*Louis's POV*
- Pojedziesz po Domi na lotnisko? - zapytał się mnie Liam na co przytaknąłem.
- Dobra. To ja się zbieram. - powiedziałem spoglądając na zegarek Payna, który miał na nadgarstku.
- Okay. - mruknął. Zayn natomiast nerwowo chodził od jednego końca korytarza do drugiego, a Harry natomiast spał powieszony na ramieniu Payno.
W szybkim tempie opuściłem klinikę, w której leżał Niall i dotarłem do samochodu. Od rana chodzę jak na szpilkach po tym co się wydarzyło.
Autostradą dojechałem na lotnisko, gdzie wylądował nasz prywatny odrzutowiec. Widziałem jak Mark czeka na mnie przed wejściem.
Zaparkowałem na miejscu dla inwalidy no ale co tam. Dużo miejsc jest zajętych i nie chcę mi się szukać, a po za tym i tak wrócę za pięć minut i zwolnię je.
- Cześć Louis. - przywitała się z ochroniarzem uściskiem dłoni.
- Witaj Mark. Czy nasz samolot już wylądował? - spytałem będąc ciekawy czy się przypadkiem nie pomyliłem.
- Tak. - przytaknąłem i bez śliwa ruszyłem do hali przylotów. Z powodu późnej pory, bo jest już tak właściwie dwudziesta trzecia dwadzieścia sześć jak wyczytałem z zegara, nie ma tu za dużo ludzi, więc to też mi ułatwia sprawę. Stanąłem obok ruchomych schodów i czekałem na dziewczynę mojego przyjaciela. W pewnym momencie dobiegł mnie głośny tupot butów z powodu biegu i piszczące kółka walizki. Podniosłem wzrok i zobaczyłem szatynkę.
- Louis! - zawołała, a ja rozciągnąłem ramiona by ją uścisnąć.
- Hej. - wpadła prosto w moje ręce na co się zaśmiałem. Jednak po chwili przestałem, gdyż uświadomiłem sobie, że ona płacze. Przepraszam... zanosi się szlochem. Nie toleruje kłamstw. - Co się stało? - odkleiła się ode mnie wycierając spuchnięte od płaczu czerwone oczy.
- Niall miał mały wypadek. Masz te dokumenty? - spytałem poważnie.
- Tak. - powiedziała cicho wręczając mi czerwoną teczkę z wynikami Horana.
- Choć. - wziąłem jej bagaż, a drugą dłonią chwyciłem jej i pociągnąłem w stronę wyjścia z lotniska. Mark już czekał na nas przed Range Roverem. Nie wiem czemu ale cała nasza piątka ma obsesję na punkcie marki tego auta. Podałem ochroniarzowi walizkę, a sam wraz z dziewczyną wsiadłem do środka czekając aż mężczyzna usiądzie na miejscu kierowcy, odpali, a następnie ruszy w stronę kliniki św. Jadwigi.
- Możesz mi powiedzieć co się stało? - spytała cicho ale poważnie. Objąłem ja ręka by dodać jej otuchy.
- W studiu graliśmy w nogę. Ja podałem do Liama, a ten do Harry'ego. Niall stał na naszej 'bramce'. - zrobiłem cudzysłów z palców w powietrzu. - i kiedy piłka leciała w kierunku Twojego chłopaka kopnął ją i stało mus ie coś z kolanem. Ból musiał być niesamowity, bo zemdlał. Z tego co wiem to miał już z nim problemy. Skręcił je kilkanaście razy, w ciągu dwóch lat, więc to już nie są żarty. Przepraszam, że cię tu ściągnęliśmy ale potrzebowaliśmy tych dokumentów. Prawdopodobnie będzie miał zabieg. - pokręciłem głową.
- Mój Boże. Nawet weź mnie nie przepraszaj. To jest mój chłopak i jedną z najbliższych mi osób. Martwię się więc o niego. Jest dla mnie bardzo ważny. - łzy pojawiły się z powrotem, w jej oczach.
- No już nie płacz. - pocieszałem ją.
Wreszcie po niespełna pół godzinie wysiedliśmy pod kliniką i popędziliśmy w stronę sali, gdzie leżał blondyn. Chłopaki tak jak zostali tak byli.
- Proszę. Zanieś to lekarzowi. - podałem teczkę Li, a on bezzwłocznie ruszył do gabinetu. - Louis... - podszedłem do boku Domi. - Co to za dziewczyną siedzi u mojego chłopaka? - spytała, a ja momentalnie zbladłem.
----------------Ostatnio co raz gorzej piszę ale mam na to usprawiedliwienie... brak weny na to ff i pisze inne xD Dziękuję wam z całego serca za 1K głosów!!! Publikując to opowiadanie nawet nie miałam pojęcia, że odniesie ono aż taki sukces, a to i tak dopiero połowa historii XDD
CZYTASZ
(Nie)obecny //N.H.//
FanfictionOPOWIEŚĆ PISANA 5 LAT TEMU, WIĘC MÓJ STYL PISANIA ZNACZNIE SIĘ ZMIENIŁ WRAZ Z MOIMI POGLĄDAMI - A może znajdziesz sobie jakąś irlandzką c****?! - wszyscy w studiu wybuchnęli na pytanie Alana Carra skierowane w moją stronę. Momentalnie chciałem się...