134. Smutne urodziny/ +18

1.8K 45 13
                                    

Cały czas byłam markotna i nie miałam ochoty rozmawiać z przyjaciółmi. Nawet, kiedy odwiedzali nas pozostali znajomi, ja pragnęłam tylko leżeć pod kołdrą i płakać w poduszkę. Nie umiałam sobie poradzić z tym, co siedziało w mojej głowie. Profesor Moody trochę pomagał zapomnieć o tym wszystkim, ale gdy tylko w pobliżu pojawiał się Snape, od razu traciłam humor i zaczynałam szlochać.

Te wszystkie obrazy w dalszym ciągu atakowały moją głowę. Co chwilę pojawiały się coraz to nowsze wspomnienia, rozdzielając po stokroć moje serce. Jak długo można było znosić takie męczarnie?

Noce były najgorsze. Klara wraz z Lucjanem starali się umilić sobie ten czas rozmowami i dywagacjami „ co by było gdyby", ale ja nie miałam ochoty się udzielać. Nie chciałam wiedzieć, co by było gdyby Severus nie wymazał mi pamięci? Albo, co by było, gdybym nigdy nie poznała prawdy? Jedyne o czym marzyłam, to przestać myśleć o czymkolwiek.

W sobotę rano pojawiła się mama Klary w towarzystwie Kennetha Pyritesa. Mężczyzna wszedł wraz z kobietą do salki, rozglądając się bacznie po całym pomieszczeniu. Jego wzrok przez chwilę zatrzymał się na mojej twarzy, po czym ruszył w stronę łóżka Klary. Patrzyłam w osłupieniu na parę, bo za taką się uważali, sądząc po tym, w jaki sposób mężczyzna dotykał kobiety i nie dowierzałam. Kiedy i w jakich okolicznościach oni się poznali?! Jak, w ogóle, do tego doszło?!

Nagle w skrzydle wybuchło małe zamieszanie. Niedorozwinięci przyjaciele Lucjana postanowili urządzić sobie małego sylwestra, wystrzeliwując pod sufit kolorowe światła. To wywabiło Pomfrey ze swojego kantorka. Pielęgniarka kazała całemu zgromadzeniu opuścić pomieszczenie, łącznie z mamą Klary oraz Harrym i Ronem, którzy przyszli w odwiedziny do mnie. Podczas, gdy cała grupka była spychana do drzwi wejściowych, w ich ramach stanął mój ojciec. Biła od niego wyższość nad każdą inną żywą istotą. Zachowywał się tak, jakby był królem pośród plebsu, który przyszło mu odwiedzić. Nie ukrywając niezadowolenia, zerknął na Ślizgonów, a następnie na Pomfrey i panią Amber. Gdy tylko złączył z nią wzrok, na moment zmienił mimikę, uśmiechając się lekko i kłaniając, unosząc swój drogi kapelusz w geście przywitania.

- Proszę wyjść! – Odezwała się Pomfrey, wskazując mężczyźnie korytarz.

- Przyszedłem do córki – odparł wyniosłym głosem.

- Na dzisiaj koniec odwiedzin, bardzo mi przykro.

- To mnie jest przykro, że moja córka musi przebywać w tak hałaśliwym miejscu – powiedział, zerkając na uczniów. – Jeżeli panują tutaj takie warunki, to może nie powinna pani nazywać siebie pielęgniarką? Od kiedy taki gwar pomaga chorym w dojściu do siebie?

Kobieta stanęła jak wryta, nie spodziewając się takich słów pod swoim adresem. Byłam zażenowana całą tą sytuacją, więc schowałam głowę pod kołdrę, udając że nie mam nic wspólnego z tym cholernym mężczyzną.

- Wypraszam sobie te wszystkie uwagi – warknęła do mojego ojca. – Pilnuję, żeby cały czas panowała tutaj cisza i spokój, dlatego również pana proszę o wrócenie w późniejszych godzinach.

Usłyszałam kroki, a następnie poczułam powiew zimnego powietrza tuż koło siebie. Mój ojciec nie przejmował się tym, co powiedziała mu pielęgniarka.

- Proszę nas zostawić samych – rzucił do niej oschle. – To nie zajmie długo, ale chcę zostać z córką sam na sam – dodał, zasłaniając kotary na około łóżka.

Pomfrey prychnęła pod nosem i zapewne wróciła do swojego kantorka obok salki szpitalnej. Ja natomiast nie miałam zamiaru wyciągać nawet nosa spod kołdry. Chciałam tym samym dać znak ojcu, że rozmawiać z nim także nie zamierzałam. Jednak on zawsze musiał postawić na swoim.

Wbrew rozsądkowi (Severus Snape, Alastor Moody, OC) TOM IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz