Zestresowany i zdyszany wbiegłem do tego przeklętego szpitala. Jak to ona rodzi?! Jeszcze cztery tygodnie do porodu?! Cholera...
- Przepraszam. Mój przyjaciel przywiózł tutaj moją narzeczoną, która rodziła. Gdzie ona jest? - stałem rozhisteryzowany i patrzyłem jak klika coś w tym swoim komputerku.
- W tej chwili znajduje się na sali porodowej. To tutaj prosto tym korytarzem i na prawo. - poinformowała mnie. Nawet nie mówiąc 'dziękuję' popędziłem prosto we wskazanym mi kierunku.- Hazza! - krzyknąłem na co podniósł się z krzesła.
- J... ja... N... nie wiem - mówił będąc przerażony.
- Przepraszam, jest tutaj obecny Niall Horan? - zza drzwi wyjrzała pielęgniarka w białym uniformie z zieloną maską na twarzy.
- Tak, to ja. - Podszedłem do kobiety.
- Proszę za mną.
- Wszystko będzie dobrze Harry! - Pokazałem mu kciuk w górę zanim zniknąłem za popielatym szkłem.
- Proszę ubrać ten szlafrok. - Brunetka podała ubranie. Szybko naciągnąłem je na siebie i po założeniu maski na twarz wszedłem na salę. Moja narzeczona zwijała się z bólu na fotelu ginekologicznym, obok niej stała położna, a pomiędzy jej nogami siedział lekarz, który miał przyjąć poród. Gdyb nie to nie wiem co bm mu zrobił...
- Niall! - pisnęła szczęśliwa z grymasem na twarzy kiedy mnie zobaczyła.
- Jestem przy tobie. - Usiadłem obok niej i złapałem jej dłoń. Momentalnie chciałem krzyknąć kiedy ścisnęła moje palce. No nie powiem ale ma siłę.
- Nienawidzę cię za to przez to, że muszę to teraz przechodzić - mówiła nieskładnie z powodu stresu.
- Dobrze. Widzę główkę. Niech pani prze na trzy - powiedział lekarz.
- Będzie dobrze. To tylko chwila bólu. - zapewniłem albo przynajmniej próbowałem.-Łatwo ci mówić - warknęła.
- Raz, dwa, trzy. - jęk mojej narzeczonej rozniósł się po sali. Zacisnęła mocno oczy z bólu, który odczuwałem także w mojej fioletowej już dłoni. - Jeszcze raz i koniec. - powiadomił.
- Dasz radę kochanie. - mruknąłem patrząc na nią ze smutkiem w oczach. Nie chce by się tak męczyła.
- Trzy! - po tych słowach i krzyku bólu po pomieszczeniu rozniosł się płacz dziecka. Po przecięciu pępowiny niemalże natychmiastowo podali noworodka szatynce by nastąpił kontakt skóra - skóra. Po chwili jednak zabrali małego na badania. Nawet nie zdążyłem się mu przyjrzeć.
- Gratuluję syna. - podsumował lekarz. - A teraz tylko usuniemy bezboleśnie łożysko.
- Mamy syna. - w jej oczach pojawiły się łzy szczęścia.
- Tak, kochanie. Mamy synka. - przytuliłem ją z szerokim uśmiechem na ustach.
***
Wyszedłem uradowany z sali. W moim ciele nadal roiło się od różnorodnych emocji.
Na korytarzu czekali moi i Domi przyjaciele.
- I jak?
- Wszystko w porządku?
- Niall?
- Jest już okay?
- Już po wszystkim?
Nie wiedziałem jak mam odpowiedzieć i na co.
- Mam syna. - wydukałem nie dowierzając.
- Jezu... Gratuluję. - Gemma podeszła do mnie jako pierwszą i wyściskała mnie.
-A jak Dominica? - zapytał mnie Hazz.
- Dobrze. Zaraz przewiozą ją na salę. - starałem się być opanowany i chyba nawet mi to wychodziło.
- Witam, jestem doktor Roney. Chciałem powiadomić iż mimo tego, że dziecko urodziło się za wcześnie to wszystko jest w porządku. Według mnie ginekolog źle przeprowadził badanie i wyliczył dni. Syn jest zdrowy jak ryba. Gratuluję. Natomiast narzeczona jest zmęczona i w tej chwili odsypia ciężkie chwile w sali sto trzy. Zapraszam jutro rano na odwiedziny. - powiadomił na co odetchnąłem z ulgą.
- Wiecie o czym zapomniałem? - zapytałem towarzystwo. Spojrzeli na mnie zdezorientowani.
- Co masz na myśli, Nialler? - głos Liama stał się poważny.
- Pokój dla małego nie jest urządzony.
------------------
Chyba w nast rozdziale dowiemy się jak nazwali swojego synka :///
rose xxPS: Błagam nie bądźcie źli :(
CZYTASZ
(Nie)obecny //N.H.//
FanfictionOPOWIEŚĆ PISANA 5 LAT TEMU, WIĘC MÓJ STYL PISANIA ZNACZNIE SIĘ ZMIENIŁ WRAZ Z MOIMI POGLĄDAMI - A może znajdziesz sobie jakąś irlandzką c****?! - wszyscy w studiu wybuchnęli na pytanie Alana Carra skierowane w moją stronę. Momentalnie chciałem się...