Rozdział 118

1.2K 56 5
                                    

  Słońce przyjemnie świeciło, a ja przywitałam się z nowym dniem. Minęły trzy dni odkąd jestem w Polsce. Dziś muszę iść do rodziców. Nie zniosę tego, że żyją w niewiedzy ale nie dam rady sama im powiedzieć, że jestem w ciąży.
  Harry do mnie wydzwania od pewnego czasu, a ja po prostu będąc wrakiem nie odbieram. Chciałabym zapomnieć choć na chwilę o tym świecie.
  W następnym tygodniu mam się zgłosić do kliniki w Londynie na USG. Kurczę... czy tylko ja się boję tych wyników. Zazwyczaj przyszłe matki chcą zobaczyć swoje maleństwo ale ja się zwyczajnie boję. Boję się jak to też będzie.
  Westchnęłam wstając z wygodnego fotela. Teraz nie mam zwyczajnie ochoty by tam iść. Założyłam kurtkę na ramiona i gotowa ruszyłam do wyjścia. Moi dziadkowie pojechali z Dawidem gdzieś na zakupy i będą za dwie godziny. Czyli chata dla mnie.
  Ostatnie dwa dni praktycznie nic nie jadłam tylko wpychałam sobie na siłę i później sama z siebie wymiotowałam. Przesypiałam tylko dwie trzy godziny, a później płakałam. Nie dawałam sobie pomóc. Tak bardzo mnie to wszystko bolało. Nie powinnam się stresować ale jak? Cały czas praktycznie w nim żyje.
  Specjalnie na jutro rano zamówiłam bilet lotniczy do Londynu. W samolocie wszystko jeszcze raz przemyśle. Nie chce być w Polsce. Tutaj jest tak inaczej. Patrząc na łąki i słysząc spokój tęsknię za stolicą Wielkiej Brytanii. Przyzwyczaiłam się do tamtego miasta. Tam wszystkie smutki znikają. Mam nadzieję, że i moje pójdą w zapomnienie.
  Zapukałam w drewnianą powłokę, a mnie objęło wielkie zdenerwowanie. Mogę jeszcze uciec? Nie zdążyłabym jednak, ponieważ moja mama stanęła w progu.
- Dominica! - uścisnęła mnie na przywitanie.
- Hej. - uśmiechnęłam się nie pewnie w jej stronę.
- Wejdź. - wypuściła mnie do środka. Momentalnie powróciły do mnie dawne wspomnienia. To jak siedzieliśmy przy stole w Boże Narodzenie i śmialiśmy się z różnych opowieści dziadka, otwieraliśmy prezenty. To jak dostałam nowy rower. Kilka lat temu było tak przyjemnie. Jednak zobaczyłam również czarny pasek w powietrzu i dziewczynę leżącą w pozycji embrionalnej na fioletowym dywanie w salonie. Słychać jedyni krzyk mężczyzny i jej cichutkie łkanie oraz prośby by przestał. Wzdrygnęłam się czując nietypowy ból na plecach. Nie chce do tego nigdy więcej wracać.
- Kawy? Herbaty? - jak coś takiego proponuję to chce bym została na dłużej.
- Wystarczy wody. - odpowiedziałam na co przytaknęła wyciągając kubek.
- A gdzie tato? - tupałam nerwowo stopą. Chcę się z nim w ogóle spotkać? Jego obawiam się najbardziej.
- W pracy. Będzie dopiero po siódmej. - ulga opanowała moje ciało kiedy na zegarku zawitała dopiero druga po południu. - Proszę. - podała mi napój za co niemo podziękowałam kiwnięciem głowy. - Więc opowiadaj jak ci się wiedzie. - uśmiechnęła się siadając obok mnie stanowczo za blisko.
- Dobrze. Zwiedziłam dużo miejsc i myślę, że za rok lub półtorej pójdę ma studia w Londynie. Mają na Uniwersytecie bardzo dobre kierunki i kilka z nich mi odpowiada ale to się jeszcze zobaczy.
- A Niall? - spuściłam głowę zaciskając dłoni na naczyniu.
- Chwilowo mamy przerwę. - mruknęłam.
- Ouh... tak mi przykro skarbie. - dziwny dreszcz przebiegł wzdłuż mojego kręgosłupa na to jak mnie nazwała.
- Nie potrzebnie. Jakoś się ułoży. Trzeba przecież żyć dalej. - wzruszyłam ramionami.
- No tak. Mam do Ciebie ważne pytanie? - popatrzyłam na kobietę zaskoczona. - Wybaczysz mi? - spuściła głowę czując się źle.
- Mamo, jeżeli czegoś nienawidzisz trzeba to polubić. U mnie tak nie jest ale wybaczam ci. Nie chce żyć dawnymi urazami. - czy to jest prawda?
------------------------------------------------

Jak uważacie? Czy to jest prawda??

rose xx

(Nie)obecny //N.H.//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz