Voldemort budzi się i widzi Harry'ego przy kuchennym stole, popijającego herbatę.
— Dzień dobry, Voldemort — mówi Harry, przyglądając mu się znad krawędzi swojej filiżanki.
Voldemort mruga. – Nigdy mnie tak nie nazywałeś, odkąd tu jestem – mówi. „Po co zaczynać teraz?"
Harry nuci. Nie wygląda dużo lepiej niż wczoraj wieczorem – ma cienie pod oczami i niezwykłą bladość. „Zdecydowałem, że Tom jest dla ciebie zbyt ludzkim imieniem" — odpowiada ostrym głosem. - Voldemort bardziej do ciebie pasuje.
Voldemort chce jęknąć. Harry znów stał się zimny i obojętny. Cóż, Voldemort przypuszcza, że nic na to nie poradzi. To oczywisty skutek zdrady. Siada przy stole i smaruje tosty masłem.
- Myślę, że to z powodu przysięgi - mówi po chwili Voldemort. „Dlatego to zrobiłem. Dlaczego cię uratowałem. Myślę, że to mnie kontroluje".
Harry zdecydowanie kręci głową. „Ślub niewoli ogranicza twoje działania, ale cię nie kontroluje" — mówi. „Uwierz mi, byłoby o wiele łatwiej, gdyby to zmieniło twoją osobowość, ale tak nie jest".
Głos Harry'ego wciąż jest lodowaty, a Voldemort już po nim, naprawdę.
Voldemort wzdycha. – Czy możemy to po prostu rzucić? pyta znudzony. – Czy nie możemy po prostu zostawić tej sprawy za sobą?
Zamiast mu odpowiedzieć, Harry wstaje i zajmuje się kociołkiem na kuchence. Szybko miażdży coś, co wydaje się być sopoforową fasolą srebrnym sztyletem, obserwując, jak uwalnia soki, i dodaje ją do kociołka. Na koniec miesza siedmiokrotnie w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara.
- Nie – mówi cicho Voldemort. Ponieważ rozpoznaje ten eliksir. Wie, co szykuje Harry.
Wywar Żywej Śmierci.
- To potrwa sześć miesięcy - odpowiada Harry, rozmawiając przez ramię. — Nie będzie mnie co najmniej sześć miesięcy. Zarobiłem wystarczająco dużo, by starczyło na rok.
- Nie musisz tego robić – mówi szybko Voldemort. Harry zamierza zaaplikować mu Wywar Żywej Śmierci i musi coś zrobić, cokolwiek , żeby to powstrzymać.
- Właściwie - mówi Harry - tak. Właściwie powinienem był to zrobić wcześniej. Dużo, dużo wcześniej." Przelewa czysty teraz eliksir do dwóch fiolek na blacie. Voldemort patrzy, jego żołądek opada. Co on może zrobić? Czy może Accio z fiolkami i zmiażdżyć je o ziemię? To może chwilowo zadziałać, ale Potter użyje na nim siły – zrani go – sprawi, że to weźmie, być może nawet gdy będzie nieprzytomny...
— Przestań panikować — warczy Harry. Odwraca się, a na jego twarzy maluje się grymas. – Nie będę cię zmuszał, żebyś to wziął. Zamiast tego po prostu to tutaj zostawię. Z Tobą."
"Co?" Voldemort oddycha.
"Zgadza się. Zostawię to tutaj z tobą – powtarza Harry. „Możesz albo zachować przytomność i dusić się w gniewie i nudzie, albo możesz wziąć Wywar i przespać go. Pozostawiam ten wybór tobie".
Voldemort gapi się. - Powiedziałeś, że nie zamkniesz mnie tu ponownie!
- Powiedziałem, że jeszcze nie – poprawia Harry. – Poza tym, dlaczego miałbym dać ci słowo? Myślisz, że na to zasługujesz?
Między nimi rozciąga się cisza. Krew Voldemorta huczy w jego bębenkach, gdy jego gniew narasta, a Harry faktycznie krzywi się trochę, na chwilę sięgając, by dotknąć swojej blizny.
CZYTASZ
Przejdźmy na Drugą Stronę
General FictionOpis mi zjadło Ja tylko tłumaczę to dzieło. Link do oryginału autora: https://archiveofourown.org/works/30717191/chapters/75804578