3KOM=WCZEŚNIEJ ZACZYNAMY MARATON!!!
- Niall. Proszę. Daj mi trochę czasu. - westchnęłam spuszczając wzrok na moje specione ze sobą dłonie.
- Na co? Jeżeli będziesz to w sobie dusić to i tak ci to w niczym nie pomoże. Tylko wszystko pogorszy. Słuchasz mnie w ogóle mnie? - przytaknęłam głową, a on ujął mój podbródek dwoma palcami i podniósł go.
- Powiem ci ale nie teraz. Błagam. Możemy już jechać? - spojrzałam mu w oczy, w których utopiłam si już dawno. Kocham jego niebieskie tęczówki, które są jak niebo nad Saharą.
- No dobrze. - westchnął. On dobrze wie jaka ja jestem uparta. Muszę jeszcze nad tym wszystkim dokładnie pomyśleć. Chociaż sama nie wiem na co czekam. Ugh... jaka ja jestem beznadziejna. - przeklnęłam siebie w myślach.
***
W końcu po połowie godziny dojechaliśmy na miejsce. Zdziwiłam się widząc jedynie las i parking na samochody. Kiedy wysiadłam dostrzegłam znak, na którym pisało Park linowy w kątach Edynburskich.
- O mój Boże. - zapiszczałam podekscytowana.
- No to teraz zacznie się zabawa. - Niall splot nasze palce przez co przeszły mnie dreszcze po kregoslupie... i tak razem skierowaliśmy się do drewnianej chatki po sprzęt. - Dzień dobry. - odezwał się Niall.
- Witam. Co bierzecie? Jestem Austin i chętnie wam pomogę. - trzydziestoleni mięśniak z czarnymi jak smoła włosami i niebieskimi oczami, które wyglądają jakby słały chłód, a tak naprawdę są rozpromienione zaproponował pomoc widząc nas. Nie byliśmy w tym połapani, a przynajmniej ja.
- Kaski, liny, zapięcia i tym podobne. - odpowiedział Ni.
- Jasne. Zaraz coś znajdziemy. - ruszył w stronę półek z pasami.
***
Piękne drzewa otaczały nas dookoła jak i radosne śmiechy turystów. Blondyn uznał, że najpierw pojdziemy na ekstremalny zjazd. Szczerze to drżałam z podniecenia ale też się bałam.
Weszłam po drabinie na pierwszą platformę, która była dwanaście metrów nad ziemią.
- Nialler. Boję się. - jęknęłam przytulając się do niego.
- To choć. Zjedziemy razem. Tutaj możemy. - pokazał mi znak na co przytaknęłam. Przypiął nas do głównej liny po czym objął mnie. - Jedziemy... - zaczął. - Teraz! - krzyknął, a ja zaskoczona zacząłem krzyczeć kiedy nie czułam gruntu pod moimi nogami. Jego ramiona mocno ściskały mnie w talii. Słyszałam jak się śmiał ze mnie. Po pokonaniu połowy zjazdu również wybu łam śmiechem. To coś niesamowitego.
***
Wieczorem po torze przeszkód i innych zjazdach wróciliśmy do samochodu. Kiedy noc objęła okolicę dobiegły mnie odgłosy różnych zwierząt i cicha muzyka z radia. Odwróciła się w stronę pojazdu i zobaczyłam, że Irlandczyk rozłożył koc na masce samochodu i położył na nim mały piknikowy koszyk. Podszedł do mnie i objął w talii. Był blisko. Stanowczo za blisko. Czułam jego słodki oddech na mojej szyi, jego perfumy od Davida Beckhama oraz brzoskwiniowy szampon do włosów.
- Przepraszam cię za wszytko Domi. Nie chce, żebyś prze ze mnie płakała. Chyba, że ze szczęścia. Jesteś wspaniałą dziewczyną i nie zasługujesz by cię coś lub ktoś skrzywdził. Nie chce być taką osobą, więc cię przepraszam skarbie. - na to jak mnie nazwał przeszły mnie przyjemne dreszcze po kregosłupie.- Niall. Nie musisz mnie przepraszać. Co było to minęło. Trudno. - spuściłam wzrok, ponieważ blondyn mnie peszył.
- Ale ja chcę by było między nami dobrze. Rozumiesz. - chwycił mój podbródek w swoje palce.
- Tak. - wyszeptałam.
- Mam coś dla ciebie. - włożył dłoń do kieszeni spodni i wyjął z niej małe pudełeczko. Podał mi je, a ja otworzyłam.
- Wow. To jest piękne. Nie musiałeś. - chwyciłam w łonie połówkę zawieszki w kształcie serca, na której pisało You're my heart.
---------------------------------
CZYTASZ
(Nie)obecny //N.H.//
FanfictionOPOWIEŚĆ PISANA 5 LAT TEMU, WIĘC MÓJ STYL PISANIA ZNACZNIE SIĘ ZMIENIŁ WRAZ Z MOIMI POGLĄDAMI - A może znajdziesz sobie jakąś irlandzką c****?! - wszyscy w studiu wybuchnęli na pytanie Alana Carra skierowane w moją stronę. Momentalnie chciałem się...