mugola, ale kabina jego kapitana jest wypełniona bibelotami z jego podróży, a na biurku są też zdjęcia jego rodziny. Voldemort spogląda na swoje pamiątki nieco chciwie. Oczywiście żaden z nich nie jest tak cenny jak jego horkruksy, ale mała złota klepsydra – z Kordoby, jak mówi im kapitan Wright – mimo to zwraca jego uwagę.

„Dziękuję wam za przybycie" – mówi dalej kapitan Wright. Opiera się o biurko z rękami skrzyżowanymi na piersi. „DI Millerton powiedział mi, że jesteście częścią specjalnej grupy zadaniowej stworzonej do dziwnych lub nadprzyrodzonych wydarzeń, prawda?"

Z rogu kabiny kapitana DI Millerton rzuca im bardzo rzucające się w oczy oko. Voldemort ma ochotę przewrócić oczami.

- Zgadza się - mówi szybko Harry. „Chętnie pomożemy w każdy możliwy sposób. Czy możesz nam w skrócie omówić, co dokładnie się stało?

Kapitan Wright wzdycha. „W zeszłym tygodniu trzy nasze statki towarowe z Mediterranean Shipping Company miały przybyć do Brestu, miasta portowego w północno-zachodniej Francji" — wyjaśnia. „Wypłynęli z Dover, ale ostatecznie znaleziono ich pustych, pływających bez celu w Zatoce Biskajskiej. Żaden z nich nie dotarł do celu. Co więcej, cała nasza załoga zaginęła. Wszyscy, którzy byli na tych trzech statkach, po prostu zniknęli.

„I wysłaliśmy helikopterem zespół śledczy" — wtrąca DI Millerton. „Zespół również zaginął, a helikopter został znaleziony rozbity gdzieś w Zatoce Biskajskiej".

- To zdecydowanie dziwne - mówi cicho Harry. „Czy rozważałeś możliwe wyjaśnienia tych wydarzeń?"

„Może to być zastój" — sugeruje kapitan Wright. „Są to bezwietrzne wody, na których czasami mogą utknąć statki. Ale nie rozumiem, jak nasza załoga mogła tak po prostu zniknąć . Żadnej transmisji, żadnych wiadomości SOS, nic. Po prostu zniknął.

Na stole kapitana Wrighta rozłożona jest mapa Europy. Voldemort podchodzi do niego i przesuwa palcem wzdłuż kanału La Manche. — Przypuszczam, że podążamy tą samą drogą, co inne statki towarowe? On pyta. – Jadąc na zachód od kanału La Manche, w pobliżu północnej Francji?

— Zgadza się — mówi szorstko kapitan Wright. „Mój telefon dzwoni codziennie. Bliscy załogi i członkowie rodziny wciąż do mnie dzwonią i pytają, gdzie są". Jego oczy przesłaniają żal. „Muszę ich znaleźć, choćby nie wiem co".

- Nie martw się, kapitanie - mówi Harry z determinacją. „Pomożemy ci je znaleźć".

Przejdźmy na Drugą Stronę Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz