Rozdział 157

1.1K 69 4
                                    

Dedykowany Wesia_147

Wczoraj wieczorem chciałem zostać w szpitalu przy mojej narzeczonej ale lekarz wraz z pielęgniarkami wyprosili mnie mówiąc : 'Na dziś to koniec odwiedzin. Prosimy przyjść jutro'. Oczywiście chciałem się wybronić mówiąc, że nie zostawię jej samej i, że się martwię z powodu tak 'wczesnego' porodu i tak dalej. Jednak z pomocą ochrony opuściłem wściekły szpital.

- Dacie sobie radę? - zapytałem moich przyjaciół.

- Jasne. - odparł Liam. - Ty idź lepiej zajmij się ukochaną i dzieckiem. - cmoknął za co dostał kuksańca w ramię. Zaśmiałem się.

- Okay. Jej rodzice powinni przyjechać jutro rano, więc musicie się pośpieszyć. - ostrzegłem.

- Nie ma sprawy. Wszystko będzie gotowe. - uśmiechnął się Harry.

- Jedź już. - wygonił mnie Payne na co burknąłem.

- Nie rozwalcie mi chaty. - krzyknąłem schodząc po schodach. Do czegoś się w końcu nadadzą. Sprawdziłem czy mam wszystko w kieszeniach po czym wsiadłem do samochodu i odpaliłem silnik. Na tylnym siedzeniu spoczywał prezent tuż zaraz obok nowego fotelika dla małego. W końcu jakoś trzeba przywitać nowego członka rodziny. No prawie rodziny... jeszcze ślubu nam brakuje. Kiedy dzieliło mnie zaledwie pięćset metrów od szpitala w Range Roverze rozdzwonił się mój telefon. Nacisnąłem przycisk na panelu i przełączyłem się na głośnomówiący.

- Halo? - zapytałem kiedy nikt się nie odezwał.

- Witaj synku! - wywróciłem oczami słysząc moją mamę.

- Hej. Jak tam u was? - starałem się brzmieć poważnie.

- A dobrze. Kiedy do nas wpadniecie we dwoje? - zagaiła.

- Raczej to nie będzie możliwe. - zaśmiałem się.

- Dl... - zaczęła, ale po chwili przerwała. - Czy ona już...

- Tak mamo. Mam syna! - odparłem z entuzjazmem.

- Nie rób nigdy więcej matki w konia. - wybuchnęła śmiechem.

- Oj tam... nie przesadzaj. Na razie jadę dowiedzieć się co i jak. Potem do was zadzwonię na Skypie. Pozdrów tatę. - skręciłem na parking przy wielkim białym budynku.

- Dobrze, skarbie. Kochamy cię. Papa. - rozłączyła się na co westchnąłem. Moja rodzicielka wydawała się być na początku zaskoczona ale potem stała się nagle szczęśliwa. Chyba na serio już zaczęła tolerować moją wybrankę.

  Wysiadłem z pojazdu i otworzyłem tylne drzwi by wyjąć wielki bukiet białych piwonii, które tak lubi szatynka i wielkiego, niebieskiego misia dla malca. Do tego na ramię zawiesiłem torbę z potrzebnymi rzeczami. Po upewnieniu się, że zamknąłem i zablokowałem zamek w samochodzie skierowałem się do wejścia do szpitala.

  Nie znoszę tego miętowego, wstrętnego koloru, bo od razu przyprawia mnie to o dreszcze i mdłości. To miejsce kojarzy mi się tylko i włącznie z chorobami i szybką śmiercią. Teraz jedynie marzę o tym by zabrać stąd moją małą rodzinkę.

  Wszedłem do windy i nacisnąłem przycisk z numerem jeden, który sygnalizował pierwsze piętro. Po chwili oczekiwania wreszcie mogłem wyjść i kontynuować swoja drogę do sali sto trzy. Zapukałem lekko w szybę po czym wszedłem do środka. Uderzyła we mnie przerażająca biel. W łóżku przy oknie spała moja księżniczka. Podszedłem cicho i postawiłem torby obok. Nachyliłem się i pocałowałem jej cudowne wiśniowe wargi.

- Ummm... Niall? - uśmiechnęła się po czym otworzyła oczy.

- Hej. Jak się czujesz, kochanie? - usiadłem na drewnianym krześle i złapałem za jej dłoń.

- Dobrze. Jeszcze trochę boli ale raczej będę mogła wyjść jutro rano. - stwierdziła. Naszą rozmowę przerwała nam położna z wózkiem.

- Witam. Jest pora karmienia. Myślę też, że tatuś chce zobaczyć swojego zdrowego chłopca. - posłała mi przyjazny uśmiech co odwzajemniłem. - Proszę. - jak zafascynowany patrzyłem na to jak podaje dziecko mojej narzeczonej.

- Dziękuję. - odezwała się, a blondynka wyszła mrugając przy okazji do mnie. Sorry mała ale jestem zajęty! - Chcesz go potrzymać? - zapytała.

- J...jasne. - zająknąłem się niekontrolowanie. Bardzo uważając wyciągnęła ręce z tą małą istotką do mnie. - Podtrzymuj główkę. - zwróciła mi uwagę. Zrobiłem co kazała i zacząłem się przypatrywać dziecku. Brązowe włoski pokrywały całą jego główkę, oczka miał zaciśnięte jakby spał ale z ust wydobył się dźwięk.

- To ja. Twój tata. - powiedziałem delikatnie i podałem mu palec wskazujący, który zacisnął. - Witaj na świecie mały Nathanie Bobby Horanie.

-----------------------------------------------------

W tej chwili ryczę... z jednej strony mam to uczucie, że skopałam rozdział ale z drugiej  wydaje mi się tak piękny... a wy co myślicie? Podoba wam się to jak nazwali swojego synka??

Przy okazji chciałabym się was co myślicie o nowym opowiadanku ^^ W mediach macie zwiastun :)

W You're Idiot możecie przeczytać o miłości rodzicielskiej, trudnej przyjaźni, braku akceptacji wśród innych i nękaniu. Jak będę zdecydowana opublikować prolog(to zależy od waszych opinii) to dam znać tutaj i na moim profilu na Wattpadzie :) Zapraszam także na mojego TT (małpa przed nazwą usera... tutaj niestety nie dam małpy, bo wyskakują mi jakieś badziewia) DominikaRczka2

rose xx

(Nie)obecny //N.H.//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz