Rozdział 153

972 66 6
                                    

  Po wejściu do samolotu zajęłam miejsce w fotelu przy oknie. Kiedy wrócimy będę jeszcze bardziej odczuwać to, że niedługo poród. Jeszcze tylko półtorej miesiąca.
- Prosimy o zapięcie pasów. - poinformowała stewardessa. - Lot będzie trwał dwadzieścia sześć godzin. - to są chyba jakieś żarty?!
  Wykonałam polecenie blond kobiety i rozsiadłam się wygodnie w fotelu. Wzrokiem ostatni raz pożegnałam Nową Zelandię po czym zamknęłam oczy.
***
  Moje oczy zostały podrażnione przez promienie wschodzącego słońca. Jęknęłam zaspana. Stopniowo otwierałam oczy by uniknąć blasku złotej kuli. Zasłoniłam zasłoną okienko i rozejrzałam się po pokładzie samolotu. Niall spał naprzeciwko mnie, za mną Harry i Gemma, a po drugiej stronie Liam, Dan, Louis i Lottie. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał szósta rano. Był ustawiony w miarę stref czasowych. W sumie to się teraz cieszę, że nie lecę ekonomiczną tylko prywatnym odrzutowcem chłopaków. Jeszcze tylko osiemnaście godzin.   Wcisnęłam mały, czerwony guzik przywołując naszą stewardessę. 

- Coś podać? - po niemal sekundzie zjawiła się w kabinie witając mnie z uśmiechem.

- Herbatę poproszę, jeżeli to nie jest kłopot. - odwzajemniłam jej gest.

- Dobrze. Będzie gotowa za dwie minutki. - zasunęła drzwi, a ja westchnęłam. Zobaczyłam, że mój narzeczony ma na siebie skierowaną wentylacje. Na jego skórze pojawiła się gęsia skórka. Odpięłam pas i wstałam. Mój kręgosłup strzelił na co zamknęłam oczy. Nigdy więcej nie chce być w ciąży. Po tym jakże miłym rozciągnięciu się, zdjęłam z górnej półki koc i okryłam nim Ni. - Przyniosłam pani herbatę. - do kabiny weszła kobieta w czarnej spódniczce i różowej koszuli niosąc za sobą stukot połyskliwych szpilek. Jak ona może tutaj w nich chodzić.

- Dziękuję. - powiedziałam kiedy postawiła parujący napój na stoliku. Po jej wyjściu wzięłam książkę na temat rodzicielstwa, usiadłam i starałam się cokolwiek zapamiętać. Tego jest o wiele za dużo.

*Niall's POV*

  Zdziwiłem się widokiem pustego fotela naprzeciwko mnie. Przetarłem oczy, zrzucając z siebie niebieski koc. Na stoliku  stał pusty  kubek, a bok niego książka na temat noworodków. Znowu to czytała. Mam wątpliwości.

- Przepraszam... widziałaś może moją narzeczoną? - zapytałem się mojej pracownicy.

- Chyba jest w toalecie. - kiwnąłem głowa w podziękowaniu za podaną informację i wróciłem na swoje miejsce.  Kiedy minęło pięć długich minut nie wytrzymałem i skierowałem się do łazienki.

- Domi? - zapukałem cicho. - Jesteś tam?

- Zaraz wyjdę. - odetchnąłem z ulgą. Przynajmniej po części. Odczekałem chwilę opierając się o ścianę. Momentalnie stanąłem jak na szpilkach kiedy klucz w zamku został przekręcony. Szatynka wyszła, a ja objąłem ją ramionami kiedy zobaczyłem jej smutny wyraz twarzy.

- Nie czytaj już tych książek. - poradziłem na co wybuchnęła niespodziewana  histerią. Kołysałem nami by się jakoś uspokoiła.

- Tego jest tak dużo... jak ja dam sobie radę? - podciągnęła nosem drżąc z emocji schowana nadal w mojej klatce piersiowej.

- Posłuchaj mnie... - podniosłem jej podbródek dwa palcami. - Nie jesteś sama. To jest też moje dziecko i mój obowiązek. Nie masz się co martwić. Pieniądze mamy, rodziców i przyjaciół mamy. W szpitalu położna nauczy nas jak traktować i opiekować się takim maleństwem. Przy porodzie będę z tobą i nawet nie opuszczę cię na krok. Nie masz się co martwić. - pocałowałem ją  w głowę. - Jesteśmy w tym wszystkim razem. Nasz syn będzie miał cudowny dom. - podsumowałem uśmiechając się lekko co odwzajemniła.

---------------------------------------------------------------------------------

Co myślicie o załamaniach Dominici i zachowaniu Nialla??

Przepraszam ale ten rozdział dziś pisałam tak z dupy z zamroczonym umysłem i wgl... zrozumcie tu człowieka :/

rose xx

(Nie)obecny //N.H.//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz