88

1.7K 97 61
                                    


Minął ponad tydzień. Żyłyśmy jak współlokatorki. Mieszkałyśmy razem, ale praktycznie się mijałyśmy. Obie robiłyśmy to celowo. Każda z nas bała się rozmowy, którą musiałyśmy przeprowadzić. Całe dnie robiłyśmy wszystko, aby nie mieć powodu do dłuższej pogawędki niż „co w szkole/pracy". Ja nie miałam odwagi nawet wejść do starego pokoju Normani. To była nasza graciarnia, a nagle musiałam stanąć twarzą w twarz z pokojem dla dziecka. Nie chciałam tego, serce stawało mi w gardle, gdy o tym myślałam. Wiedziałam jednak, że musiałam to zrobić. To mogło wszystko zmienić. Bałam się jedynie, że uciekłabym w popłochu widząc wszystkie rzeczy przygotowane dla Małej.


Prawda była tak, że wróciłam głównie ze strachu. Bałam się, że nie będę mieć za co żyć, że zostanę sama, że matka znowu mnie zawiedzie, że będę musiała wrócić do ojca. To wszystko było ponad moje siły. Oczywiste było to, że cholernie kochałam Lauren, ale widziałam, że lepiej byłoby jej beze mnie. Powinna była znaleźć sobie kogoś kto w pełni rozumiałby jej chęć posiadania dzieci, kogoś kto by jej pomagał i stale ją wspierał. Gdy o tym myślałam żałowałam, że zaczęłyśmy być razem. Od początku wiedziałam, że tego chciała, mogłam oszczędzić nam obu bólu i nigdy nie iść z nią na tą pierwszą randkę, która zmieniła wszystko.


Korzystając z tego, że wróciłam przed Lauren postanowiłam się przełamać. Zacisnęłam mocno powieki i nacisnęłam klamkę do nieotwieranego wcześniej pokoju. Niepewnie weszłam do środka nadal nie otwierając oczu. Wzięłam kilka głębokich wdechów próbując przyswoić to co robiłam.

Niechętnie otworzyłam oczy. Od razu uderzył mnie jasnoniebieski kolor ścian, wokół było nad wyraz białych i żółtych dodatków. Mój wzrok latał pomiędzy łóżeczkiem, kołyską, białym królikiem, a gwiazdkami na suficie. Nie mają sił usiadłam na kanapie stojącej przy ścianie. Wszystko było tak perfekcyjnie przygotowane. Niebieskie ściany, białe mebelki i żółte ozdoby. Szafa, łóżeczko, kołyska, kapana, regalik na książeczki, na którym już było kilka pozycji. Zagryzłam wargi nie mogąc tego pojąć. Przygotowana była już nawet pościel, kocyki i zabawki.

Wgapiałam się w to wszystko przez kilka minut zanim odważyłam się na kolejny krok. Chciałam wiedzieć jak bardzo zapędziły się w tych przygotowaniach. Miały jeszcze ponad miesiąc, mogły odpuścić sobie, aż tak dokładne zakupy. Był jeszcze czas na pościele, kocyki i ubranka... Ubranka, masa ubranek, zobaczyłam je jak tylko otworzyłam szafę.

-Boże, pojebało je... - załkałam zerkając na stertę ciuchów w przeróżnych rozmiarach – Przecież ona nie zdąży tego wszystkiego ubrać... Ile Lauren chce mieć tych dzieci? Na piątkę by wystarczyło – warga mi drżała, gdy wyciągnęłam kilka śpioszków. Były tak małe, tak delikatne i miękkie. Jak to możliwe, że dziecko mogło być tak malutkie. W życiu nie mogłabym wziąć Małej na ręce, zrobiłabym jej krzywdę, znałam swoje możliwości.

Padłam na kanapę wyjąc. Gniotłam w dłoniach ubranka dla dziecka. Nie chciałam zrobić im nic złego. Po prostu nie mogłam dopuścić do siebie tego wszystkiego. Nie rozumiałam tego jak ona chciała to wszystko ogarnąć. Powinnam była jej pomagać, wspierać ją w tym, też tego chcieć.

Płakałam jak głupia nie mogąc się podnieść. To wszystko mnie przerastało. Na mnie było tego znacznie za dużo, a najgorsze było to, że nikt nie mógł mnie zrozumieć. 

Babysitter - Camren PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz