83

147 9 1
                                    

Cóż, myśli DI Millerton, może ten plan był złym pomysłem.

Harry i pan Gaunt znów są ze sobą w konflikcie. W ogóle nie rozmawiali ze sobą podczas śniadania, a Harry ma ciemne kręgi pod oczami z braku snu. Wygląda na wyjątkowo rozdrażnionego, jakby chciał kogoś dźgnąć łyżką do owsianki czy coś w tym rodzaju.

— Alfredzie? – pyta niepewnie Harry, odsuwając swoją miskę. Siedzi naprzeciwko nich przy kuchennym stole w ładowni statku. — Jesteś pewien, że na tym statku nie ma wolnej sypialni? Albo inny, gdzie mogę się z kimś podzielić?

Szczęka pana Gaunta opada z oburzenia, a DI Millerton się wzdryga. Dobrze. Rzecz w tym, że faktycznie na tym statku są wolne sypialnie, ale. Myślał, że fizyczna bliskość pomoże chłopakom w ich trudnym związku. Aha, i DI Millerton jest przekonany , że są w związku. Biorąc pod uwagę sposób, w jaki pan Gaunt czasami patrzy na Harry'ego oczami sypialni, lub drażniące komentarze i bliskość, którą dzielą, jest to niezaprzeczalne.

Mimo to nie przewidział tego. Myślał, że fizyczna bliskość połączy ich walczące natury. Myślał, że to będzie idealny plan – ale najwyraźniej tak nie było.

– Nie – kłamie DI Millerton, starając się brzmieć przekonująco. – Obawiam się, że nie ma wolnych pokoi. Jest jakiś problem?" – pyta, starając się nie wyglądać na wścibskiego.

„Nie", wtrąca się lodowato pan Gaunt, „nie ma".

Harry rumieni się ze złości, ale wydaje się, że się uspokaja. Może nie chce kolejnej publicznej awantury. „Ile dni zostało do końca podróży?" zamiast tego pyta.

DI Millerton żuje grzankę. „Cóż, wkrótce powinniśmy dotrzeć do Isle Molène" — odpowiada. — Dotrzemy tam jutro. Od tego momentu do Brześcia już tylko dwa dni".

Minęły już cztery dni na morzu, a oni ani trochę nie zbliżyli się do odkrycia przyczyny zniknięcia załogi MSC na trzech zaginionych statkach towarowych. Kapitan Wright jest z dnia na dzień coraz bardziej zdenerwowany, ponieważ możliwości zlokalizowania jego załogi maleją.

- Jeszcze trzy dni - Harry kiwa mocno głową. - Okej.

___

Deszcz leje dziś w strugach. MSC Rosario płynie dalej czarterowanymi wodami, niezrażony, mimo że sztorm sprawił, że statek kołysał się tam iz powrotem jeszcze bardziej niż zwykle. Choroba morska Harry'ego jest nie do zniesienia i musi rzucić na siebie kilka zaklęć Wytrzymałości, aby pozostać na głównym pokładzie, wraz z Nieprzepuszczalnością , aby mógł nadal obserwować wody nawet przy złej pogodzie. Voldemort wypadł po śniadaniu i Harry jest w duchu wdzięczny za brak jego towarzystwa.

Ostatnia noc była całkowicie upokarzająca. Riddle ... pocałował go w szyję , tak delikatnie i czule, dotknął jego klatki piersiowej i dotknął dłonią jego erekcji... Harry odrzuca myśli ze swojego umysłu, ale one nie przestają wracać. Przez kilka chwil czuł się tak dobrze, tak kusząco dobrze, ale potem sobie przypomniał. Pamiętał , kto go dotykał, i wpadł w panikę.

Bo nie mógł pozwolić, by Riddle – Voldemort – dotykał go w ten sposób. Kiedykolwiek. To było złe, całkowicie błędne. Kim by był, gdyby na to pozwolił?

Harry wiedział, że to było jak walka woli. Voldemort naciskał, próbował go zmęczyć, ale Harry musiał być silniejszy. Musiał naciskać, tak samo mocno jak Riddle.

Nie mógł pozwolić, aby Riddle – czy nawet jego własne niskie pragnienia – wygrał.

Morze wokół niego szumi, grzmot grzmi nisko na niebie. Ubrania Harry'ego są mokre od deszczu, ale jemu to nie przeszkadza. Po prostu rzuci na siebie zaklęcie Hot Air, gdy znajdzie się w ładowni statku. Musi tu stanąć – musi mieć oko na wody.

Przejdźmy na Drugą Stronę Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz