96. Centaury

469 27 4
                                    



- Merlinie, i co teraz, i co teraz?! – Klara chwyciła się za włosy, chcąc wyrwać je sobie z głowy. Zaczęła chodzić tam i z powrotem, mamrocząc to samo pod nosem. – Zobaczysz, będzie wojna i to przez nas!

- Nic nie zrobiłyśmy! – Syknęłam, starając się uspokoić przyjaciółkę, ale po jej zachowaniu mogłam łatwo stwierdzić, że nie będzie to takie łatwe.

- Tam zostały nasze zapachy i moje chusteczki! – Prawie krzyknęła, chwytając mnie za koszulę. Ścisnęła ją z całej siły, dygocząc na całym ciele. Pierwszy raz widziałam ją w takim stanie. Klara przeważnie starała się być opanowana i myśleć trzeźwo, ale teraz zachowywała się, jakby to ona popełniła przestępstwo.

Zaczęłam gorączkowo się zastanawiać, co dalej? Centaury na pewno zwęszą, że byłyśmy obecne przy truchle ich kompana, a to powinno im wystarczyć by wydać osąd. Jak to powiedział Syriusz? Nie będą chcieli szukać winnego. Poza tym zmasakrowany nieszczęśnik został potraktowany czarną magią, a kto w ostatnim czasie pragnął się jej nauczyć? Nie byłam pewna, czy Moody uwierzyłby, że nie mam z tym nic wspólnego. Wolałam nie ryzykować. Zresztą, nie chciałam mieć z nim na razie do czynienia. Postąpił okropnie.

- Idź do wielkiej Sali – nakazałam nagle przyjaciółce, kładąc dłoń na jej ramieniu.

- Ale, ale... co ja zrobię?!

- Załatwię to – odparłam, przełykając głośno ślinę.

- Co?! – Zdenerwowała się. – Niby jak?! Alex, ja cię proszę! Przestań kombinować, bo ja tego nerwowo nie wytrzymam!

- Uspokój się! – Warknęłam na nią. – Idź tam i słuchaj tego, co Dumbledore ma do powiedzenia. I za żadne skarby świata nie idź do Moody'ego, rozumiesz?

- On by nam pomógł!

- Nie tylko on może nam pomóc – powiedziałam pewnie i pchnęłam ją w stronę wejścia do drugiego pomieszczenia, do którego powoli zaczęli się zbierać zdziwieni uczniowie. Dobrze, że były ferie świąteczna i była ich tylko garstka.

- Alex... - jęknęła raz jeszcze, patrząc na mnie ze strachem.

- Zaufaj mi.

- Kolejny raz?

- Tak, kolejny raz.

Nie czekając na jej odpowiedź, pobiegłam w stronę bocznego wejścia do wielkiej Sali, które przeznaczone było tylko dla nauczycieli. Stanęłam przy ścianie, mijając się z profesorkami. Nie musiałam długo czekać na Severusa, bo zaraz za kobietami, zza rogu wyszedł On we własnej osobie. Wyglądał na równie podenerwowanego jak Mcgonagall, ale mogłam to stwierdzić tylko po jego szybkich ruchach, ponieważ twarz w dalszym ciągu pozostawała bez wyrazu.

Snape chciał mnie wyminąć bez słowa, ale przeprosiłam go i poprosiłam na bok. Mężczyzna zmarszczył brwi, przepuścił wszystkich przed siebie, po czym stanął ze mną z boku, czekając aż większość grona pedagogicznego wejdzie do wielkiej Sali. Przyglądał mi się uważnie, jak przygryzałam wargi i mięłam rąbek spódnicy, po czym chwycił mnie mocno za ramię, odrywając moją dłoń od tego żałosnego nawyku.

- Tylko mi nie mów, że masz z tym coś wspólnego – warknął cicho, nachylając się.

- Musisz nam pomóc – wyszeptałam ledwo słyszalnie, patrząc na niego błagalnie.

- „Nam"?

- Mnie i Klarze – poprawiłam się.

- Co zrobiłyście? – Zapytał poważnym tonem.

Wbrew rozsądkowi (Severus Snape, Alastor Moody, OC) TOM IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz