Złapałam Alex mocno za dłoń. Widząc niepokój na twarzy centaura, Malfoy i Bole szybko złapali za różdżki. Pospiesznie wyjęłam też swoją, nerwowo ściskając ją w dłoni.
- Powinnyśmy dobywać broni? – zapytała cicho przyjaciółka.
Nikt jej nie odpowiedział, więc też wyjęła różdżkę. Centaur zmrużył oczy i zakręcił się w miejscu, stając do nas tyłem. Wystawił pochodnię wysoko ponad swoją głowę, starając się oświetlić jak najwięcej. Teraz wszyscy patrzeliśmy w jedno miejsce, na skraj polany. Tam światło księżyca ustępowało miejsca cieniowi gęsto rosnących drzew. Dudnienie kopyt zdawało się coraz głośniejsze. Wszyscy zerkaliśmy po sobie. W pewnym momencie w powietrze wzbiło się spłoszone stado kruków, a zaraz potem krzaki zaszeleściły, a z zarośli jeden po drugim wybiegli goryle Malfoya. Drgnęłam zaskoczona o mało nie wypalając w nich drętwotą.
- Zabiją nas! – panicznie wykrzyczał Crabbe, potykając się o własne nogi.
Chłopak wyłożył się jak długi. Goyle nie miał skrupułów i wyminął kumpla, dopadając do naszej grupki. Chciał się schować z tyłu, ale Draco złapał go mocno za rękaw i posłał mu krótkie, ale pełne złości spojrzenie. Goyle zakręcił się więc na pięcie i nerwowo stanął przy blondynie, przyjmując rolę protektora. W tym czasie Crabbe gorączkowo czołgał się w naszą stronę.
- Nikt mu nie pomoże? – zapytałam przerażona, jednocześnie próbując wyjść przed szereg. Lucjan zagrodził mi drogę i dał znak, bym odpuściła.
- Da sobie radę – sucho stwierdził Malfoy, skupiając się bardziej na zaroślach niż na koledze.
Centaur raz jeszcze niespokojnie zakręcił się w miejscu. Wkrótce potem z zarośli na skraju polany jedna za drugą zaczęły wyłaniać się duże, ciemne, czworonożne sylwetki. Postacie stawały w szeregu, tworząc półokrąg w cieniu drzew. Zupełnie, jakby powoli nas otaczały. Z tej odległości nie było dokładnie widać co to było. Biorąc jednak pod uwagę wcześniejsze dudnienie, podejrzewałam, że to stado centaurów. Zdradzało to też zachowanie tego, który nas zatrzymał. Na widok „reszty" nie chwycił za broń, a jedynie wpatrzył się w jeden punkt, a później skinął głową.
- Opuśćcie broń – rzucił do nas. – W tej chwili – jego głos mówił jasno, że nie zniesie sprzeciwu.
- Nie ma sprawy – Lucjan jako jedyny brzmiał na wyluzowanego. Uniósł ręce w obronnym geście i spojrzał na boki. – Panowie i Panie, nie radzę się ociągać. Łatwo ich zezłościć.
Razem z Alex szybko schowałyśmy różdżki. Malfoy zmrużył nieufnie oczy i bardzo powoli wetknął swoją za pasek, a potem niezadowolony szturchnął Goyle'a, który do tej pory stał nieruchomo jak posąg. Uderzenie z łokcia ocuciło go, ale też i rozproszyło. Wystraszony chłopak wypuścił z rąk różdżkę, a potem podniósł ją i szybko schował. Crabbe korzystał z okazji i cały czas się do nas czołgał. Gdy tylko próbował wstać, od razu znowu plątały mu się nogi. Chyba nie potrafił zapanować nad koordynacją ruchową. W międzyczasie zerknęłam na Pansy. Ślizgonka trzymała się ciągle za plecami Draco, korzystając z okazji i obejmując go ręką w pasie. Przytulała się też do niego policzkiem. Nie podobało mi się to.
Centaur obrócił się do nas przodem. Przeszedł się z pochodnią, oświetlając kolejno nasze twarze. Gdy oświetlił mnie, odruchowo skuliłam się i zasłoniłam ręką oczy.
- Jednak potraficie słuchać? – zaczął. Na jego twarzy wciąż widać było grymas. - To teraz skupcie się, bo nie mam zamiaru powtarzać. Weszliście na NASZ teren, a MY nie życzymy sobie wizyt. Nie jesteście tu mile widziany i jako ludzie i jako uczniowie...
Crabbe w końcu się do nas doczołgał. Gdy był blisko, próbował przytulić się do nogi Malfoya, ale ten zacisnął zęby i specjalnie przydepnął mu palce. Zaraz potem Goyle pomógł wstać koledze, łapiąc go za kołnierz. Przy centaurze każdy z nas wydawał się malutki.
- Jeśli mogę coś powiedzieć, moim zdaniem to dziwne – zaczął Lucjan i złapał się pod boki. – W zeszłym roku często robiliśmy tutaj ogniska i nigdy nikomu to nie przeszkadzało.
- Ale teraz nam przeszkadza – warknął centaur. Kończyła mu się cierpliwość. – Na tym świecie nic nie trwa wiecznie. Potraktujcie to jako ostrzeżenie i zabierajcie się stąd.
Na moment zapadła grobowa cisza. Draco i Lucjan popatrzyli po sobie.
- Jakiś problem?! – głośno zawołał jeden z otaczających nas centaurów.
Ten co stał przy nas, nie spuszczał z nas oczu. Lucjan w końcu wzruszył ramionami, a potem wspaniałomyślnie, jak na przewodnika grupy przystało, podjął za nas jedyną, słuszną decyzję, tym samym nakazując odwrót.
- Szkoda, oj szkoda... - westchnął Lucjan. - Ale dobra, nie ma co. Zmywamy się.
Chłopak machnął ręką i ruszył przodem. Razem z Alex poszłyśmy zaraz za nim. Reszta ekipy też trzymała się blisko. Widać nikt nie chciał zostać na polanie w środku Zakazanego Lasu w towarzystwie stada centaurów. Nie wiem jak inni, ale nie powiem, żeby ta decyzja nie przyniosła mi ulgi. Zgodziłam się na tę wyprawę tylko dlatego, że chciałam udowodnić coś Draco, ale jak na razie praktycznie nie zamieniliśmy ze sobą słowa, a przez to całe przedzieranie i zamieszanie, nawet nie wyglądał jakby docenił to, że faktycznie przyszłam. No i ta Pansy... ostatnio długo widywałam ich osobno, ale teraz tak się do niego lepiła, że nie wiedziałam co o tym myśleć. Wziął ją specjalnie, by mi dokuczyć? A może mnie, by dokuczyć jej? W kryjówce gdy gadał z Lucjanem, twierdził, że niby nie są razem. Znów miałam w głowie tysiąc pytań. Zerkałam na nich przez ramię. Szli razem, ale nie wyglądali wcale jak para. Miałam wrażenie, że Malfoy lekceważył Parkinson. Ona natomiast próbowała wykorzystać każdą możliwą okazję, by tylko się do niego zbliżyć. Łapała się go, gdy przekraczała korzenie, udawała, że się potyka, napierała na niego ramieniem... Mimowolnie zacisnęłam ręce w pięści. Alex dostrzegła moje spojrzenie i objęła mnie ramieniem. Szłyśmy więc razem. W milczeniu. Centaur odprowadził nas nie tylko na skraj polany, ale później jeszcze przez jakiś czas podążał naszym śladem, jakby chciał nas odprowadzić. Im byliśmy dalej od niedoszłego miejsca ogniska, tym bardziej się od nas oddalał. Lucjan też to zauważył. Co jakiś czas obracał się, sprawdzając dystans.
- To co, wracamy do Hogwartu? –pierwsza odezwała się Alex.
- O tak, wracamy! – Lucjan powiedział nienaturalnie głośno, jednocześnie zaglądając do tyłu przez ramię.
Odetchnęłam z ulgą. Nawet Alex rozpogodziła się na moment. Przeszliśmy jeszcze kilka kroków, a centaur w końcu się zatrzymał i zawrócił do swoich. Lucjan widocznie tylko na to czekał. Gdy miał pewność, że zostaliśmy sami, uśmiechnął się i zrównał krok ze mną i Alex. Szedł obok niej.
- Tak serio, to nie wracamy – powiedział konspiracyjnie, zerkając kolejno na wszystkich.
Alex spiorunowała go wzrokiem, tak samo Draco. Pansy była zapatrzona w Malfoya, jakby z jego miny chciała wyczytać jak powinna zareagować. Ja jęknęłam cicho. Crabbe i Goyle popatrzyli po sobie.
- Skąd takie miny, co? – zaśmiał się Bole i przyjacielsko objął Alex ramieniem. – Miało być ognisko, to będzie. Po prostu w innym miejscu i tyle.
- Łamanie zakazów to jedno, ale kazali nam spieprzać. Nie słyszałeś? – syknął Draco, pokazując kciukiem za siebie.
- A co, boisz się? – Lucjan poruszył brwiami.
Wszyscy spojrzeli na Draco, a ten od razu przybrał obojętny wyraz twarzy.
- Nie – odpowiedział błyskawicznie. – Ale znam różnice między odwagą, a głupotą.
Alex zrobiła unik, wywijając się spod ręki Lucjana, a ten z uśmiechem wyszedł na prowadzenie. Znów używał różdżki, do cięcia zarośli, co oznaczało, że prowadził nas nie po naszych śladach, a zupełnie inną drogą.
- Od początku nie podobał mi się ten pomysł – rzuciła Alex i popatrzyła na mnie znacząco.
Widząc jej spojrzenie, opuściłam głowę. Gdybym jej nie poprosiła, nigdzie byśmy nie poszły. Teraz byłyśmy zdane na Lucjana i jego prowadzenie. Biłam się z myślami.
- To mogłaś nie iść – złośliwie rzuciła Pansy, uwieszona na ramieniu Draco. – Dwie biedne gryfonki zagubione w środku lasu. Szkoda, że ten centaur nie postanowił was sobie zostawić.
Łypnęłam na ślizgonkę. Alex od razu złapała za różdżkę i obróciła się do Pansy, celując w nią.
- Szkoda, że ciebie nie stratował! – warknęła przyjaciółka. – A nie, wybacz. Nie miał jak, bo cały czas chowałaś się za Malfoyem! Teraz też będziesz używać go jako tarczy?
Draco z wyższością spojrzał to na jedną, to na drugą, po czym ruszył ramieniem, wyswobadzając się z uścisku ślizgonki.
- Nie zamierzam być NICZYJĄ tarczą – stwierdził sucho, wcisnął dłonie w kieszenie spodni i wyminął obie dziewczyny.
Chciałam za nim iść, ale nie chciałam zostawiać Alex w tyle, więc złapałam przyjaciółkę za rękę i pociągnęłam ją dalej. Pansy tupnęła wściekle i rozłożyła ręce.
- Mieliśmy się zabawić, prawda? Jak ja mam się bawić, jak one są z nami?! – zapytała zirytowana i dogoniła blondyna.
- Już Ci mówię – Lucjan zerknął przez ramię. - Masz się bawić... – przesunął dłonią w powietrzu, jakby coś reklamował. – WSPANIALE.
Pansy dmuchnęła powietrzem przez nos, skrzyżowała ręce na piersiach i szła obrażona. Jakoś widząc jej minę, mi się poprawił humor. Tym bardziej, że Draco nie spieszył się wcale, by ją pocieszyć lub cokolwiek w tym rodzaju. Gdy tak szliśmy, stopniowo las zaczął wyglądać przystępniej. Nie był tak gęsty i tak powykrzywiany, co mogło zwiastować, że byliśmy bliżej jego krawędzi. Mimo to, przez późną porę i ciemność, drzewa wydawały się przybierać dość dziwne, pokraczne kształty. Wyobraźnia działała pełną parą. Co rusz myślałam, że ktoś gdzieś stoi, ktoś nas obserwuje. Na szczęście po chwili znaleźliśmy się na kolejnej polanie.
- Panie i Panowie, oto jesteśmy – Lucjan rozłożył ręce, jakby nam coś prezentował. - Awaryjna miejscówka numer dwa!
- Wreszcie – westchnął znudzony Draco.
W pierwszej chwili wszyscy rozejrzeli się dokładnie. Najstarszy ze ślizgonów poprowadził nas bardziej na środek, gdzie trawa była mocno wydeptana. Znajdowało się tam kilka pieńków, długi i gruby, leżący konar i okrąg zrobiony z kilkunastu kamieni. W skrócie wyglądało tak, jakby nie pierwszy raz ktoś tutaj balował. Ba, sądząc po zwęglonych resztkach drewna, ktoś był tutaj w przeciągu paru ostatnich dni.
- Wolę tamtą miejscówkę, bo jest większy spokój. Ta jest bardziej znana – wyjaśnił nam chłopak. – No ale mamy szczęście, bo dziś nikogo tutaj nie ma. To co? Ognicho? – poruszył brwiami.
Morale były niskie, nikt nie podzielał jego niebywałego entuzjazmu. Crabbe'a i Goyla wysłali po patyki, my z Alex zasiadłyśmy na długim pniu, a Malfoy wybrał jeden z pieńków. Pansy od razu usiadła tak, by być jak najbliżej blondyna. Ślizgoni zaczęli wyciągać z kieszeni zmniejszone piwa. Lucjan powiększył butelki machnięciem różdżki, a potem otworzył je jedna o drugą.
- Macie piwo? – Bole zerknął na nas, a my potrząsałyśmy głowami. - Na krzywy ryj, co? – zaśmiał się i podał nam po butelce.
Zawstydzona odebrałam od niego piwo. Alex złapała swoją butelkę i popatrzyła Lucjanowi prosto w oczy.
- Zapraszając nie mówiłeś, że mamy sobie przynieść zapasy. Następnym razem doprecyzuj.
- Ja nie muszę wcale pić... - wtrąciłam szybko.
Lucjan znów się zaśmiał. Upił łyk swojego trunku.
- Przecież żartuję. Jesteście gośćmi, nie? – ukłonił się z przesadną teatralnością, wymachując przy tym ręką. – A teraz czujcie się jak u siebie. I miejcie na uwadze, że wypicie chociaż jednego jest obowiązkowe – nie wiedzieć czemu, Lucjan patrzył przy tym akurat na mnie.
Bole szybko opróżnił pierwszą butelkę piwa, rzucił ją gdzieś w trawę i otworzył sobie kolejne. Draco sączył swój trunek nieco wolniej, ale też blisko był do końca. Pansy piła powoli i nerwowo rozglądała się na boki. Alex starała się wyluzować, a ja byłam cała spięta. Patrzyłam na wszystkich po kolei. W końcu z lasu wyłonili się goryle Malfoya, niosąc w rękach stos suchych gałęzi różnej grubości. Chwilę później ognisko już płonęło. Jego blask rozświetlił mrok. Przez moment nawet zrobiło się ciepło i przyjemnie. Dało się zapomnieć, że siedzimy w Zakazanym Lesie po środku niczego.
- To co, gramy w coś? – zapytał Lucjan, siadając tuż obok Alex.
- Najpierw Bole wyskakuj z kasy – Draco uśmiechnął się przebiegle.
- No tak – zaśmiał się starszy ślizgon i przeszukał kieszenie spodni. – Ile to było?
- Pięćdziesiąt.
- Knutów? – zapytałam, patrząc naprzemiennie na chłopaków.
- Galeonów – westchnął Bole i dodał z przesadnym dramatyzmem. – Widzisz Klara, Ty mnie chcesz zrujnować finansowo!
- Co? – pisnęłam zaskoczona. – Czemu ja?
- Założyli się, czy przyjdziesz – Pansy wtrąciła znudzonym głosem, nawet na mnie nie patrząc.
Pieniądze powędrowały z rąk Lucjana do rąk Draco. Crabbe i Goyle przyglądali się temu z wesołymi uśmieszkami. Ja patrzyłam na to szeroko otwartymi oczami o mało nie upuszczając piwa. Alex zmarszczyła brwi.
- Dlatego mnie zaprosiłeś? – spojrzałam niepewnie na Draco. - Dla zakładu?
- Chciałem zobaczyć na co Cie stać. Zakład był później - Malfoy wzruszył ramionami i patrząc mi prosto w oczy, napił się. Pansy uśmiechnęła się pod nosem. Ja opuściłam głowę.
- Chyba chciałaby, żebyś odpalił jej działkę – głośno szepnęła Pansy.
Crabbe i Goyle zarechotali. Malfoy zignorował sugestię. Ja jedynie zacisnęłam mocniej palce na butelce i szybko pociągnęłam spory łyk, powstrzymując się od powiedzenia czegokolwiek.
- Czy wy o wszystko musicie się zakładać? – zapytała Alex, wojowniczo mierząc ślizgonów wzrokiem.
- Nie o wszystko – Lucjan spokojnie otworzył sobie kolejne piwo i podsunął nam nowe butelki.
- Najpierw ta głupia punktacja, teraz to. Ile wypijemy też obstawialiście? Albo kto z którą wróci?
- To akurat nie, ale jak tak bardzo chcesz wiedzieć obstawiamy, czy pieprzysz się ze Snape'm – Malfoy posłał Alex wredny uśmieszek i po chwili poruszył brwiami. – Pieprzysz?
- Co? – Alex zakrztusiła się, na moment nieruchomiejąc. Szybko jednak się ocknęła. – Co Ty pierdolisz? Co to w ogóle za pomysły?! – warknęła i szybko się napiła. Na szczęście przez warunki nie było dobrze widać, że nieco się zaczerwieniła. – Równie dobrze mogę spytać, czy Ty robisz to z McGonagall! – rzuciła szybko.
Ślizgoni popatrzyli po sobie z krzywymi minami. Ja patrzyłam na wszystkich po kolei, nie wiedząc o co w ogóle chodzi i co się dzieje.
- Fuj... nie obrzydzaj nam posiadówy – zaśmiał się Lucjan i pociągnął łyk z butelki. – Ona ma z tysiąc lat.
- Albo dwa tysiące – parsknął Draco i wyprostował się. - Z resztą McGonagall to co innego. Widziałaś, żeby traktowała mnie jakoś specjalnie? Albo kogokolwiek z nas?
- Ona traktuje wszystkich po równo – odezwałam się nieśmiało.
Draco wskazał na mnie dłonią, jakby przyznając mi rację.
- Co to ma do tego? – warknęła Alex. – Pytanie nadal równie głupie jak Twoje.
Wszyscy słuchali z zainteresowaniem, patrząc to na Draco, to na Alex. Pansy uśmiechała się przebiegle.
- Właśnie że nie – kontynuował Malfoy. – Snape ostatnio zachowuje się dziwacznie. Wszystkim odjął punkty, a Tobie nie...
- Mówiłam już, że do tej pory mnie zminusował za pięciu! – broniła się Alex.
- Alex ma rację, dzień w dzień odejmował jej punkt za ubranie i cokolwiek się dało – stanęłam po jej stronie.
- Więc co, najpierw się uwziął, potem nagle mu przeszło? – kontynuował Draco, uważnie przyglądając się przy tym mojej przyjaciółce. – To tym bardziej podejrzane. Nie mówiąc już o tym, że nigdy nie widziałem go tak wkurzonego jak wczorajszej nocy. Czy przypadkiem nie chodziło o Ciebie, Lamberd? – blondyn niebezpiecznie zmrużył oczy.
- Weź zejdź ze mnie! – Alex cisnęła za siebie pustą butelką piwa, a ta wylądowała w wysokiej trawie. - Po tym co odjebał Flint, miał prawo być wkurzony – dziewczyna patrzyła twardo na Malfoya.
- Każdy by się zezłościł – pisnęłam. - Odpowiada za was, jako opiekun domu, a to mogło się skończyć bardzo źle.
- Doooobra Malfoy – Lucjan przeciągnął się i luźno objął Alex ramieniem. – Daj już dziewczynie spokój. Skoro mówi że się nie pieprzą, to się nie pieprzą.
Draco uniósł jeden kącik ust. Wyglądał, jakby i tak wiedział swoje, ale faktycznie dał spokój. Alex wpatrzyła się w ogień. Bole otworzył jej kolejne piwo i podał butelkę. Od razu się napiła. Ja westchnęłam przeciągle i też się napiłam. Martwiło mnie, że powoli ich wywody przestawały mnie dziwić. To nie był pierwszy raz, kiedy sugerowano nam dziwne zażyłości z profesorami. Dla mnie było to nie do pomyślenia.
- Czemu wy w ogóle się kumplujecie? – nagle zapytała Alex, zerkając między Draco i Lucjanem. – Jesteś o wiele dojrzalszy – zwróciła się do Bole'a. - Nie powinieneś trzymać z ludźmi na swoim poziomie?
Malfoy spiorunował ją wzrokiem. Ja klepnęłam Alex w udo i spojrzałam na nią błagalnie, by nie zaczynała słownych bojów. Lucjan uśmiechnął się szeroko i przeczesał palcami włosy.
- Co tu dużo mówić... na moim roczniku jest paru popaprańców trzymających z Flintem. Marne to towarzystwo. A z Draco i tak znamy się od czasu wspólnych treningów.
- A to nie chodzi o kone... konse... uch... kontakty? – wtrącił niepewnie Goyle, jednocześnie drapiąc się po tyle głowy.
- To też – wesoło mrugnął brunet. – Mój ojciec mawia, że Hogwart to nie tylko szkoła, ale przy okazji dobre miejsce na zawarcie różnych znajomości. Głupio byłoby się ograniczać.
- Już nie udawaj takiego mądrego – rzucił Malfoy, uśmiechając się pod nosem.
- Nie udaję – zaśmiał się Bole. – To wrodzony talent! – mrugnął do Alex i przysunął się nieco bliżej niej, wciąż obejmując ją ramieniem.
- Tak to sobie nazywaj – Draco napił się i po chwili dodał. - Kiedyś powiedziałbym, że liczyłeś na moją kasę, ale ostatnio przegrywasz zakłady jeden po drugim.
- Wiesz jak jest – zaśmiał się Lucjan. - Albo ma się szczęście w hazardzie, albo w miłości – chłopak spojrzał na Alex i znacząco poruszył brwiami.
- A co ja mam do tego? – Alex uniosła brwi i napiła się piwa, wpatrując w tańczący w ognisku ogień.
Crabbe dorzucił kilka kawałków drewna. Ja znalazłam patyk i zaczęłam nim dłubać w żarze, ukradkiem zerkając na Draco. Nie wiedzieć kiedy, skończyłam pierwsze piwo. Sama byłam zaskoczona tym faktem. Odstawiłam butelkę obok pnia, a gdy Malfoy to dostrzegł, z pewnym ociąganiem otworzył mi jedno ze swoich piw i mi je podał. Pansy śledziła wzrokiem butelkę, a później zmrużyła niebezpiecznie oczy. Złapała ślizgona pod ramię i przytuliła do niego głowę, jakby chciała w ten sposób zaznaczyć, że należy do niej.
- Oj dobrze wiesz – Lucjan wyciągnął przed siebie nogi. - Teraz, kiedy Weasleya nie ma na Twoim radarze i jesteś już wolna, rudy nie będzie Ci mędził nad głową i możesz robić to na co masz ochotę, prawda? A po tym co odwalił w Wielkiej Sali zdziwiłbym się, gdybyś nadal chciała iść z nim na bal. Trochę wstyd, gdyby zrobił powtórkę.
- Skąd ta pewność, że znowu by tak odwalił? - Przyjaciółka zmarszczyła brwi. Ja zerknęłam na nią i na Lucjana.
- Po prostu to wiem. Koleś ma to we krwi! – zaśmiał się Bole. – Dlatego weź poważnie się zastanów – potarł jej ramię. – Czy nie lepiej byłoby pójść na ten bal właśnie ze mną. Aparycję mam – wskazał na siebie i puścił oczko. – garnitur dobry też, a przede wszystkim potrafię się zachować.
Alex już wzięła głęboki wdech, żeby mu coś wyperswadować, ale chłopak szybko uniósł rękę w obronnym geście.
- Hej! Nie musisz mi teraz odpowiadać, ale chcę, żebyś to rozważyła! – posłał jej uśmiech. – Najlepiej na spokojnie.
- Nie ma czego rozważać – westchnęła przyjaciółka.
Lucjan ostentacyjnie zatkał uszy i udał że nie słyszy. Potem zaśmiał się i napił. Alex potrząsnęła głową, ale wyglądała jakby trochę ją to rozbawiło.
- Głupi jesteś – stwierdziła tylko i przekornie uderzyła go pięścią w ramię.
- Dobra, nie przynudzajcie już – odezwał się Draco. – Będziemy tak siedzieć i pić? Bo to samo mogliśmy robić w zamku.
Pansy ożywiła się nagle.
- Zawsze możemy przejść się we dwoje – zaproponowała mu głośnym szeptem.
Malfoy spojrzał przez ramię na ciemne zarośla. Początkowo jego mina nie zdradzała żadnych emocji, ale zaraz uśmiechnął się przebiegle. Popatrzył na wszystkich po kolei.
- Lepiej wykorzystajmy okoliczności i poopowiadajmy straszne historie. Moglibyśmy połączyć to z wyzwaniem. Od razu zobaczymy kto tu tak naprawdę jest odważny.
Wyprostowałam się nagle i spojrzałam w jego stronę. Nasze spojrzenia na krótko się spotkały. Pomyślałam, że nawiązał do naszej rozmowy w bibliotece. Chciał sprawdzać ilu rzeczy się boję, a gdzie znaleźć lepsze okoliczności niż Zakazany Las w środku nocy? Może jeszcze ten wieczór nie był stracony?
- Ja w to wchodzę - Lucjanowi od razu spodobał się ten pomysł.
- Ja też! – powiedziałam szybko, nie pozwalając głowie na to, by myśli zdążyły mnie zniechęcić.
Alex wzruszyła ramionami, wciąż zapatrzona w ogień. Reszta nie była zadowolona z pomysłu, ale nikt nie chciał się sprzeciwiać. Chłopcy starali się udawać twardszych niż byli, a Pansy nie mogła się wycofać po tym, gdy ja się zgłosiłam. Zaczęliśmy więc serię opowieści. Alex opowiedziała o dziwnych odgłosach w jej domu, które okazały się być spowodowane przez szczura, ja opowiedziałam o tym jak kiedyś gobliny zaatakowały Hogwart i wybiły uczniów, Pansy opowiedziała historyjkę z czasów sami wiecie kogo, Draco opowiedział o ataku śmierciożerców na mistrzostwach świata, Crabbe i Goyle rzucili wymyślonymi historyjkami o duchach. Na końcu kolejki był Lucjan. Najstarszy ślizgon poczęstował nas straszną legendą dotyczącą Zakazanego Lasu właśnie. Jego opowieść wydawała mi się najbardziej przerażająca, bo przecież byliśmy właśnie w tym lesie. Poczułam się nieswojo i zaczęłam coraz częściej zerkać w stronę zarośli.
- To co? – Draco klasnął w dłonie i potarł nimi o siebie. Popatrzył kolejno na wszystkich. – Kto pierwszy do wyzwania?
- Panie przodem? – rzucił Crabbe, gdy tylko Malfoy na niego spojrzał.
- Bo nie masz jaj, żeby pójść pierwszy? – zakpiła Alex i pociągnęła z butelki.
- A jak to dokładnie sobie wyobrażasz? – zapytałam, odstawiając niedopite piwo na ziemię. Szczerze mówiąc, chciałam mieć to już za sobą. Niech mnie Draco sprawdzi, udowodnię mu co trzeba, a potem ten wieczór się skończy i wszystko wróci do normy.
- Najlepiej jeśli pojedynczo będziemy wchodzić do lasu. Trzeba wytrzymać minimum kwadrans.
- Nie brzmi źle - stwierdziłam, zerkając znów na zarośla.
- Oświetlanie sobie czegokolwiek różdżką jest zabronione – dodał Malfoy, uśmiechając się pod nosem.
- To już brzmi gorzej... - mruknęłam nieprzekonana.
- Z różdżką byłoby za łatwo – przyznał Lucjan. – Chcecie to mogę pójść pierwszy – zaproponował, jednocześnie wstając. – I tak muszę się odlać.
- Nie musieliśmy tego wiedzieć – wtrąciła Alex.
Nikt inny nie zgłosił się, by iść jako pierwszy. Lucjan pomachał nam z miną, jakby udawał się właśnie do najlepszej możliwej atrakcji i jakby nigdy nic ruszył w stronę drzew. Specjalnie jeszcze pogwizdywał sobie pod nosem, żeby pokazać, że dla niego to nie pierwszyzna. Po chwili zniknął nam z pola widzenia, a jego gwizd ucichł. Mrużyłam oczy, próbując go dostrzec, ale bezskutecznie. Zapadła straszna cisza, przerywana jedynie trzaskiem pękającego w ognisku drewna. Goyle dorzucił kolejne kawałki, stwierdzając z przerażeniem, że przyszykowana kupka już mu się skończyła. Spojrzeli na siebie z Crabbem i przełknęli głośno ślinę. Widać było, że nie uśmiechało im się krążenie po lesie, tym bardziej w pojedynkę. Malfoyowi za to widocznie sprawiało wielką frajdę, że inni mieli swoje słabości. Ja zacisnęłam dłonie w pięści, myśląc o tym, że nie zamierzam się poddać przed spróbowaniem. To tylko kwadrans. Co z tego, że w zupełnych ciemnościach? Gdy w nocy śpimy też nie jest jasno. Krążyłam już po szkole po ciszy nocnej... To po prostu inna sceneria. Wybijałam sobie z głowy te straszne historyjki, ale nagminnie wracały. Trolle, centaury, pająki... A co jeśli coś nas zaciągnie do swojej nory? W sumie nie mówili, że nie można trzymać różdżki. Nie można nią nic oświetlać, ale można się bronić. Już miałam plan, co zrobię na swojej kolejce.
- Musimy to robić? – zapytała Pansy. – Jest tyle lepszych sposobów na miłe spędzenie czasu.
- Nie bawisz się dobrze? – Malfoy spojrzał na nią przelotnie. - Następnym razem pójdziemy bez Ciebie – rzucił z rozbrajającą szczerością.
- Co? Nie! Oczywiście, że bawię się super – szybko skłamała ślizgonka. – Po prostu nudzi mnie czekanie.
- To może idź odbębnij swoje piętnaście minut już teraz? – zaczepiła ją Alex.
- To byłoby oszustwo – Pansy zmrużyła oczy.
- Nie, jeśli pójdziesz w inną stronę niż Bole – zawyrokował Draco.
Pansy skrzywiła się. Malfoy ruchem głowy wskazał na drzewa. Dziewczyna najpierw wyglądała na nieszczęśliwą, ale potem coś jej przyszło do głowy. Wstała, nachyliła się do ucha ślizgona i szepnęła mu coś, jednocześnie na mnie zerkając. Później cmoknęła go w policzek i uśmiechnęła się przebiegle.
- To ja idę – rzuciła jeszcze, jakby na potwierdzenie.
- Szerokiej drogi! – Alex zabrzmiała przesadnie słodko.
Parkinson cały czas zerkała na Malfoya, wyraźnie na coś czekając. Ruszyła w przeciwną stronę niż Bole. Po chwili dotarła do drzew i zniknęła między nimi. Ja skupiłam się na grzebaniu patykiem w żarze. Kolejne minuty mijały, a nikt z nas nie ruszył się z miejsca.
- Nie idziesz do niej? – zagaiła nagle Alex, patrząc przy tym na Malfoya.
- Nie Twoja sprawa, Lamberd.
Zerknęłam na Draco. Siedział na tym swoim pieńku i popijając piwo, patrzył w ogień. Po chwili wrócił do nas Lucjan.
- No ekipa, jak widzicie, jestem cały i zdrowy. Nic mnie nie pożarło, nic nie wyssało mojej duszy... - Brunet rozejrzał się, zauważając brak jednej osoby. – A gdzie ta kobieta bluszcz?
Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Odbębnia swój kwadrans. Nie mogła się doczekać –Alex stwierdziła kąśliwie, a potem zapytała. – Jak było?
Lucjan zasiadł obok mojej przyjaciółki i znowu objął ją ramieniem.
- Spoko. Dacie sobie radę, nie jest wcale tak źle. Najlepiej zamknąć oczy, bo wszystko wygląda jakby miało zaraz was pożreć – Bole opowiadał przyciszonym głosem, próbując nas nastraszyć. – A te odgłosy? Dziwne sapanie... szmery... Przyznajcie się, kto z was próbował mnie nastraszyć?
Nagle usłyszeliśmy krzyk. Wszyscy podskoczyli i spojrzeli w stronę lasu. Głos zdecydowanie należał do Pansy. Dziewczyna wybiegła spomiędzy drzew, gorączkowo wytrzepując coś z włosów.
- Oblazły mnie! Pająki mnie oblazły! – krzyczała, omal nie wbiegając przy tym w ognisko.
We włosach miała grubą, gęstą pajęczynę. Malfoy parsknął śmiechem, a zaraz za nim, jak echo zarechotali jego goryle. Nikt nie wyglądał, jakby chciał jej pomóc. Za to ile zła mi wyrządziła, nie zamierzałam wychodzić przed szereg.
- Nie minął kwadrans, więc przegrała, prawda? – dopytał Crabbe.
- Dokładnie tak – Malfoy wstał, dopił piwo i wywalił pustą butelkę. – Moja kolej. A dla Parkinson trzeba wymyślić karę. Karne picie? Może inne wyzwanie? – poruszył brwiami, wsunął dłonie w kieszenie spodni i ruszył w stronę drzew.
Pansy popatrzyła za nim z wyrzutem, ale nic nie powiedziała. Gdy skończyła wytrzepywać pająki z włosów, ciężko usiadła na pieńku, na którym do tej pory siedział Draco. Crabbe i Goyle wciąż rechotali, choć już teraz nieco mniej entuzjastycznie, szczególnie że dziewczyna mroziła ich spojrzeniem. Lucjan zagadywał do Alex. Ja odczekałam chwilę. Potem wrzuciłam swój nadpalony kij w ognisko i wstałam.
- Też idę – powiedziałam, czując na sobie pytający wzrok grupy.
Nim ktokolwiek zdążył mnie poinstruować, ruszyłam w przeciwnym kierunku niż Malfoy. Przez myśl mi wcześniej przeszło, że może lepiej byłoby pójść na jego oczach i wrócić w chwale po spełnieniu wymagań, ale teraz kiedy i on był w lesie, miałam niepowtarzalną szansę, aby pogadać z nim poza grupą, a przede wszystkim poza zasięgiem wzroku Pansy. Oczywiście wszystko świetnie brzmiało w teorii. W praktyce nie miałam pojęcia jak właściwie mam go znaleźć, nie używając przy tym zaklęcia Lumos. Mogłam mieć jedynie nadzieję, że nie wszedł bardzo głęboko. Zaczęłam od tego, że gdy doszłam do skraju drzew, zaczęłam iść wzdłuż brzegu polany, systematycznie zbliżając się do miejsca gdzie zniknął Draco. Blask ogniska majaczył w oddali. Moich uszu dobiegały co głośniejsze rozmowy, ale nie było ich dużo. Z resztą nie skupiałam się na tym, co gadali. Ściskając mocno różdżkę, przedzierałam się pomiędzy drzewami. Im dalej byłam od ognia, tym chłodniej się robiło. Czułam, że moje ciało pokrywa gęsia skórka. W połowie drogi, zaczęłam wątpić w sens mojego pomysłu. Co ja właściwie miałabym mu powiedzieć? Albo co, jeśli nim go znajdę, on zdąży wrócić do ogniska? Zerkałam w stronę grupy, ale nie widziałam tam jego blond czupryny. W pewnym momencie usłyszałam dochodzący z głębi lasu dźwięk łamanych gałęzi. Spojrzałam z przestrachem w tamtą stronę i wycelowałam różdżką w ciemność. Przez myśl mi przeszło, by zapalić światło, ale nie mogłam okazać się gorsza od Pansy. Chciałam za wszelką cenę pokazać, że dam radę wytrzymać piętnaście minut. Spoglądając w ciemność, przyspieszyłam kroku. W końcu znalazłam się w miejscu, gdzie ostatni raz widziałam Malfoya. Oczywiście chłopaka nie było na skraju lasu, więc ostrożnie weszłam między drzewa, nasłuchując. Miałam wrażenie, że coś porusza się blisko. Słychać było szemrzące dźwięki, jakby ktoś czymś przesuwał po ściółce leśnej. Obracałam się dookoła, próbując zlokalizować źródło dźwięku. W pewnym momencie miałam nawet wrażenie, że słyszę szepty. Szybko potrząsnęłam głową. To musiało mi się wydawać. Mózg płatał mi figle! Drgnęła wystraszona, gdy nad moją głową zahuczała sowa. Wycelowałam w nią różdżką i spojrzałam w duże oczy ptaka. Odbijało się w nich światło księżyca. Chyba zbyt mocno się zapatrzyłam, bo nagle ni stąd ni z owąd, ktoś zaszedł mnie od tyłu, szybkim ruchem, zasłaniając mi usta dłonią. W pierwszym odruchu chciałam krzyknąć, ale wydałam z siebie tylko stłumiony dźwięk. Sądząc po zapachu wody kolońskiej, to musiał być ten, którego szukałam. Draco Malfoy.
- Co tu robisz Amber? - Chłopak nachylił się do mojego ucha i wyszeptał. - Bałaś się zostać sama w lesie?
Gorączkowo potrząsnęłam głową. Jego dłoń była taka ciepła. Do tego gdy się nachylał, był tak blisko, że praktycznie dotykałam go plecami. Draco puścił moje usta i minął mnie, czekając na odpowiedź. Miałam ochotę się rozpłynąć. Nogi praktycznie same ugięły mi się w kolanach. Chłopak zauważył, że ledwo stoję, więc złapał mnie mocno za rękaw i pewnym ruchem przycisnął mnie do drzewa. Czując za sobą stały grunt, przylgnęłam plecami do pnia z wciąż wystawioną przed siebie różdżką. Patrzyłam na Malfoya dużymi oczami.
- Język Ci urwało? – syknął blondyn, obcinając mnie wzrokiem.
- N...nie – zająknęłam się. – Szukałam Cie – powiedziałam szybko i opuściłam różdżkę.
- Po co?
Malfoy puścił mój rękaw i nonszalancko wsunął ręce w kieszenie spodni. Stał dwa kroki przede mną z miną, jakby i tak wiedział co chcę powiedzieć.
- Chciałam pogadać.
- Tylko? – powoli zbliżył się do mnie.
- Głównie... - szepnęłam.
- A jeśli powiem, że nudzi mnie gadanie?
Draco wyjął jedną dłoń z kieszeni i sięgnął do moich włosów. Nie przerywając kontaktu wzrokowego, złapał za kosmyk i odrzucił go za moje ramię. Głośno przełknęłam ślinę. Niespokojnie zerkałam na jego usta. Ślizgon uśmiechnął się pewnie. Miał mnie w garści.
- Czy Ty i Pansy jesteście razem? – zapytałam szybko, nie odrywając pleców od pnia drzewa.
- A wyglądamy, jakbyśmy byli? – Draco nie ruszył się ani o milimetr.
- No... no nie do końca...
- Właśnie. A nawet gdyby, to co z tego? – beztrosko wzruszył ramionami.
- No to by dużo zmieniało... - na moment opuściłam wzrok.
Draco westchnął teatralnie i przejechał dłonią po ulizanych do tyłu włosach.
- Jeśli serio przyszłaś tu gadać, szczególnie o niej, to możesz już stąd iść – stwierdził znudzony.
- Nie, nie! – powiedziałam szybko, podnosząc na niego wzrok. – Możemy robić też to co Ty chcesz.
- Skoro tak, to zamknij się – stwierdził zadowolony z mojej odpowiedzi i od razu mnie pocałował. W pierwszej chwili drgnęłam, ale zaraz potem przymknęłam powieki, oddając się pocałunkowi. Było równie przyjemnie, jak za pierwszym razem. Serce waliło mi jak oszalałe. Tym razem nie sparaliżowało mnie całkowicie. Mimo wszystko wciąż czułam się niepewnie, więc pozwalałam mu się prowadzić. W pewnym momencie Malfoy naparł na mnie ciałem, przyciskając mnie do pnia drzewa. Poczułam, że jego ręce zaczęły błądzić po moim ciele, zjeżdżając na pośladki. Zaskoczona jego poczynaniami, położyłam mu dłoń na torsie i odepchnęłam go od siebie.
- Co Ty robisz? – pisnęłam zawstydzona, oddychając ciężko.
- Miałaś nic nie mówić –przypomniał.
Nie czekając na nic, znowu się zbliżył, ponownie mnie całując. Tym razem jego ręka od razu zsunęła się na mój pośladek, dlatego odepchnęłam go ponownie. Czułam, że policzki mnie paliły. Byłam rozpalona, ale nie rozumiałam co właściwie czułam.
- Hej. Nie robię nic złego – stwierdził Draco, rozkładając ręce.
- Przepraszam... - bąknęłam i szybko odepchnęłam się od drzewa, pospiesznie ruszając w drogę powrotną na „moją stronę". Co ja sobie myślałam? Po co w ogóle tutaj przyszłam? Być z nim sam na sam w ciemności?
- Gdzie idziesz? – ślizgon zawołał za mną, ale nie ruszył się z miejsca.
- Zaraz Ci minie kwadrans – rzuciłam tylko, przyspieszając kroku.
Im bardziej się od niego oddalałam, tym szybciej szłam. W pewnym momencie praktycznie puściłam się biegiem. Nie rozumiałam czemu właściwie uciekam. Przecież podobał mi się. Zwrócił w końcu na mnie uwagę, pocałował mnie i było tak miło... Czego ja właściwie chciałam? Czego się bałam? Naprawdę nie robił mi nic złego, ale to co robił było takie dziwne... przyjemne, a jednocześnie niepokojące. Uciekając przebiegłam przez gęste krzaki, chcąc jak najbardziej skrócić sobie drogę. Po chwili byłam już po „mojej" stronie lasu. Gdy spojrzałam w stronę ogniska, zobaczyłam, że Draco dołączył do reszty. Usiadłam na kamieniu i ukryłam twarz w dłoniach. W oczach zbierały mi się łzy. Miałam wrażenie, że wszystko zepsułam. Bałam się, że teraz będzie mnie nienawidził. Siedziałam tak jak ostatnia ofiara, zastanawiając się nad wszystkimi moimi wyborami. Szumiący w głowie alkohol nie pomagał w przemyśleniach. W końcu wzięłam głęboki wdech, otarłam oczy i wstałam, chcąc dołączyć do reszty. Nagle poczułam się bardzo nieswojo. Miałam wrażenie, że słyszę coś, co przypominało... dudnienie? Otworzyłam szeroko oczy i pobiegłam w stronę ogniska.
- Centaury! – pisnęłam głośnym szeptem, gdy znalazłam się na tyle blisko, by reszta mogła mnie usłyszeć.
Draco nawet na mnie nie patrzył. Pansy była przyklejona do jego ramienia tak jak przedtem. Alex akurat szykowała się do tego, żeby wejść między drzewa. Spojrzała na mnie, podejrzliwie mrużąc oczy.
- Jesteś pewna? – zapytała i spojrzała na Lucjana.
- Tu już nie powinien być ich teren – wyjaśnił starszy ślizgon. – Ale w sumie kto ich tam wie... - wzruszył ramionami z uśmiechem.
- Więc powinniśmy stąd iść! – rzucił Crabbe, pospiesznie wstając.
Odgłos kopyt zaczął być coraz bardziej słyszalny. Dopiero teraz wszyscy mi uwierzyli. Ludzie popatrzyli po sobie, Lucjan szybko zgasił ognisko jednym strzałem różdżki, a potem machnął, by wszyscy szli za nim. Zostawiliśmy bajzel, bo nie było czasu pozbierać śmieci i niedopitych piw. Złapałam Alex za rękę i ścisnęłam ją mocno, nerwowo. Miałam jej coś do opowiedzenia, ale to musiało poczekać.
- Którędy idziemy? – zapytała przyjaciółka.
Tylko Lucjan znał drogę z ogniska, więc musiałyśmy się go trzymać. Nie używaliśmy świateł, by nie zwabić centaurów w naszą stronę. Istoty te jednak nie miały problemów, by pójść po naszych śladach. Coraz bardziej stawało się jasne, że zaraz nas dogonią.
- Nie zrobią nam nic, prawda? – zapytałam z przestrachem.
- W sumie to nie wiem – zaśmiał się Lucjan. – Ale powinniśmy się rozdzielić. Grunt to kierować się na południe. Niedługo trafimy na ścieżkę, a później to już prosto do Hogwartu...
- Rozdzielanie się to tragiczny pomysł! – oburzyła się Alex.
Nikomu nie uśmiechało się iście na własną rękę. Lucjan wyjaśnił nam pokrótce, co i jak. Odgłosy były coraz głośniejsze. W pewnym momencie usłyszałam głos jednego z centaurów.
- Tam są!
Wszyscy puściliśmy się biegiem. Crabbe i Goyle nagle dostali nieziemskiej prędkości, wymijając wszystkich. My z Alex rzuciłyśmy się w najbliższe krzaki, uznając że w chaszczach ciężej będzie nas namierzyć. Reszta pobiegła nie wiem gdzie, bo skupiałam się już tylko na tym, żeby wystające gałęzie nie poraniły mi twarzy. Z przyjaciółką chwilę przedzierałyśmy się przez krzewy, a potem ukryłyśmy się w korzeniach jednego z wielkich dębów. Przytuliłyśmy się do siebie, zamierając na moment w bezruchu. Było tak cicho, że słyszałam bicie naszych serc. Spojrzałyśmy sobie w oczy i złapałyśmy za różdżki.
CZYTASZ
Wbrew rozsądkowi (Severus Snape, Alastor Moody, OC) TOM I
FanficUWAGA: opowiadanie zawiera: seks, sceny przemocy, gwałty, molestowanie, alkohol, narkotyki http://kopciurek.blogspot.com - całe opowiadanie, zapraszam! Alex Lamberd i Klara Amber choć do tej pory za sobą nie przepadały, zostają przyjaciółkami. Dzi...