Rozdział 3

3.6K 236 6
                                    

- Życie nie jest takie kolorowe? - spytał, a ja przytaknęłam. Jestem w Londynie zaledwie dwie godziny, a moi rodzice już dzwonili i znowu się z nimi pokłóciłam. Powinnam teraz szczęśliwa rozpakować rzeczy w moim nowym mieszkaniu ale tak to siedzę zrozpaczona na huśtawce na jakimś placu zabaw, a do tego obok nieznajomego. Zawsze uważałam na takich. Ostrożności nigdy za wiele. - Życie nie rozpieszcza. - powiedział. - Coś o tym wiem. - dodał ok chwili na myśli ze wzrokiem wbitym w ziemię.
- A myślisz, że ja nie wiem. - odezwałam się, a on podniósł głowę i jego niebieskie oczy spojrzały na mnie i na mój pewnie rozmazany już makijaż. - Moje życie to nie jest bajka. Ono jest po prostu prawdziwe. - wzruszyłam ramionami, a on podał mi chusteczkę.
- Dzięki. - wytarłam moje łzy z policzków i oczu. - Mam nadzieję, że teraz przynajmniej wszystko się zmieni. - westchnęłam patrząc na niego. Skądś niby kojarzyłam jego rysy jak i te cudowne oczy ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd. Uhh... pewnie jakieś  urojenia mam. Ale zaraz ten irlandzki akcent...
- Jestem Niall. - podał mi dłoń, którą uścisnęłam.
- Dominica. Miło poznać. - zaśmiałam się, a on ze mną.
- Dzięki tobie śmieje się pierwszy raz w tym tygodniu. Dzięki. - spojrzał na mnie, a ja się lekko uśmiechnęłam.
- Ja również. Dzięki za rozmowę. Trochę poprawiła mi humor. - pod wpływem wiatru kaptur zleciał mu z głowy i ujrzałam farbowane blond włosy. - O kurde... - wyszeptałam.
- Przepraszam ale muszę już chyba iść. - wstał ale chwyciłam go w porę za nadgarstek.
- Nie. Spokojnie. Nie będę krzyczeć. - uśmiechnął się pokrzepiająco po czym wrócił na swoje poprzednie miejsce. - Ja jestem ta opanowana.
***
  W sumie to z Niallerem przegadałam dwie godziny na tym placu zabaw aż w końcu postanowiliśmy się ruszyć z tego miejsca.
- Przepraszam, że pytam ale dlaczego płakałaś? - zapytał idąc obok mnie.
- Dziś przyleciałam do Londynu, a miałam dopiero przeprowadzić się tutaj za kilka miesięcy. Niestety miałam już dość kłótni rodziców i wyżywania się na mnie to wzięłam walizkę i po prostu zrealizowałam mój plan trochę wcześniej. - wzruszyłam ramionami. - Teraz plusem jest to, że spotkałam ciebie i ta nasza rozmowa. Pomogło mi to. - spojrzałam na niego. - A ty?
- Co ja? - zapytał lekko zdezorientowany.
- Dlaczego snułeś się jak cień po ulicy o tej porze? - spojrzał na mnie smutnym wzrokiem. - Jak nie chcesz to nie mów. - wybroniłam się, a on westchnął.
- Dziękuję.
- Ej ty wiesz, że jest już po drugiej? - spytałam trochę się śmiejąc.
- Pff... co nam tam? Dorośli jesteśmy. - wybuchliśmy śmiechem.
- Okay. O tutaj mieszkam. - wskazałam palcem na kamienice. - Ładna okolica. - powiedział rozglądając się.
- Nom. Chcesz wejść? - zaproponowałam. Trochę czasu przegadaliśmy, więc mam do niego pewne zaufanie.
- W sumie czemu nie. Jest już późno. - uśmiechnęliśmy się po czym ruszyliśmy w stronę wejścia do budynku.
- Jest trochę pusto, bo jeszcze nie urządziłam go, wiec się nie zdziw. - ostrzegłam przekręcając klucz w drzwiach. Na wejściu od razu zobaczyłam moje nierozpakowane walizki. - Przepraszam za nie.
- Spoko. - zadęliśmy buty po czym weszliśmy do salonu. Całe mieszkanie jest urządzone w beżu, brązie i bieli ze złotymi elementami.
- Chcesz coś do picia?
- Obojętnie byle nie herbata. - powiedział rozglądając się po salonie. Na szczęście jeszcze będąc w Polsce zrobiłam zakupy. Wzięłam saszetki z gorącą czekoladą i wsypałam je do kubków. Kiedy woda  zagotowała się w czajniku zalałam proszek i wymieszałam otrzymując gorący napój.
- Proszę. - podałam mu kubek i usiadłam obok na kanapie.
- Dzięki. Może pomóc ci rozpakować twoje rzeczy? - spytał patrząc na stos kartononów.
- Jasne. - uśmiechnęłam się. Może jednak dzięki niemu nie będzie aż tak źle ... kto wie?

- Ja. - odezwało się moje serce.

----

I OTO KOLEJNY ^^ Mam nadzieję, że nie zawaliłam ;)




(Nie)obecny //N.H.//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz