*Dominica's POV*
Po kilkunastu minutach nieobecności Nialla i jego matki wstałam i ruszyłam do kuchni, gdzie sam miał się udać jakiś czas temu. Co mnie najbardziej zdziwiło tego wieczoru to reakcja moich rodziców i to, że zaakceptowali moją małą fasolkę. Jednak może być pięknie. Nie mogę również pominąć tego, że dogadali się z Bobbym. Czy to jest mój sen? Jednak widząc szlochającego blondyna w objęciach kobiety, która mnie nienawidzi poczułam coś w stylu zazdrości. Kiedy ich nie było to ja pełniłam rolę dobrego przyjaciela, a zarazem dziewczyny. Gdzie oni wtedy byli?
Schowałam się bardziej za ścianką działową ale nastawiłam uszy by cokolwiek usłyszećz konwersacji poza płaczem.
- Dziękuję. To wiele dla mnie znaczy. - załkał trzęsąc się z nadmiaru emocji.
- Ja myślałam...
- To ci nie wychodzi. - mruknęłam przerywając jej wypowiedź.
- że cię stracę kiedy urodzi się dziecko. - czy mój syn, córka ma jej przeszkadzać? - Zostałeś mi tylko ty. Gregg przecież odszedł z naszego domu na rzecz opieki nad Denise i Theo.
- To teraz jego rodzina, a Theodore jest twoim wnukiem i powinnaś być z niego dumna. - wyjaśnił.
- Wiem, wiem. Doceniam to iż stał się samodzielny ale czasami brakuje mi jego obecności w domu. Zrobiło się tak cicho od kiedy on się wyprowadził, a ty wyjechałeś w trasę. W tak szybko dorośliście. Trudno jest mi się z tym pogodzić. - kiedy wyjrzałam zza rogu zobaczyłam płaczącą kobietę i Irsha, który ją pocieszał. To się nazywa wzorowy syn. Z jej ust wyrwał się cichy jęk. - Przepraszam... - Maurze załamał się głos - Gdyby nie ja, nie doszło by do tego nieszczęsnego wypadku Dominici. A jakby się coś stało... - zaczęła ale blondyn jej przerwał.
- Nie myśl teraz o tym. Ona żyje i dziecko ma się dobrze. Teraz powinniśmy żyć chwilą i tym co przyniesie nam przyszłość.
- Zamierzasz się jej oświadczyć? - wypaliła ocierając płynące łzy z oczu do ust przez policzki.
- Nie wiem. - uśmiechnął się lekko. - Jeszcze się pomyśli. Teraz najważniejsze jest to, że zaakceptowałaś mojego potomka. - ponownie objął ją ramionami. To takie kochane.
Uśmiechnięta od ucha do ucha wróciłam do salonu, a po chwili Niall i jego mama. Ich humory również się polepszyły. Na zegarku widnieje dopiero godzina siedemnasta, a na stole już stoi wódka i trzy kieliszki napełnione przeźroczystą, toksyczną cieczą.
- Wszystko w porządku? - Ni zajął miejsce obok mnie.
- W jak najlepszym. - mruknęłam zadowolona. Chłopak przyciągnął mnie do siebie. Położyłam głowę na jego torsie, a niżej dłoń by robić kółka kciukiem na umięśnionym brzuchu. Niemalże od razu do mojego nosa dotarła ostra woń Hugo Bossa, która ukoiła moje nerwy i zmysły.
*Niall's POV*
Rodzice mojej partnerki wydawali się być gorsi, a w rzeczywistości to na prawdę porządki ludzie. Tak przynajmniej wywnioskowałem z naszej rozmowy. Specjalnie nie piję, bo wiem, że po prostu nie mogę przy ciężarnej kobiecie. Nie wiem... po prostu czuję, że nie mogę.
- Na ile u nas zostaniecie? - zapytałem.
- Mamy trochę czasu. Chcielibyśmy spędzić trochę czasu z naszą córką. - odpowiedziała kobieta.
- My niestety musimy już wracać do Irlandii. Skrócili mi urlop, a nasz drugi syn potrzebuje opieki nad dzieckiem, więc żona się nim zajmie. - mój tato pokręcił głową zniesmaczony sytuacją.
- Jeszcze się zobaczymy nie raz. Nim się obejrzysz, a ślub będziemy przygotowywać młodym. - zaśmiała się pani Ewa. Co oni mają do cholery z tym ślubem?!
-----------------------------
I co myślicie o Maurze??
rose xx
CZYTASZ
(Nie)obecny //N.H.//
FanfictionOPOWIEŚĆ PISANA 5 LAT TEMU, WIĘC MÓJ STYL PISANIA ZNACZNIE SIĘ ZMIENIŁ WRAZ Z MOIMI POGLĄDAMI - A może znajdziesz sobie jakąś irlandzką c****?! - wszyscy w studiu wybuchnęli na pytanie Alana Carra skierowane w moją stronę. Momentalnie chciałem się...