72

128 9 1
                                    

Cóż, myśli sobie Voldemort, to z pewnością nie jest idealne.

Utknął w domu potomków Harry'ego w Manchesterze. Czuje się tu dziwnie niemile widziany – niechciany. Otoczony wielką szczęśliwą rodziną, której rażąco nie jest częścią.

Nie żeby go to obchodziło. To nieważne, naprawdę. Bycie z krewnymi Pottera tylko dodaje zniewagi do obrażeń, do wszystkiego, co stracił. Potter dorósł w ciągu stu lat, odkąd zwyciężył w ostatecznej bitwie. Ma rodzinę i potomków, którzy go uwielbiają. Ma ludzi, którzy będą nosić jego imię, jego dziedzictwo.

To więcej niż Voldemort kiedykolwiek miał.

Na myśl o córce zalewa go ukłucie bólu i odpycha od siebie tę myśl. Nie ma sensu opłakiwać zmarłych. Nie używać.

Dni mijają tu powoli, ale są lepsze niż te, które spędzał samotnie. Po pierwsze, Helen Potter prowadzi dużą bibliotekę wypełnioną interesującymi książkami o starożytnych runach, a Edward Potter jest znakomitym szefem kuchni. Jego desery są nawet lepsze niż Pinky'ego.

Potomkowie Potterów sami nie mają skrzata domowego, nalegając na samodzielne wykonywanie prac domowych, ale Pinkey pojawia się w domu na prośbę Harry'ego, aby pomóc w zmywaniu naczyń. Zawsze cieszy się na jego widok, mimo że młoda dziewczyna Pottera przezabawnie boi się skrzata domowego.

O wilku mowa. Adelaide pojawiła się pozornie znikąd i szarpie go za nogawkę spodni.

„Wujku Tomku! Wujku Tomku!" nalega: „Zagraj ze mną!"

On wzdycha. Ma surowe, niezwykle surowe rozkazy od Harry'ego – nie siać zniszczenia w domu, nie krzywdzić Adelajdy, nie obrażać Adelajdy, nie wywierać złego wpływu na Adelajdę, uszczęśliwiać Adelajdę, nie ujawniać swojej tożsamości Helen ani Edwardowi , bądź grzeczny albo tak mi dopomóż Bóg. Potter, oczywiście, jest niezwykle opiekuńczy w stosunku do tych, których kocha, i kocha Adelajdę z surową zaciekłością, która przypomina Voldemortowi miłość, jaką niedźwiedzia matka żywi do swoich młodych.

Uważa, że ​​nie ma wyboru. Musi się z nią bawić. Z jakiegoś powodu wydaje się go lubić i zaczęła nazywać go swoim „wujkiem". – W porządku – przyznaje, siląc się na uśmiech. "Dobrze grać."

Ona promienieje. "Jej!"

Adelaide Potter odziedziczyła więcej wyglądu po rodzinie Weasleyów. Ma falujące kasztanowe włosy, a jej twarz jest usiana piegami na policzkach i nosie. Brakuje jej jednego z przednich zębów, a jej oczy są szaroniebieskie, a nie zielone.

Szkoda. Byłaby ładniejsza, gdyby bardziej przypominała Pottera.

"Spotkanie przy herbacie!" – nalega, ciągnąc go za nogawkę. „Chcę zrobić herbatkę".

Walczy, by nie przewrócić oczami. – W porządku – mówi niechętnie. To już siódmy raz, kiedy urządzają herbatkę w tym tygodniu. Miejmy nadzieję, że Adelaide wymyśli nowe pomysły na ich zabawę, albo Voldemort umrze z nudów.

___

Dwie godziny później Voldemort nadal siedzi wciśnięty między wypchanego misia i wypchaną żyrafę, popijając herbatę z różowego plastikowego kubka.

To najdłuższa herbatka w jego życiu, a Adelajda wciąż rozmawia z wypchanym tukanem po jej prawej stronie. Voldemort bezczynnie zastanawia się, czy ona nie ma schizofrenii.

Zastanawia się, nie po raz pierwszy, czy taka właśnie była jego córka. Gdyby Delphini była taka, kiedy była w wieku Adelajdy. Czy urządzała lalki, organizowała herbatki i bawiła się w berka na podwórku? Czy lubiła chowanego? Czy miała zabawkową miotłę?

Na samą myśl ogarnia go fala żalu. Nigdy się nie dowie. Nigdy się nie dowie, jaka była. Nigdy nie będzie miał nawet szansy.

Bellatriks. Zginęła w ostatecznej bitwie. Kolejna fala żalu zalewa Voldemorta. Jego córka, Delphini, dorastała jako sierota. Tak jak on.

Przez jedną absurdalną, fantastyczną chwilę chciałby cofnąć się w czasie. Wróć i wychowaj jego córkę. Nauczyć ją wszystkiego, co wiedział.

Wiedział, jak wyglądało dorastanie jako sierota. Jaki był samotny. Jeszcze bardziej bolała świadomość, że jego córkę spotkał podobny los.

Harry powiedział, że Delphini zmarł czterdzieści lat temu, podpalając mugolski kościół. Spłonęła w tym samym ogniu, który podłożyła. Czy zmarła, kontynuując jego dziedzictwo? Czy podzielała jego ideały dotyczące supremacji czystej krwi? O mugolskiej niższości?

I wszystko poszło na marne. Jego jedyna spuścizna, jedyny potomek, zginął.

Przełyka ślinę w gardle.

W tym świecie, sto lat po swojej klęsce, był naprawdę samotny.

— Hej, Addy — mówi Harry, pojawiając się w drzwiach pokoju Adelajdy. Zerka na Voldemorta, uśmiechając się cierpko. – Pożyczę na chwilę Wujka Toma, dobrze?

"Dobra!" ona ćwierka. „Wracaj szybko, wujku Tomie!"

Voldemort ukrywa swoją ulgę po ucieczce z podwieczorku Adelajdy i wymyka się z pokoju. Harry jest w korytarzu, oparty o ścianę.

– Cieszysz się herbatką? – pyta Harry, uśmiechając się lekko. Być może Harry lubi patrzeć, jak cierpi z powodu skrajnej nudy i potrzeby spełniania zachcianek pięciolatka.

"Nie. Ale jest słodka – mówi spokojnie Voldemort.

- Bardzo cię lubi - Harry marszczy brwi. „Nie mam pojęcia dlaczego".

Voldemort kiwa głową, ale nie udaje mu się wystarczająco szybko przybrać obojętności.

- Czułem to - mruczy Harry. „Twój... żal. Wszystko w porządku?"

Złupić. Zawsze wścibski, zawsze o krok do przodu.

- To nic - mówi szorstko Voldemort. Krzywi się. Potter ma ten smutny, zamyślony wyraz twarzy, który czasem mu się przytrafia. Spojrzenie pełne litości.

Voldemort nie chce niczyjej litości, nie mówiąc już o litości Harry'ego. Nie o tym.

- Twoja córka nie dorastała w sierocińcu - mówi cicho Harry. „Rodolphus Lestrange zabrał ją do Euphemii Rowle. Z tego, co wiem, miała dobre dzieciństwo.

Zszokowany Voldemort przez chwilę milczy. Zszokowany, znowu, że Harry potrafi odczytać jego nastroje, może zrozumieć, co myśli. Czasami wydaje się, że Harry potrafi czytać w jego myślach.

"Skąd wiedziałeś?" Voldemort w końcu pęka. – Skąd wiedziałeś, że o niej myślę?

Harry milczy. – Twój smutek – mówi cicho. „Jest najsilniejszy, kiedy o niej myślisz".

Harry odwraca się, by odejść, ale Voldemort zatrzymuje się. „Dziękuję", mówi nagle, „za to, że mi powiedziałeś".

Trudno jest podziękować człowiekowi, który cię zabił, który cię zniszczył, który zabrał coś, co choćby przypominało spuściznę.

Ale Harry nie musiał mu mówić o Delphini. Nie musiała mu mówić, że nie dorastała sama. Sierota, tak jak on.

Tak jak Harry też.

Harry wygląda na zaskoczonego przez chwilę, ale tylko sztywno kiwa głową i idzie korytarzem, znikając za rogiem.

Teraz Voldemortowi łatwiej jest myśleć. Ciężar spoczywający na jego umyśle zmniejszył się, choćby o ułamek.

Voldemort wślizguje się z powrotem do pokoju Adelaide, a dziewczyna piszczy z zachwytu na jego widok, nalewając mu świeżą herbatę, a on się uśmiecha.

Przejdźmy na Drugą Stronę Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz