112

2.3K 105 78
                                    


Mijały tygodnie, miesiące, a skończony nie był ani nasz dom, ani sprawa Lauren. To wszystko tak niewyobrażalnie się ciągnęło, że czasami nie miałyśmy sił. Między nami było dobrze. Życie ciągnęło się tak jakby nigdy nic. Kilka razy w tygodniu, któraś z nas jechała z dziewczynami za miasto, aby ogarnąć, jak idzie remont. Lauren co jakiś czas jeździła na rozprawy. Nigdy nie poszłam z nią i czułam się z tym komfortowo. Czasami się zastanawiałam czy na pewno dobrze robiłam. Ally twierdziła, że na moim miejscu by poszła, że chciałaby się dowiedzieć czegoś o Lauren, czego na pewno sama by nie przyznała. Nie miałam zamiaru tego robić, ani mojej partnerce, której dodałabym stresu, ani sobie. Dlaczego miałam niepotrzebnie coś przeżywać, rozmyślać nad czymś, czego już nie można było zmienić. Wolałam to co było między nami w tamtym momencie, bez myślenia o tym co Lauren czy ja kiedyś robiłyśmy w życiu. Nie byłam święta. Może nie szalałam tak jak ona, ale za wzór do naśladowania nigdy bym się nie postawiła. Miałam wrażenie, że ludzie zapominali o tym, jak wyglądała moja przeszłość, cudem mnie wybielili, co wcale mi nie pasowało. To nie tak, że czułam się źle z tym, że ktoś uznawał mnie za grzeczną dziewczynkę. Jednak, gdy padały stwierdzenia typu „jakim cudem ona nie sprowadziła cię na złą drogę" czy „taka ułożona nastolatka jak ty i wybrała taką złą dziewczynę, typowe"... Znali mnie, wiedzieli ile było afer, alkoholu, kobiet, a jakoś im to wyleciało z pamięci. Widziałam, jak Lauren wracała zmarnowana z rozpraw. Pocieszałam ją, tuliłam, zapewniałam spokój i spore dawki alkoholu. Ufałam jej całym sercem, nie chciałam, aby ktokolwiek nastawiał nas przeciwko sobie.

Nadal nie poszłam do pracy, spędzałam czas przy nauce i dziecku. Kompletnie mi to nie przeszkadzało. Tym bardziej, że Lauren wzięła na swoje barki o wiele za dużo, aby jak najszybciej załatwić nam przeprowadzkę. Straciła nawet okazję zobaczyć pierwsze kroki Waverly, bo akurat przebywała na nadgodzinach. Narzekała przez kilka dni, markotała gorzej niż dziecko. W końcu Wav była na tyle kochana, aby podnieść się na nowo, tym razem na oczach swojej mamusi.



W końcu nastąpił cholernie oczekiwany dla nas dzień. Ostateczna przeprowadzka i ostatnia rozprawa. Tym razem Lauren zebrała mnie ze sobą. Nie weszłam na salę, nie chciałam. Siedziałam przed i czekałam, jak na ścięcie. Próbowałam zająć myśli. Ustalałam sobie w głowie, co musiałam jeszcze wypakować, starałam się sobie przypomnieć czy coś jeszcze zostało w mieszkaniu. Dłonią błądziłam po kieszeni, co chwilę sprawdzałam czy wzięłam ze sobą cholerne pudełeczko, które ukrywałam przed Lauren od tygodni. Plan był taki, że po rozprawie miałyśmy iść do pobliskiego klubu, w nim spędzić chwilę, a potem udać się do domu. Wolałam nie myśleć, ile przyszłoby nam wydać na taksówkę, ale Normani zaparła się, że będzie prowadzić. Nie narzekałam, ten układ był mi nad wyraz na rękę.

Myślałam, że spędziłam tam całą wieczność. W końcu je zobaczyłam. Pierw moją ukochaną, która wyszła z ogromnym uśmiechem na ustach. Od razu odetchnęłam z ulgą. Wpadłam w jej ramiona szybciej niż zdążyłam pomyśleć. Lauren przytulała mnie mocno szepcząc, jak bardzo mnie kocha. Naszą chwilę radości przerwał krzyk Ashley, którą wyprowadzali z sali. Od razu poczułam, jak brunetka mocniej schowała mnie w swoich ramionach. Mówiła do mnie cały czas, nawet nie wiedziałam co, robiła wszystko, abym nie słyszała jej byłej. Nawet nie chciałam myśleć, co krzyczała, gdy Lauren tak szczelnie mnie obejmowała i dbała, aby nic mi się nie stało.

Po kilku minutach zebrała się cała drużyna. Dinah, Mani i Lucy wyszły na korytarz. Cieszyłam się, że z nią były. Dodawały jej otuchy. Ally miała czekać na nas w klubie. Podobno miała jakieś ważne zajęcia i nie mogła się wcześniej wyrwać.

Babysitter - Camren PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz