98. Nowi uczniowie/ kochany Severus

856 28 1
                                    



Przez gęstwinę drzew przedarł się w końcu Albus Dumbledore. Minę miał poważną i nie wyglądał już tak sympatycznie jak zazwyczaj. Staruszek spojrzał uważnie na profesor Mcgonagall, która wskazała na Snape'a i szczelniej otuliła się płaszczem, pod którym miała zielonkawy szlafrok.

- Jak dzieci? – Spytał dyrektor, podchodząc do Mistrza Eliksirów. – Zemdlała? – Dodał, widząc jak Severus przytrzymuje mnie twardo jedną ręką.

- Tak, ale ta dwójka wygląda dobrze – odparł Snape, wlepiając groźne spojrzenie na swojego podopiecznego. – Chociaż pan Bole chyba za dużo wypił dzisiejszego wieczoru.

- Jest Sylwester – burknął chłopak, po czym skrzywił się lekko. Dumbledore od razu podszedł do Ślizgona, sprawdzając jego stan. W tym samym momencie po drugiej stronie drzew pojawiła się spora wataha parskających i rozgniewanych Centaurów. Kreatury naprężyły łuki, gotowi do wystrzału, ale gdy tylko zauważyły Dumbledore'a ich zapał osłabł. Magorian wysunął się nieco do przodu, dając znać pozostałym by opuścili swoje bronie.

- Da sobie pan radę, dyrektorze? – Spytał Severus, oświetlając twarz mężczyzny.

- Idź, zaprowadź dzieci do Skrzydła Szpitalnego i nie martw się. Wyjaśnię tę sprawę z Magorianem raz na zawsze. – Dumbledore ruszył w stronę Centaurów. Severus patrzył przez chwilę za staruszkiem, jakby zastanawiając się, czy jednak nie zostać i mu nie pomóc, po czym ruszył w przeciwną stronę, wskazując głową kierunek Amber.

- Ja pomogę, psorze! – Odezwał się nagle zaniepokojony głos Hagrida. Pół olbrzym wyciągnął przed siebie ręce, chcąc odebrać moje nieprzytomne ciało od profesora, ale Mistrz Eliksirów schował swoją różdżkę, po czym wziął mnie delikatnie na ręce, nawet nie spoglądając w stronę gajowego.

- Zajmij się Bole'em – rozkazał twardo i ruszył za Klarą, która oświetlała mu drogę.

- Profesorze, oni weszli na błonia i nas porwali – jęknęła, tłumacząc się. – My nie miałyśmy zamiaru pakować się w kolejne tarapaty.

- Nie jęcz Amber, tylko prowadź – mruknął Severus i na moment zerknął w dół, przyglądając się mojej poranionej twarzy. – Została zgwałcona?

Klara potknęła się o wystający korzeń. Zapewne zszokowała ją bezpośredniość nauczyciela, ale Snape nigdy nie lubił owijać w bawełnę. Dziewczyna spojrzała na niego z przestrachem w oczach, nie dowierzając, że Snape zadał jej takie pytanie.

- Odpowiedz – syknął, starając się na spokojny ton.

- Nie, profesorze – wydusiła w końcu z siebie gryfonka. – Był taki moment, że chwycili Alex i zerwali z niej kurtkę, ale nie zrobili jej krzywdy.

Mężczyzna słuchał w milczeniu, nie odzywając się już ani słowem.

W końcu udało nam się wyjść spomiędzy drzew na błonia szkoły. Tuż za nami szedł Hagrid, niosąc na rękach Lucjana, który również musiał zemdleć. Z jego głosy sączyła się krew, ściekając strużkami po skroniach.

Hogwart o tak późnej godzinie wyglądał jak z horroru. We wszystkich jego oknach nie paliło się żadne światło, a wokoło panowała wszechogarniająca cisza, jakby cały świat wstrzymał oddech. Jedynymi dźwiękami były skrzypienia mrozu pod butami.

Klara, jako pierwsza weszła do szkoły, kierując się prosto w stronę skrzydła szpitalnego. W pewnym momencie Severus zatrzymał się na rozwidleniu korytarzy i zawahał. Wpatrywał się przez chwilę w ciemny korytarz prowadzący wprost do lochów, a następnie skierował wzrok przed siebie, gdzie droga prowadziła do sali szpitalnej.

Wbrew rozsądkowi (Severus Snape, Alastor Moody, OC) TOM IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz