Rozdział 92

1K 72 7
                                    

Z westchnieniem odłożyłam telefon na stolik po czym przetarłam twarz dłońmi myśląc o zaistniałej sytuacji. Niall nic nie mówiąc próbował mnie pocieszyć. Jak nie masz problemów ze swoją drugą połówką to jest jakiś problem z rodziną. No ja pierdziele... czy ja nie mogę żyć normalnie?!

- Wszystko w porządku? - zapytał przyglądając się mi.

- Nie za bardzo. - przyznałam. Kurcze... nie chce o nic prosić mojego chłopaka, bo i tak już za wiele dla mnie zrobił.

- Wiesz, że mi wszystko możesz powiedzieć. - przyciągnął mnie do swojego boku, a ja się wtuliłam w jego ciepłe ciało zaciągając się perfumami Hugo Bossa.

- Nie mogę jechać z wami w trasę. - mruknęłam.

- Co?! Ale dlaczego?! Nie mów, że wracasz do Polski! -uniósł się ale widząc mój wyraz twarzy uspokoił się trochę nie chcąc mnie jeszcze bardziej dołować.

- Nie... nie wracam i nawet nie zamierzam ale mój kuzyn ma przylecieć. - wyjaśniłam na co pokręcił głową.

- Który?

- Dawid ten z którym śpiewałeś kolędy w święta. - próbowałam mu przybliżyć jakoś obraz mojego krewnego.

- Ten co ma jedenaście lat, blond włosy, brązowe oczy... - wymieniał.

- Tak tak... sąsiadka go przywiezie.

- Ale dlaczego on nie może lecieć z nami? - uśmiechnął się lekko.

- To nie będzie tłok?- zdziwiłam się trochę jego zachowaniem.

- Nie no coś ty... chłopaki biorą jeszcze swoje dziewczyny Eleanor i Soph, do tego leci jeszcze siostra Louisa Charlotte i siostra Stylesa Gemma. Nasza ekipa liczy około dwieście osób, a dokupienie jednego miejsca nic nie kosztuje. A po za tym co takiego może zrobić mały chłopiec? - zaśmiał się.

- No nie wiem... jest spokojny ale... - przerwałam swoją wypowiedź.

- No i gitara... porozmawiam jutro z szefostwem i na pewno się zgodzą. A kiedy po niego jedziesz na Luton? - zapytał.

- Jutro gdzieś tak o dwudziestej mam tam być.

- To ja po niego pojadę jak będę wracał ze studia. Co ty na to?

- No jak ci to nie sprawi kłopotu. - zachichotałam.

- Weź przestań... - machnął lekceważąco ręką. - To wszystko jest okay? - przytaknęłam z lekkim uśmiechem na ustach. - W takim razie zbieraj się i jedziemy na zakupy.

***

- Może jesteś głodna? - zapytał idąc obok mnie z kilkoma torbami w lewej dłoni, a prawą trzymając moją.

- Nie za bardzo. - pokręciłam głową. - Ale Nike'mu trzeba kupić karmę, bo jak ma z nami podróżować to nie będziemy kupować mu co dwa dni na jakiejś stacji benzynowej.

- Hahaha... - zaczął się śmiać, a ja zachichotałam. - Fajnie to ujęłaś. - wydusił prowadząc do zoologicznego.

- Okayy. - też za bardzo nie wiedziałam o co mu chodzi,bo powiedziałam jedynie prawdę. Nie wiem czemu ale po paru krokach zakręciło mi się w głowie.

- Ej! Co się dzieje? - blondyn zareagował natychmiastowo.

- Nic nic... muszę usiąść. - zajęłam miejsce na ławce i zaczęłam brak głębokie oddechy kiedy zobaczyłam mroczki przed oczami.

- Musimy jechać na pogotowie. - to były ostatnie słowa, które usłyszałam zanim opadłam w czarną czeluść zwaną nicością.

----------------------------------

(Nie)obecny //N.H.//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz