Uwaga! Rozdział zawiera brutalne sceny gwałtu i molestowania, dlatego jeżeli jesteś osobą o słabych nerwach, po prostu odejdź.
***
Miałam ochotę wytrzeć z obrzydzeniem twarz, ale jedynie stałam nieruchomo, bojąc się choćby ruszyć. Czułam pulsowanie w ugryzionej wardze, zaś słone łzy znalazły drogę do kącika moich drżących ust. Czułam autentyczny strach. To wszystko co powiedział Barty Crouch wciąż wydawało mi się nierealne. A jednak byłam tutaj, uwięziona za metalowymi prętami zbudowanej „dla mnie" klatki. Były tak prawdziwe jak ból, jaki mi sprawił, uderzając moją twarzą o kraty.
Prawdę mówiąc nie było to jeszcze najgorsze doświadczenie. Podświadomie czułam jednak, że stać go na wiele więcej. Udowodnił już, że jest silny i przebiegły, zaś jedno spojrzenie w jego oczy wystarczyło, by zrozumieć, że skrywa w sobie wygłodniałe zwierzę. Ten wzrok mnie przerażał i paraliżował. Jeśli to prawda, że mężczyzna służył Temu Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, powinnam się spodziewać najgorszego...
Czy naprawdę mogłam mieć wpływ na to, jaki dla mnie będzie? Czy brak oporu mógł coś ułatwić? Podświadomie nie chciałam się na to zgodzić. Chciałam walczyć, tak jak uczył mnie profesor Moody. Być gotową na wszystko i się nie poddawać. Tylko czy to naprawdę były lekcje profesora Obrony Przed Czarną Magią? Czy może Barty przez cały czas przygotowywał mnie na to, co sam mi zgotuje?
Poczułam ukłucie w sercu, a natrętne myśli nasiliły się. Coś mocno ściskało mój żołądek. Wciąż nie chciałam wierzyć, że Barty i Szalonooki byli tą sobą osobą. Co było prawdą, co kłamstwem? Czy cały czas udawał? Nigdy mu na nas nie zależało?
Myśli pojawiały się i znikały. Nie mogę przecież czekać na wybawienie, jeśli to nie nadejdzie. W kim pokładać nadzieję, skoro mój profesor Moody, mój mentor, moja opoka... skoro ten Moody, z którym przegadałam tyle godzin, spędziłam tyle zajęć, dzieliłam tyle problemów... skoro ten człowiek nie istnieje. Skoro Szalonooki któremu zawierzałam stoi przede mną odmieniony, młodszy, zupełnie inny. Niebezpieczny. Skoro służy temu, przeciw któremu mieliśmy walczyć. Skoro jego oczy skrywają w sobie takie szaleństwo. Jakim cudem przez ten czas je skrywał? Jak się hamował?
Chciałam zadać mu te i inne pytania, ale bałam się, że w ten sposób go sprowokuję. Szybko otarłam łzy. Czekałam na to, co dalej zrobi. Moje mięśnie były napięte do granic możliwości. A jednak Barty nie zrobił żadnego gwałtownego ruchu. Nie wytargał mnie z mojego więzienia za włosy. Nie uderzył mnie. Nie otworzył nawet drzwiczek. Stał po drugiej stronie i jedynie na mnie patrzył z uniesioną głową i czymś w rodzaju satysfakcji wypisanej na twarzy. Był wyraźnie z siebie zadowolony. Może nawet dumny? Ta cisza, ten brak reakcji były dla mnie jeszcze bardziej niepokojące. Dlaczego po prostu się na mnie gapił?!
– Nie podoba Ci się moja mała nauczka? – zapytał, ponownie rozpoczynając spacer wokół mojego więzienia. – Cóż, mogło być dużo gorzej. Na razie te kraty chronią nas oboje.
Spięłam się jeszcze bardziej. Jego słowa początkowo nie miały dla mnie sensu. Odkąd odebrał mi różdżkę, nie byłam przecież dla niego żadnym zagrożeniem. Nie w tej chwili. Zamknięta, oszołomiona i bez jakiejkolwiek broni czułam się bezsilna. W jaki sposób miałby być bezpieczniejszy z dala ode mnie?
– Nie rozumiem – wydusiłam z siebie.
– Mam wytłumaczyć Ci tak, jak robiłem to jako Twój ulubiony profesor? – pochylił głowę do przodu i przyciszył głos. – Nie ma za bardzo czego, bo to banalnie proste, Klaro. – Pieszczotliwie przesunął palcami po jednym z grubych prętów klatki. – Bez nich mógłbym się nie powstrzymać. Choć sam nie wiem, czy to nie odwlekanie nieuniknionego...
CZYTASZ
Wbrew rozsądkowi (Severus Snape, Alastor Moody, OC) TOM I
FanfictionUWAGA: opowiadanie zawiera: seks, sceny przemocy, gwałty, molestowanie, alkohol, narkotyki http://kopciurek.blogspot.com - całe opowiadanie, zapraszam! Alex Lamberd i Klara Amber choć do tej pory za sobą nie przepadały, zostają przyjaciółkami. Dzi...