Rozdział 134

1K 64 11
                                    

  Kiedy wróciliśmy do domu zegar ścienny wskazywał iż jest po północy. Przez ten cały wypad do pubu by obejrzeć mecz, czuję jak to wszystko ciąży na moim ciele. Woń alkoholu i nieprzyjemny zapach papierosów. To jest śmieszne, gdyż kiedyś sama bawiłam się w palacza. To mnie w jakiś sposób uspokajało. Dym zabierał wszystkie moje negatywne myśli. Ale przynajmniej teraz nie jestem utracjuszem.

- Idę pod prysznic. - powiedziałam wciągając ręcznik z szafki stojącej obok łóżka.

- Mogę iść z tobą? - zapytał uśmiechając się szelmowsko.

- Jak już musisz. - westchnęłam zmęczona kierując się do łazienki, a chłopak za mną.

  Czasami chciałabym by życie było łatwiejsze, a nie tylko takie się wydawało. Ale w sumie jeżeli człowiek pokona jego trud może być usatysfakcjonowany i szczęśliwy z tego czego dokonał. Nikt nie powinien pozwalać by okalały go demony egoizmu. Wtedy jesteśmy zniszczeni. Nic nas nie obchodzi. Automatycznie dochodzi do naszej autodestrukcji . Czy tak właśnie mamy umierać?

  Jego ciepłe dłonie złapały za oba kanty mojego swetra i przeciągnęły ją przez moją głowę by następnie rzucić ją do kosza na pranie. Nie przyjemne zimno zetknęło się z moją skórą powodując dreszcze wzdłuż rąk i kręgosłupa.

- Masz pończochy?! - pisnął zaskoczony kiedy ściągnął ze mnie spódniczkę. Na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.

- O mój boże... przestań. To jest tylko kawałek materiału. - machnęłam lekceważąco dłonią rzucając je w kąt pomieszczenia do kosza.

- Robisz to specjalnie... - warknął przyciskając mnie do umywalki. Jego palce objęły brzeg po obu stronach bym mu nie uciekła. Nie powiem ale skuteczna jest ta klatka. W jego niebieskich jak ocean oczach palił się ogień podniecenia. Oddech stał się ciężki i płytki.

- Ty się lepiej rozbieraj, chyba, że zamierasz tu spać. - zaśmiałam się próbując odepchnąć go od siebie. - Niall... puść mnie do cholery jasnej. - podniosłam głos będąc na skraju wytrzymania. Kobieta w ciąży zmienną jest. Co poradzić?

  Burknął do siebie coś pod nosem po czym mnie wypuścił ze swoich 'objęć'. Nie patrząc się na mojego chłopaka odkręciłam wodę i po zdjęciu bielizn weszłam pod prysznic. Ulga opanowała kiedy gorąca ciecz zderzyła się z moją skórą.

- Zamordujesz mnie jak do ciebie dołączę? - dobiegł mnie jego ochrypł głos, który tak bardzo kocham.

- Zastanowię się. - zachichotał na moje słowa.

- Dobra. W takim razie zaryzykuje. - stanął za mną i wziął szampon do ręki. - Odwróć się. - wykonałam jego polecenie.

- Z tobą jest jak z dzieckiem. - westchnęłam czując jego dłonie masujące skórę głowy.

- Nie słyszałaś? Facet rozwija się do trzeciego roku życia, a potem już tylko rośnie. - oboje wybuchnęliśmy niekontrolowanym śmiechem.

- W przypadku ciebie i Louisa jestem skłonna w to uwierzyć.

***

  Po dość długiej i przyjemnej kąpieli stanęłam na środku sypialni poszukując wzrokiem mojej piżamy. Jestem pewna, że gdzieś ją tutaj rzuciłam po tym jak szukałam ubrań na wypad do pubu.
Cholera mać. Nialler chyba nie obrazi się jak pożyczę sobie jedną z jego koszulek. Ma ich stanowczo za dużo. Z szuflady wyjęłam czystą bieliznę i ubrałam na siebie. Na półce blondyna wszystko  było porozwalane co okazało się dla mnie małym utrudnieniem ale w końcu wyciągnęłam jakąś czarną z wycięciem w serek. Zrzuciłam z siebie ręcznik i naciągnęłam na siebie materiał, który ledwo zasłaniał mi pośladki. No ale trudno. I tak będę w nim tylko spać.

- Dobrze wyglądasz w moich ubraniach. - mruknął mi do ucha obejmując od tyłu. - Idziemy spać?

- A co innego mamy do roboty? - westchnęłam obracając się by widzieć jego twarz.

- No wiesz... - poruszył znacząco brwiami.

- Ale jesteś niewyżyty. - wywróciłam oczami. - Raczej nic ci z tego nie wyjdzie.

- Według ciebie mam żyć w celibacie? - rzekł z pretensjami.

- Nie moja wina. - zaśmiałam się w odwecie.

- Nienawidzę cię. - warknął.

- A ja cię kocham. - wystawiłam mu język rzucając się na wygodne i ciepłe łóżko. - A ty gdzie? - zareagowałam kiedy chciał się położyć obok mnie. Zmarszczył brwi nie wiedząc o co mi chodzi. - Dziś śpisz na kanapie. - oznajmiłam krzyżując ręce na piersiach.

- Dlaczego?!

- To kara za oblanie mnie zimną wodą. - odparłam zwycięsko widząc jego kapitulacje. Wie, że nie warto się ze mną kłócić. - Dobranoc! - krzyknęłam radośnie kiedy zamknął za sobą drzwi. Ale ja jestem zła.

--------------

Trochę śmiechu się przyda xd Przepraszam, że wczoraj nie było rozdziału ale wiadomo co nieprzespana noc robi z człowiekiem xD

rose xx

(Nie)obecny //N.H.//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz