63. Ulica Śmiertelnego Nokturnu

754 27 3
                                    


Stałam w przymierzalni, wpatrując się krytycznym okiem w swoje odbicie. Obok na wieszaku wisiało ze sto przeróżnych sukienek, chociaż najwięcej było tych czarnych, kilka czerwonych, a resztę wzięłam najprawdopodobniej z rozmachu, ponieważ kolory zupełnie nie odpowiadały mojemu gustowi.

Wyswobodziłam się ze swoich ubrań i stanęłam bokiem, oglądając swoje ciało. Jak mogłam podobać się Snape'owi, kiedy wyglądałam jak dzieciak?! Owszem, piersi miałam już ukształtowane i jędrne, ale w dalszym ciągu nie były tak duże, jak starszych dziewczyn. Miałam nadzieję, że jeszcze mi się powiększą, bo czułam się jak wieszak, a chciałam być najpiękniejszą dla mężczyzny, który należał tylko do mnie.

Sięgnęłam dłonią po wieszak z jedną kreacją, która już od początku przyciągnęła mój wzrok. Sukienka nie należała do najtańszych, ale ojciec wysłał mi tyle pieniędzy, że tak właściwie mogłam kupić, co mi się podobało.

- Alex, musisz to zobaczyć! – Pisnęła nagle Klara. Usłyszałam szelest i kroki. Wychyliłam nieznacznie głowę zza kotary, obcinając przyjaciółkę od głów do stóp i uniosłam wysoko brwi.

- Zajebista! – Skomentowałam, a następnie spojrzałam przepraszająco na Moody'ego, który stanął z boku, również przyglądając się dziewczynie, jakby zachłannym nieco wzrokiem. Jego prawdziwe oko lustrowało każdy detal sylwetki blondynki, a magiczne zatrzymało się na mnie. – Bardzo ładny kolor – dodałam tonem znawcy. – Pasuje ci do karnacji.

- To nie ja wybrałam – uśmiechnęła się Klara, obracając wokół własnej osi, a następnie stanęła przed lustrem, oglądając się z każdej strony. Chyba nigdy wcześniej nie czuła się bardziej kobieco niż dzisiaj i chociaż sukienka wyglądała na typowo balową w dobrym guście, to i tak zdawało mi się, że dziewczyna była sobą zachwycona.

- Nie ty wybierałaś? – Zdziwiłam się, spoglądając na profesora, który przyłożył pięść do ust i odchrząknął w nią.

- Niebieska była najładniejsza – mruknął, wzruszając ramionami.

- Kupię ją! – Zdecydowała Klara. – Ale muszę jeszcze dobrać dodatki.

- Dodatki? – Zdziwił się Moody, a następnie spojrzał na swój zegarek. -Nie mamy całego dnia, dziewczynki. Musicie się pospieszyć, bo profesor Mcgonagall urwie mi głowę. – Puścił do mnie oczko, a ja uśmiechnęłam się przyjaźnie. Dziwne, zdawało mi się, że profesor zupełnie zapomniał o tym, co miało miejsce tydzień wcześniej. Znowu był taki jak zawsze, czyli kochany, sympatyczny i pełen zrozumienia dla nas.

- To tylko zajmie chwilkę! – Zawołała podekscytowana blondynka, zmierzając w stronę działu z torebkami. Wiedziałam już, że na chwili się nie skończy, więc miałam jeszcze trochę czasu, żeby dobrać wszystko dla siebie. Już chciałam z powrotem schować się za kotarą, ale nauczyciel zgadał do mnie.

- Mam nadzieję, że chociaż ty masz już wszystko wybrane?

- Nie do końca – zawstydziłam się i schowałam w przebieralni. – Mam upatrzoną sukienkę, ale jeszcze jej nie przymierzałam – dodałam, ponownie wpatrując się w swoje odbicie.

- No to na co czekasz? – Zapytał żartobliwie. Jego głos zdawał się dochodzić z bardzo bliska. Jakby mężczyzna stał tuż za kotarą. Sięgnęłam więc po swoją czarną sukienkę do samego dołu i założyłam ją na siebie. Strój nie posiadał żadnych zamków. Był lekki, seksowny, wręcz idealny. Odwróciłam się tyłem do lustra, zaglądając przez ramię, jak wyglądają moje „tyły". Sukienka na cienkich, czarnych ramiączkach nie posiadała pleców, a materiał kończył się nieco ponad odcinkiem lędźwiowym kręgosłupa. Ponownie spojrzałam na siebie z przodu. Sukienka zwężała się w pasie, przez co cały strój dopasowywał się idealnie do sylwetki, a jej dół rozcięty był z jednej strony, odsłaniając całe udo.

- Profesorze? – Zagadnęłam.

- Słucham? Potrzebujesz pomocy?

- Niech profesor znajdzie mi jakieś czarne szpilki na wysokim, cienkim obcasie – odparłam.

- Merlinie – jęknął, ale mogłam niemal wyczuć, jak uśmiecha się do siebie. – Nie znam się na damskich butach, Alex.

- Coś pan na pewno znajdzie – odpowiedziałam, wierząc w profesora. Skoro mógł wybrać odpowiedni kolor sukienki dla Klary, byłam pewna, że z butami również sobie poradzi. Usłyszałam kroki, kiedy nauczyciel oddalał się, po czym chwyciłam pukiel włosów, unosząc je. Rozpuszczone czy w koku? Przez pogodę, jaka panowała na zewnątrz, moje włosy nieco się napuszyły i wyglądałam tragicznie. Jeżeli miałabym wybrać fryzurę na bal, to na pewno wyprostuję włosy.

Przez większość czasu wcale nie miałam zamiaru iść na bal, ale z drugiej strony pokazanie się w sukience i z pełnym makijażem, poprawiało mi humor. Zresztą, Lucjan zasługiwał na oddanie mu przysługi, więc postanowiłam w końcu raz a porządnie wybrać się z nim na to wydarzenie.

Nagle kotara rozsunęła się, a do środka wśliznęła się dłoń profesora, trzymająca bardzo ładne, czarne, zamszowe szpilki na wysokim obcasie.

- Mam nadzieję, że sprostałem zadaniu? – odchrząknął nauczyciel z drugiej strony. Wyszczerzyłam się do siebie.

- Miał profesor siostrę? – Zapytałam zaskoczona. – Ma pan gust.

- Całe życie byłem jedynakiem, ale umiem słuchać kobiet, a one zawsze sporo rozmawiają o modowych sprawach.

Przesunęłam się na bok i poprosiłam, aby profesor wszedł do środka.

- Jesteś pewna?

- A co w tym dziwnego? – Wzruszyłam ramionami. – Nie jestem naga. Niech profesor wchodzi.

Moody nie czekając dłużej, wśliznął się do przymierzalni. Gdy tylko mnie zobaczył, jego brwi uniosły się wysoko, a na twarzy zauważyłam wyraz zaskoczenia. Chwyciłam szybko szpilki i ubrałam je na bose stopy. Od razu podrosłam o jakieś 11 centymetrów. Teraz byłam niższa od nauczyciela tylko o głowę.

- I jak? – Spytałam przejęta, jeszcze bardziej się oddalając, żeby profesor mógł dokładnie zobaczyć i ocenić mój strój.

- No nie wiem, Alex – odparł niepewnie, oblizując się. Jego magiczne oko nie mogło przestać ślizgać się po moim ciele. – Czy to przepisowy strój? Nie odsłania zbyt wiele? – Moody spojrzał na odsłoniętą nogę.

- Przecież wszystko mam zakryte! – Spojrzałam w dół.

- Merlinie, gdzie masz materiał, który powinien być na plecach? – Moody zerknął w taflę lustra, obserwując moje odkryte plecy. Jego wzrok podążył do miejsca, gdzie naga skóra stykała się z sukienką. – To bardzo prowokacyjny strój. Nie jestem pewny, czy Minerva się na niego zgodzi.

- Musi – nacisnęłam pewnie. – To jest moja wymarzona sukienka!

- Strach pomyśleć, co się będzie działo na balu – mruknął Moody, marszcząc brwi. – Wszystkie będziecie surowo pilnowane – zagroził mi żartobliwie palcem. Zaśmiałam się głośno, obracając przodem do lustra. Stanęłam blisko nauczyciela, chwytając go pod rękę. Oboje spojrzeliśmy na swoje odbicia.

- Dobrze wyglądamy, profesorze! – Zachichotałam.

- Lepiej będzie... - Moody delikatnie wysunął rękę spod mojego objęcia i niepewnie przesunął ją na plecy, a następnie objął mnie w pasie, przybliżając bliżej siebie. Dłoń oparł o moje biodro – właśnie tak. – Jego oko rozszerzyło się nieznacznie, a język ponownie obmył wargi.

Nie wyczuwając w tym niczego złego, zgodziłam się z profesorem.

- Aczkolwiek dalej uważam, że to nieprzepisowy strój – dodał, mrugając szybko. – Uwierz mi, że znając pana Bole'a, będę musiał go mieć wyjątkowo na oku. – Moody postukał się palcem po przepasce i niechętnie zabrał rękę, mimowolnie muskając mnie palcami po odsłoniętej skórze. Poczułam przyjemny dreszczyk, ale szybko odsunęłam się od profesora, wychodząc z przymierzalni.

- Bez obaw, profesorze – odparłam niepewnie. – My idziemy jako przyjaciele, a nie para.

- Możliwe, że ty tak uważasz, ale domyślam się, że pan Bole ma inne zamiary wobec ciebie. – Moody podrapał się palcem po brodzie, rozmyślając nad czymś. Ja w tym czasie postanowiłam wyjść w końcu z przymierzalni i pokazać się Klarze. Przyjaciółka dalej siedziała w dziale z torebkami, ale uniosła na chwilę głowę. Pomachałam do niej, więc blondynka przyszła zobaczyć, jak wyglądam.

- Co ty masz na sobie?! – Spanikowała dziewczyna.

- O co ci chodzi? – Burknęłam, zakładając ręce na piersi. – Twoja też jest seksowna, odsłania nogi i całe ramiona! Moja przynajmniej dół zakrywa!

- Twoja jest wulgarna, Alex!

- Mówisz to tak, jakbyś miała ze sto lat! – Prychnęłam. – Nie możesz się cieszyć razem ze mną?

- Cieszę się, ale...

- Bez kłótni, proszę! – Zawołał nagle Moody, wyłaniając się zza zasłony. – Panienki, przebierzcie się, kupcie to, co macie do kupienia i musimy się zbierać. – Profesor zerknął w stronę wejścia do sklepu, do którego zmierzała już kolejna grupa, tym razem, Ślizgonów ze Snape'em na czele.

- No już, raz, dwa – klasnął w dłonie.

Drzwi do butiku otworzyły się i weszła przez nie spora grupka rozchichotanych Ślizgonek wraz z Draco, Pansy i najbliższymi kolegami chłopaka. Parkinson, gdy tylko zobaczyła Klarę, uczepiła się jeszcze mocniej ramienia Malfoya, jakby w obawie, że Gryfonka zaraz do nich podleci i odsunie ją od Ślizgona. Sam Draco wyglądał na znudzonego i niezadowolonego. Spojrzał w kierunku Klary, a następnie rozejrzał się po całym sklepie.

- Tandeta – prychnął, ale szybko wyswobodził się spod macek przyjaciółki i zniknął w męskim dziale.

- Pospieszcie się – mruknął złowrogo Snape. – Nie mam ochoty uczestniczyć w tej szopce, także... - zatrzymał się na moment, zauważając nas w rogu sklepu. Nasze spojrzenia spotkały się, ale nie chcąc dawać Moody'emu żadnych powodów do podejrzeń, spuściłam głowę. Snape natomiast zmrużył oczy, przełykając cicho ślinę. Jego czarne, jak węgiel oczy ślizgały się po mojej sylwetce w szybkim tempie.

- Profesorze? – Zagadnęła nagle Pansy, więc mężczyzna zmienił wyraz twarzy, przerzucając znudzone spojrzenie na jej osobę. – Nie dokończył pan. Ile mamy czasu?

- 20 minut Parkinson i ani minuty dłużej – warknął. Ślizgonka ruszyła głową, podchodząc do działu, przy którym aktualnie się znajdowałyśmy. Gdy przechodziła koło mnie, widziałam jak bardzo pragnęła mi dogryźć, ale obecność profesora Moody'ego hamowała ją.

My w tym czasie ponownie weszłyśmy do przebieralni, zmieniając sukienki na swoje normalne ciuchy. Powiesiłam swoją kreację na wieszaku, uśmiechając się do siebie. Wiedziałam, że na Snape'a podziała czarny kolor, inaczej sam by go nie nosił, gdyby mu się nie podobał.

Chwyciłam wszystko do ręki i odsłoniłam z powrotem kotarę. Koło profesora Moody'ego stał Snape. Z nerwów upuściłam wszystko na podłogę.

- Kurwa – przeklęłam cicho, schylając się po swoje rzeczy, ale nauczyciel od Obrony był szybszy. Wyciągnął różdżkę, a cała moja garderoba uniosła się nad ziemią i wylądowała w jego dużej dłoni.

- Pomogę ci – zaoferował z uśmiechem, po czym łypnął podejrzliwie na swojego kolegę, który tylko stał wyprostowany niczym struna i obserwował swoje podopieczne, co robią.

Po chwili również i Klarze udało się wyjść z przymierzalni. Dziewczyna także miała problem ze swoimi rzeczami. Przez ramię miała przerzuconą sukienkę, a w rękach trzymała buty (srebrne czółenka) i srebrną torebkę.

- Daj mi to – odezwał się ponownie Moody i zabrał od niej ciuchy. Nie wiedzieć czemu, ale nagle bardzo mu się spieszyło, żeby wyjść z tego sklepu. – Chodźcie do kasy.

Klara kiwnęła pokornie głową. Ja miałam ochotę wpatrywać się w Snape'a jeszcze przez długie godziny, ale również musiałam zrobić to, co kazał nam profesor. Moody ruszył za nami, kiwnął głową drugiemu nauczycielowi na odchodne i podeszliśmy we trójkę do kasy.

Cały czas czułam na plecach czyiś wzrok. Wzdłuż kręgosłupa przeszły mnie ciarki, ale nie mogłam przecież co chwilę obracać się w stronę Snape'a. Moody był bardzo podejrzliwy i zaraz by coś zauważył. Poruszyłam sprawnie ramionami, jakby ten gest miał zrzucić to dziwne uczucie, które towarzyszyło mi od kilku chwil.

W końcu po zrobionych zakupach, Moody odprowadził nas pod Miodowe Królestwo. Przy wielkiej witrynie po drugiej stronie zauważyłam Mcgonagall oglądającą różne świąteczne słodycze. Boże Narodzenie zbliżało się wielkimi krokami, a co za tym szło, trzeba było kupić prezenty dla swoich bliskich. Jako że moją najbliższą rodzinę stanowili przyjaciele z Hogwartu, to właśnie im miałam zamiar sprawić podarunki na święta. Chciałam obdarować jak zawsze Harry'ego i Rona, a w tym roku również Klarę, prawdopodobnie profesora Moody'ego i Severusa Snape'a. Prezent dla mężczyzny miał być priorytetem i musiałam bardzo dobrze zastanowić się nad jego wyborem. Nauczyciel był specyficzny, dlatego też podarek dla niego również nie mógł być nieprzemyślany.

Profesor Mcgonagall zerknęła przez szybę i postukała palcem w swój nadgarstek z niezadowoloną miną, a następnie pokręciła głową. Moody westchnął głęboko.

- Mówiłem, że urwie mi głowę – nachylił się do nas i uśmiechnął. – Będę powoli wracał do Hogwartu. Jeżeli chcecie, zabiorę wasze zakupy. Będą bezpiecznie czekały w moim gabinecie, co wy na to?

- Właściwie, to nie taki zły pomysł – zastanowiłam się. – Przynajmniej nie będziemy musiały tego taszczyć z powrotem.

- A to nie problem dla profesora? – Spytała nieśmiało Klara.

- Gdyby to był problem, nie proponowałbym – wyjaśnił mężczyzna i postukał się palcem po skroni. – Myśl, Klaro.

Dziewczyna zaczerwieniła się, spuszczając głowę.

Moody wziął nasze rzeczy, zmniejszył je i wpakował wszystko do kieszeni. Następnie puścił do nas oczko i odszedł, wspierając się na swojej lasce. Po drodze minął się z jakimś skrzatem domowym, który zmierzał dokładnie w naszą stronę.

- To skrzatka z Hogwartu – wyjaśniła nagle Klara, widząc moją pytającą minę i przykucnęła, żeby być na tej samej wysokości, co elf.

- Mam coś dla panienki!– Zaskrzeczała, schylając się do samej ziemi. Wyciągnęłam głowę, chcąc zobaczyć, co też takiego posiada skrzat. – Tylko do rąk własnych! – Dodała, widząc jak przyglądam się z zainteresowaniem temu, co trzymała w dłoni.

- Dla mnie? Ale od kogo? Czy to prezent od Draco? – Spytała Klara z nadzieją w głosie, a ja prychnęłam głośno.

- Specjalny podarunek! – Skrzatka spojrzała na nas mętnym wzrokiem, wyciągając przed siebie małą paczuszkę. – Bardzo ważny. Tylko dla panienki!

- Ale od kogo? – Również zadałam pytanie, a następnie spojrzałam na ścieżkę. Moody zatrzymał się, przyglądając się uważnie całej tej sytuacji, a następnie zaczął iść pospiesznie w naszym kierunku.

- Prezent, słodki prezent! – Zawołał nagle elf. – Do rąk własnych! – Powtórzył.

Odsunęłam się na chwilę, w dalszym ciągu przyglądając się Moody'emu jak zmierza w naszą stronę z napiętym wyrazem twarzy. Zrobiłam pytającą minę, rozkładając ręce, co miało oznaczać, że nie mam pojęcia, o co chodzi.

- Weźmie panienka? – Spytała ponownie skrzatka i wyciągnęła przed siebie małe zawiniątko. Nachyliłam się szybko nam ramieniem przyjaciółki. W jednej chwili stało się kilka rzeczy na raz. Gdy dotknęłyśmy paczki, Moody krzyknął, żebyśmy tego nie ruszały i wyciągnął różdżkę, rzucając zaklęcie w skrzata, które odrzuciło go na bok, a zaraz potem poczułyśmy jak jakaś niewidzialna siła ciągnie nas w okolicy pępka, a obraz rozmywa się. Gdy się ocknęłyśmy, leżałyśmy na asfalcie, buzią do dołu.

Wsparłyśmy się szybko na łokciach, zauważając że nie znajdujemy się już w Hogsmeade, a w ciemnej, wąskiej i ceglastej uliczce. Po obu stronach ulicy znajdowały się sklepy ze starymi zakurzonymi szyldami, a ich witryny były brudne od kurzu i ciężko było zauważyć, co znajduje się po drugiej stronie. Na ścianach budynków porozwieszane były dziwne plakaty z srebrzysto zielonymi napisami: On nadchodzi!, Strzeżcie się, niewierni!, Czysta Krew!

Podniosłam się ociężale, pomagając również wstać przyjaciółce. Otrzepałyśmy się z brudu i rozejrzałyśmy niepewnie po okolicy. Klara od razu sięgnęła po zawiniątko, którego wcześniej dotknęłyśmy i zaczęła je rozpakowywać. Ja w tym czasie podeszłam do jednego z plakatów, na którym znajdowały się twarze ludzi z podłymi uśmieszkami.

- Alex, to chyba był Świstoklik – stwierdziła po chwili Klara. Odwróciłam się tyłem do ściany, podchodząc do przyjaciółki. Dziewczyna rozerwała papier małego pudełeczka i otworzyła je. Ze środka wydobył się czarny dym, który nagle uformował się w Mroczny Znak i zniknął.

- Nie podoba mi się to – mruknęłam i również szybko wyciągnęłam różdżkę. – Dlaczego ktoś chciałby, żebyśmy tutaj wylądowały?

- Nie mam pojęcia! – Przeraziła się Klara. – Profesor Moody nas ostrzegł! Przecież milion razy z nim to przerabiałam! Stała czujność, a ja co?! Dotknęłam tej cholernej paczki, a nawet nie miałam pojęcia, od kogo była! – Spanikowała ze łzami w oczach. – A może to kolejna próba?

- Jaka, kurwa, próba?!

Klara zamknęła usta, nie chcąc powiedzieć nic więcej. Rozglądnęłam się więc nerwowo. Na razie uliczka wydawała się być pusta, ale za niektórych witryn spoglądali na nas starsi czarodzieje.

– Kurwa, jesteśmy na Nokturnie! – Oświeciło mnie nagle, co spowodowało, że jeszcze mocniej zacieśniłam palce na rękojeści różdżki. - Klara, zastanów się! Kto mógłby maczać w tym palce?! Może to Malfoy?

- On? Dlaczego on?! Przypominam ci, że ty też zadajesz się ze Ślizgonem! Zresztą, skąd pomysł, że to w ogóle ktoś ze Slytherinu?! – Warknęła, ocierając z oczu łzy. – Alex, jeżeli to jest Nokturn, to obok powinna być Pokątna. Chodźmy stąd! Wiesz, co mówią o tej dzielnicy Londynu?

- Doskonale wiem – odparłam, przełykając głośno ślinę. Nie czekając dłużej, ruszyłyśmy w górę ścieżki, mając nadzieję że za rogiem pojawi się już bardziej przyjazna czarodziejom ulica.

Nagle z jednego ze sklepów wyszedł dobrze zbudowany czarodziej w blond włosach upiętych w kucyk i prymitywnej, zwierzęcej twarzy. Podszedł do nas z szaleńczym uśmieszkiem na ustach, przyglądając nam się zaciekawiony.

- No proszę – mruknął zadowolony. – Dwie pieczenie na jednym ogniu. Ty jesteś ta od Szalonokiego, co? – Wbił spojrzenie w Klarę, która zupełnie nie wiedziała, co powiedzieć.

- To kolejna próba? – Spytała cicho zbita z tropu i wymierzyła w mężczyznę różdżką. Czarodziej spojrzał na trzęsącą się dłoń przyjaciółki i wybuchnął donośnym śmiechem.

- Jaka próba, słodziutka? Ile masz lat?

- 14, proszę p-pana – odparła, zaczynając się jąkać.

- Czternaście – powtórzył, ważąc każdą literę. – Jeżeli chcesz, mogę być twoim panem dzisiaj – dodał, chwytając Klarę za podbródek. Ścisnął go z całej siły, aż dziewczyna jęknęła z bólu. – Będziesz robiła, co ci każę i zwabimy tutaj twojego „kochanego" nauczyciela.

- Nie rozumiem, o co panu chodzi?! – chlipnęła cicho, próbując się wyrwać, ale ucisk mężczyzny był zbyt mocny. – Jeżeli to profesor pana nasłał, proszę mi powiedzieć!

- Nikt mnie nie nasłał! – Warknął. – To dzięki tobie sprowadzimy go tutaj!

- Kim jesteś? – Spytałam odważnie, mrużąc oczy. Czarodziej puścił Klarę, która zaczęła rozmasowywać czerwony podbródek i zwrócił spojrzenie w moją stronę. Zaśmiał się przy tym w niebogłosy, odsłaniając lewe przedramię, na którym malował się mroczy znak. Odskoczyłyśmy w panice, natrafiając na ścianę. – To musi być jakieś nieporozumienie! Nie mamy nic wspólnego z tym... znakiem! Jesteśmy zwykłymi uczennicami!

- Bardzo ponętnymi uczennicami – wtrącił Śmierciożerca, mierząc nas zachłannie wzrokiem. – Nie sądziłem, że ten stary skurwiel lubi małe dziewczynki, ale zaraz się przekonamy. Oby tutaj przyszedł. – Czarodziej ponownie skierował wzrok na Klarę, wyciągając różdżkę. Uniósł jej trzęsącą się ze strachu brodę i rozkazał spojrzeć sobie w oczy. – Jesteś taka niewinna i słodka. Mam nadzieję, że będzie mi dane skosztować tego nektaru, który w sobie masz – oblizał się.

Zimny dreszcz przeszedł mi po plecach. Nie byłam pewna, czy Klara wiedziała, co powiedział ten mężczyzna, ale ja bardzo dobrze zrozumiałam, o co mu chodziło. Cała ta sytuacja zaczynała robić się bardzo niebezpieczna, ale z tego co udało mi się ustalić, zostałyśmy wciągnięte przez Świstoklik na Nokturna w celu zwabienia profesora Moody'ego. Czarnoksiężnik myślał, że byłyśmy bardzo ważne dla nauczyciela, a w szczególności Klara.

- Jeżeli cokolwiek zrobisz, nie ujdzie ci to na sucho! – Zagroziłam mężczyźnie, prostując rękę, w której trzymałam swoją broń. – Mój ojciec wsadzi cię do Azkabanu!

- Twój ojciec? – Zastanowił się Śmierciożerca, nie robiąc sobie zupełnie nic z tego, że trzymałam go ma muszce. – Zaraz, zaraz.

Zostałam wyszarpana spod ściany na środek ścieżki. Czarnoksiężnik obszedł mnie na około, oglądając starannie z każdej strony.

- Ty chyba jesteś córką tego cholernego Ministra, który chciał nas wszystkich zapuszkować.

- I zrobi to znowu! – Wyrwało mi się. Mężczyzna uśmiechnął się triumfalnie.

- To się twój tatusiek zdziwi, kiedy przyślemy mu ciebie w kawałkach.

- Proszę, zostaw nas! Zrobimy wszystko, ale dajcie nam spokój! – Załkała Klara, a ręka w której trzymała swoją broń, trzęsła jej się niemiłosiernie.

- Czego was uczą w tym Hogwarcie? – Zacmokał niezadowolony. – Ten stary głupiec powinien pokazać wam, jak należy obchodzić się z Nami. Myślicie, że wyczytacie wszystko ze swoich podręczników? Rzuć to zaklęcie, słodziutka.

Śmierciożerca podszedł do Klary na tyle blisko, że jej różdżka wbiła mu się między żebra.

- No dalej... - szepnął, wyciągając przed siebie rękę. – Rzuć to cholerne zaklęcie! – Dotknął jej policzka wierzchem dłoni, gładząc go pieszczotliwie i zaśmiał się okrutnie. – Tak, jak myślałem...

Zauważyłam, że blondynka nagle otrząsnęła się, przypominając sobie coś w głowie, po czym wystrzeliła w mężczyznę kilkoma pojedynczymi iskrami, które podpaliły jego szatę. Czarnoksiężnik odsunął się od niej, próbując ugasić ręką wznoszący się pożar. Chwyciłam więc szybko Klarę i pobiegłyśmy w górę uliczki najszybciej, jak się dało. Niestety, przy samym wyjściu z zaułka czekała nas kolejna „niespodzianka". Drogę zagrodził nam inny mężczyzna – ubrany w czarny płaszcz i z kapturem na głowie.

- Łap je!!! – Wrzasnął ten pierwszy, po czym rzucił zaklęciem na swoje ubranie, wyczarowując wodę, która zgasiła pożar.

- Dokąd to, panienki? – Zapytał, uśmiechając się mściwie. Złapał nas z całych sił za ramiona, wpychając z powrotem do zaułka. Zaczęłyśmy się szarpać, ale bezskutecznie.

-Zostawcie nas! – Krzyknęłam.

- Co chcesz z nimi zrobić? – Zapytał drugi czarodziej i uniósł nas za ramiona kilka cali nad ziemią. Było to dla niego tak łatwe, jakby podnosił puste pudełka. Pisnęłyśmy spanikowane, wierzgając nogami.

- Pożałujecie! – Nie dawałam za wygraną, szarpiąc się i krzycząc ile sił w płucach.

- Postaw je – rozkazał pierwszy Śmierciożerca, siłą odbierając nam różdżki. Teraz byłyśmy całkowicie bezbronne. – Do środka z nimi – dodał, wskazując głową na budynek znajdujący się za nim.

Zostałyśmy wepchnięte do ciemnego, brudnego pomieszczenia. Kiedyś musiał być to sklep, ponieważ po środku pokoju znajdowała się zakurzona lada i bardzo stara kasa fiskalna.

- Zwiąż je i zaknebluj tą pyskatą, bo drze ryja – rozkazał blondyn, rozmasowując skronie. Schował sobie nasze różdżki do kieszeni i oparł się o ścianę, zakładając ręce na piersi. W tym czasie drugi czarnoksiężnik ściągnął z głowy kaptur. Miał czarne, sterczące we wszystkich kierunkach włosy, lekki zarost i kolczyka w uchu.

- Znam cię! – Zawołałam, rozszerzając z niedowierzenia oczy. – Pracujesz w Ministerstwie!

- Pospiesz się – jęknął blondyn, odrywając się w końcu od ściany. Śmierciożerca, którego rozpoznawałam, chwycił moje ręce i związał je boleśnie na plecach, a następnie włożył mi do ust knebel, prawie wpychając mi go do gardła. – Od razu lepiej – westchnął teatralnie i bez zbędnych ceregieli uderzył mnie z całej siły w twarz. Zatoczyłam się lekko do tyłu, ale brunet chwycił mnie za ramiona, żebym nie upadła. Poczułam w buzi krew.

- Następnym razem będziesz milczeć – zagroził. – A ty słodziutka? Będziesz pyskować?

- Nie... - pisnęła cicho Klara, a po jej policzkach popłynęły łzy. – Błagam...

- Ćśś... - Mężczyzna przyłożył palec do jej drżących warg i siłą wepchnął go między usta. Gryfonka szarpnęła się ile sił, ale uderzyła głową w rozbudowaną klatkę piersiową drugiego Śmierciożercy, który stał za nami. – Będziesz cicho, bo również dostaniesz jak twoja przyjaciółeczka, a szkoda by było, bo masz anielską twarz, słodziutka.

- Myślisz, że Szalonooki się tutaj pojawi? – Zagadnął ten, którego kojarzyłam.

- Na pewno. Widział, jak dotykały Świstoklika. Ta pyskata jest nam zbędna, ale chyba pracujesz z jej ojcem.

Brunet obrócił mnie sobie przodem do siebie, przyglądając się uważnie twarzy.

- Który ma za córkę taką rasową suczkę? – Obnażył zęby, nachylając się nade mną. Zostałam polizana po policzku i od razu zrobiło mi się słabo.

- Stary Lamberd – wyjaśnił pierwszy.

- Stary Lamberd... - powtórzył brunet, zamyślając się na moment.

- Szalonooki ma godzinę – kontynuował blondyn i na nowo oparł się o ścianę. – Jeżeli mu zależy, przyjdzie tutaj sam je ratować. Zapewne by nie chciał, żeby jego słodziutkiej coś się stało. Tak się o nią troszczył.

- Nie wiem, o co chodzi! – Pisnęła Klara, próbując wyswobodzić się z więzów. – Profesor Moody tylko mnie naucza w Hogwarcie! Jest moim mentorem.

- Mentorem! – Blondyn zaśmiał się głośno, klaszcząc w dłonie. – Twój mentor ma z nami kilka rachunków do wyrównania.

- Dostanie mu się za Rosiera – warknął brunet, zaciskając pięści. – Mroczny Znak daje o sobie znać, Czarny Pan nadchodzi.

- Jeżeli wróci, uzna nas za bohaterów. Pokonamy jednego z tych, który połowę naszych wsadził do Azkabanu! Podamy mu go na tacy, niczym indyka na święta! – Zaśmiał się obłąkańczo blondyn. – Dostąpimy łaski!

- Zostaniemy wyróżnieni!

Śmierciożercy zaczęli wychwalać sami siebie za zasługi, których jeszcze nawet nie dokonali. Miałam cichą nadzieję, że profesor Moody rzeczywiście tu przybędzie i uwolni nas, ale z drugiej strony obawiałam się, że ci dwaj mogą mu zrobić krzywdę. Wierzyłam w nauczyciela, w końcu połowę zwolenników tak zwanego Czarnego Pana, wysłał do Azkabanu, ale nie sądziłam, żeby wiedział również, jaką pułapkę zastawili na niego obecni Śmierciożercy.

- Póki co... - opamiętał się nagle blondyn, wyciągając z kieszeni spodni paczkę papierosów. Poczęstował nimi swojego towarzysza i ruszył w naszą stronę – trochę się zabawimy.

Cofnęłyśmy się na ścianę, rozszerzając ze strachu oczy.

- Ja nie chcę się w nic bawić, proszę! – Klara wybuchła płaczem niczym małe dziecko, co jeszcze bardziej nakręciło blondyna. Próbowałam krzyknąć do niej, żeby się uspokoiła, ale z moich ust wydobył się tylko niezrozumiały bełkot. Poza tym od uderzenia bolało mnie pół twarzy.

- Chyba zaczynam ci wierzyć, że Szalonooki był tylko twoim nauczycielem – mruknął Śmierciożerca, odgarniając kosmyk włosów za ucho Klary. – Ale zapewne chciałby być kimś więcej, co?

- Nie rozumiem – jęknęła dziewczyna, szukając we mnie ratunku. Zrobiło mi się cholernie żal przyjaciółki. Miałam ochotę ją przytulić, wytłumaczyć wszystko na spokojnie i kazać się nie bać, ale jedyne co mogłam zrobić, to również się popłakać. Bardzo tego nie chciałam, bo okazywanie słabości w takich sytuacjach było najgorszą z opcji, ale poczułam jak po moim policzku spływa łza.

Profesorze Moody, gdzie pan jest?!

Wbrew rozsądkowi (Severus Snape, Alastor Moody, OC) TOM IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz