133. Skrzydło szpitalne, wieści i wizyta mamy

799 30 12
                                    

Centaury odeszły w stronę lasu. Patrzyłam za nimi, czując jednocześnie ulgę i niepokój. Bałam się, że Falghar, którego niechcący okaleczyłam wywołanym kiedyś pożarem, nie posłucha swojego przywódcy i wykorzysta moment nieuwagi, by do nas zawrócić. Teraz nic nie mogłoby go powstrzymać. Musiałyśmy wezwać pomoc, ale koniec końców, razem z Alex leżałyśmy bezsilnie w trawie, na środku polany w głębi tego przeklętego, zakazanego lasu. Przez myśl przebiegały mi tysiące myśli przeplatanych bólem. Co mnie podkusiło? Dlaczego obiecałam jej, że to zrobię? Jak widać nie byłam gotowa na starcie z nimi. Obie nie byłyśmy. Trzeba było iść z tym do profesora Moody'ego, a nie robić dochodzenie na własną rękę. Chyba tak to zlekceważyłyśmy, bo żadna z nas nie spodziewała się, że Pansy sprzymierzy się z nimi... Co ona z tego miała? Aż tak nas nienawidziła, że obojętny był jej los dwóch gryfonek? A może ślizgonka nie zrobiła tego z własnej woli? Może nie wiedziała w co nas wpakuje? Gdyby wiedziała, byłaby przecież taka sama jak on – Flint.

Nie chciałam myśleć o tym, co zrobią z nim centaury. Wyraziły się jasno – śmierć za śmierć. Nie czeka go lepszy los. Miały swojego winnego, a przynajmniej jednego z nich, bo wciąż pamiętałam te rozgrzebane w śniegu zwłoki centaura i słowa Syriusza – „było ich dwóch". Czy drugim oprawcą był Macnair? Gdyby tak było, centaury wyczułyby i jego. Może więc Yaxley? Ten zniknął jak tylko wyłoniły się z lasu. To by miało sens. Uciekł, bo miał się czego bać. Flint nie zdawał sobie sprawy z potęgi tych istot, zlekceważył je na tylu płaszczyznach i skończyło się tak, jak się skończyło. Dlaczego w pewnym stopniu było mi go żal? Był przecież zepsuty. Nie powinnam o nim myśleć. Powinnam martwić się o naszą trójkę.

Lucjan wciąż się nie ruszał, ale przynajmniej był blisko. Alex pojękiwała coś pod nosem. Wiedziałam, że po tylu nałożonych klątwach nie podniosę jej tak łatwo. Postanowiłam, że chociaż sama spróbuję wstać. Okazało się jednak, że nie mogę tego zrobić. Moja jedna ręka była bezwładna, obie zaś ranne. O tyle o ile mogłam zignorować ból wynikający z rozciętej, otwierającej się przy ruchach skóry, to przy każdym zgięciu tułowia czułam się tak, jakby żebra mocno wbijały mi się we wnętrzności. Raz po raz próbowałam wesprzeć się na mniej rannej ręce i podnieść, a potem opadałam ciężko na plecy. Próbowałam przewrócić się najpierw na brzuch i znowu opadałam z bólem. Uszkodzona ręka tylko wszystko utrudniała, podwijając się pod moje ciało i wyginając jeszcze bardziej nienaturalnie niż wcześniej. Gdyby ktokolwiek z nas miał ze sobą różdżkę... Albo gdyby udało mi się ocknąć Lucjana, mógłby teleportować się do Hogsmeade. Nie, pewnie był ranny i oszołomiony. To byłby dla niego zbyt wielki wysiłek.

Męcząc się i dręcząc, drżąc z bólu i wysiłku usłyszałam w końcu jakiś szelest. Przekręciłam głowę ile mogłam i dostrzegłam dwie, przyświecające sobie różdżkami sylwetki. Najpierw znieruchomiałam, a gdy zrozumiałam kto to, podniosłam pociętą rękę i próbowałam zawołać profesora. Moody szybko znalazł się przy mnie, zaś Snape uklęknął nad Alex.

Twarz Szalonookiego była blada, ale i napięta, jakby ze złości. Jakby był na granicy czegoś niewypowiedzianego. Wyglądał dość nienaturalnie i groteskowo, choć mogło mi się wydawać przez grę światła i wycieńczenie. Jego magiczne oko błyskawicznie prześlizgnęło się po moim ciele, zatrzymując na wszystkich uszczerbkach oraz oceniając stan mojego ubioru. Byłam brudna od tarzania się po ziemi i własnej krwi, blada od jej utraty, ale w gruncie rzeczy pod pewnymi względami wyglądałam lepiej, niż Alex. Ona natomiast miała w oczach coś dziwnego. Jakąś nieprzepastną pustkę i smutek. Leżała niemal nieruchomo, z wysiłkiem zbierając do kupy roztrzaskany klątwami umysł. Przegrywała tę walkę.

Otworzyłam usta, chcąc odpowiedzieć profesorowi na pytanie, ale wtedy zawołała go przyjaciółka. Mężczyzna kazał mi zaczekać i podszedł do niej, prześlizgując po jej ciele wzrokiem tak samo, jak zrobił to wcześniej ze mną. Zerkałam w ich stronę. Dziewczyna miała rozerwaną koszulę. Profesor przywrócił ją do ładu jednym zaklęciem. Było to jednak jak łatanie tonącego statku. Alex była już nieprzytomna. Jej głowa opadła na bok. Moody złapał ją delikatnie za nadgarstek, sprawdzając puls.

Wbrew rozsądkowi (Severus Snape, Alastor Moody, OC) TOM IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz