Rozdział 94

1.1K 71 1
                                    

- Mam dobrą i złą wiadomość. - powiedział, a ja zmarszczyłem brwi. - Pana dziewczyna się już obudziła ale jest odwodniona. Podaliśmy jej płyny i wydaje mi się, że będzie mogła wyjść już jutro. Obecnie leży w sali sto cztery na pierwszym piętrze.
- Ouh...  No dobrze. - potarłem skroń.
- Jakby miał Pan jeszcze jakieś pytania to proszę przyjść do mojego gabinetu. - kiwnąłem głową mówiąc ciche 'dziękuję' po czym wyszedłem z gabinetu. Nie myśląc długo skierowałem się do sali, w której leży moja dziewczyna. Widziałem, że jest lekko oszołomiona i...  przerażona? Dlaczego ona do cholery się głodziła?!
  Zdenerwowany i wkurwiony do granic możliwości wszedłem do środka. Nic nie mówiąc usiadłem na metalowym krześle i popatrzyłem na Dominice.
- Niall... - zaczęła ale jej przerwałem.
- Jesteś z siebie zadowolona? - mój głos stał się oschły.
- P... przepraszam. - wyjąkała dławiąc się łzami. I tak na mnie to nic nie podziała.
- Db nie ważne. Chcesz coś? - wywróciłem oczami.
- Nie. - mruknęła wbijając wzrok w sufit.
- Muszę iść. Przyjadę po ciebie jutro. - wstałem z miejsca i ruszyłem w stronę wyjścia z pomieszczenia.
***
  Może i zachowałem się jak cham ale skoro jesteśmy razem to powinniśmy sobie ufać. Jak miała jakiś problem to mogła do mnie przyjść i powiedzieć...  nawet chłopacy by jej pomogli, bo ją lubią. Ale nie...  musiała się zachować jak totalna kretynka. Ma jakieś kłopoty z odżywianiem? Jest na coś chora? Coś się dzieje? Czymś się stresuje? Jedyne co wiem to to, że nic nie wiem :). Po prostu zajebiście.
  Nagle w samochodzie rozległ się dźwięk telefonu dziewczyny. Westchnąłem biorąc jej torebkę. Wyciągnąłem wibrujące urządzenie i przeciągnąłem po ekranie.
- Halo. - powiedziałem.
- Jest Dominica? - w słuchawce rozbrzmiał głos dziecka.
- Nie może teraz rozmawiać.
- Niall? To ja Dawid - kuzyn Domki. Przyjechałbyś po mnie na lotnisko. Jestem na Lutonie. - wyjaśnił.
- Okay. Będę za dwadzieścia minut. - powiedziałem po czym się rozłączyłem. Czyli dzisiaj nie będę się nudził.
  Przywróciłem silnik mojego Range Rovera do życia i po sekundzie wyjechałem z parkingu szpitala, gdzie stałem przez około godzinę rozmyślając o zaistniałej sytuacji.
  Nie było trudno dostać się do dzielnicy W 17 na północnym zachodzie. Godziny szczytu minęły, więc mam szczęście, że nie muszę stać w korku nie wiadomo ile.
  Wjechałem na parking lotniska i postawiłem auto blisko wyjścia z głównej hali.
  Założyłem moje czarne Ray Bany i full cap z logiem Chelsea London w razie gdybym napotkał gdzieś fanów albo paparazzi. Oni są tak bardzo upierdliwi. Ale wiadomo...  każdy musi z czegoś żyć.
  Wysiadłem z samochodu i udałem się na halę przylotów, gdzie ma czekać na mnie nastolatek. Ludzie czekali na swoje rodziny lub na bliskie im osoby z tabliczkami. Ja natomiast wyjąłem komórkę szatynki i napisałem SMS - a do chłopaka.
Do Dawid : Czekam przy tych ruchomych schodach w czapce i okularach. N.
Nie minęło pięć minut, a zauważyłem go. Pomachałem, a on zbliżał sie do mnie ciągnąc za sobą nieznajomą mi kobietę...
-------
Taki Polsat xD

 

(Nie)obecny //N.H.//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz