- Na pewno nie jesteś obrażona? – zapytała Alex.
- Nie – odpowiedziałam krótko i czym prędzej wyszłam za drzwi łazienki prefektów, zostawiając za sobą mokre ślady butów.
Stanęłam za drzwiami i wzięłam głęboki wdech. Z ubrań i włosów wciąż kapała mi woda. Byłam przemoknięta do suchej nitki. Wykręciłam włosy i trzepnęłam rękoma, ale niewiele mi to pomogło. Czułam, że ubrania się do mnie lepią i nie było to miłe uczucie. Tym bardziej, że na korytarzu było chłodniej niż w łazience. Zadrżałam z zimna. Nie dość, że moja biała koszula przykleiła mi się do ciała, to jeszcze przez namoczenie stała się prześwitująca. Widać było mój stanik, a przez chłód i gęsią skórkę, pod materiałem odznaczały się też moje sutki. Szybko skrzyżowałam ręce przed sobą, osłaniając newralgiczne miejsca.
Angelina wyszła chwilę po mnie. Po jej minie widziałam, że wolałaby być teraz w basenie z resztą ekipy, a odprowadzenie mnie traktuje raczej jako przykry obowiązek. Obowiązek, który chciała raz dwa odbębnić. Angelina rozejrzała się po korytarzu i kiwnęła na mnie ręką.
- Chodź, przemkniemy szybko.
- Co jeśli ktoś nas zauważy? To aż dwa piętra – panikowałam.
Marsz po korytarzu to jedno, ale prędzej czy później musiałyśmy dojść do schodów. Żałowałam, że nie mam teraz peleryny niewidki Harrego.
- Nie bój się, nie zauważy – Angelina próbowała mnie uspokoić. – Nie pierwszy raz chodzę po Hogwarcie po ciszy nocnej.
Szłyśmy korytarzem, ale do ciszy naszym krokom było daleko. Przed każdym skrzyżowaniem Angelina jako pierwsza wyglądała zza rogu. To, co miało wyglądać na zaplanowaną tajną misję przemykania po szkole, było raczej jej parodią. Angelina szła slalomem, a mnie dodatkowo niepokoiło zostawianie za sobą tych głupich, mokrych śladów.
- Ja wyszłam z dormitorium tylko jeden raz i od razu trafiłam na profesora Snape'a... - zwierzyłam się półszeptem.
Angelina parsknęła śmiechem.
- Musiałaś mieć niesamowitego pecha. Snape zazwyczaj patroluje lochy i dolne piętra. Mnie nigdy nie złapał.
Angelina wyglądała na dumną z siebie. W końcu dotarłyśmy do schodów. Gryfonka ostrożnie przechyliła się przez barierkę, zerkając najpierw na dół, a później do góry. Nagle nad nami usłyszałyśmy dźwięk czyichś kroków i męskie głosy.
- Nie wiem co kombinowałeś, ale to nie pora na kręcenie się po piętrze gryfonów – ten głos poznałabym zawsze, należał do profesora Moodiego.
Otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam na Angelinę.
- Uciekamy! – szepnęła wystraszona, obróciła się na pięcie i od razu dała w długą.
Zrobiłam kilka kroków za nią, ale ostatecznie tylko patrzyłam na jej oddalające się plecy. Była naprawdę szybka! Nie miałam szans jej dogonić, tym bardziej mając na sobie mokre ciuchy. Na szybko rozejrzałam się w poszukiwaniu kryjówki. Szarpnęłam za klamkę najbliższych drzwi, ale te były zamknięte. Dla mnie i tak było już za późno. Właśnie w tej chwili po schodach schodził profesor Moody prowadząc przed sobą złapanego na górze, wstawionego Lucjana Bole. Oboje spojrzeli w moim kierunku, na moment przystając na schodach. Mechaniczne oko profesora szybko obskoczyło różne punkty na moim ciele. Bole uśmiechnął się paskudnie.
- No Amber, odważnie! – Lucjan poruszył brwiami, wpatrując się w okolice moich piersi.
Uświadomiłam sobie, że trzymając dłoń na klamce odsłoniłam mokrą koszulę i wszystko było mi widać. Pisnęłam i szybko zasłoniłam się rękoma. Moja twarz momentalnie zrobiła się czerwona. Profesor Moody ocknął się, głośno odchrząknął, złapał mocno Lucjana za bark i popchnął go, tym samym nakazując by ten się ruszył.
CZYTASZ
Wbrew rozsądkowi (Severus Snape, Alastor Moody, OC) TOM I
FanfictionUWAGA: opowiadanie zawiera: seks, sceny przemocy, gwałty, molestowanie, alkohol, narkotyki http://kopciurek.blogspot.com - całe opowiadanie, zapraszam! Alex Lamberd i Klara Amber choć do tej pory za sobą nie przepadały, zostają przyjaciółkami. Dzi...