85. Rozpoczęcie balu

862 27 0
                                    


W piątek, dzień przed balem, uczniów ogarnęło prawdziwe szaleństwo. Napięcie czuć było w powietrzu, a emocje kumulowały się odwrotnie proporcjonalnie do czasu, jaki został do imprezy. Osobiście nie rozumiałam, dlaczego tak wiele osób panikuje i gorączkuje się. Przecież o balu wiadomo było dawno temu, mieliśmy swój czas na zakupy i do tej pory każdy powinien mieć wszystko dopięte na ostatni guzik. Ja miałam wszystko przyszykowane, wyprasowane i rozplanowane. Jedyną rzeczą której nie rozpracowałam do tej pory, było chodzenie w butach na obcasie, ale na to było już nieco za późno. Może jednak to ze mną było coś nie tak, że podchodziłam do wszystkiego bezstresowo? Ostatnie wolne chwile postanowiłam spędzić na nauce, choć nie było to wcale takie łatwe, kiedy wokół tyle się działo. Gdy Alex poszła zanieść prezent profesorowi Moody'emu, próbowałam ponownie skupić się na lekturze. Oderwał mnie od niej głośny śmiech bliźniaków Weasley. Spojrzałam ukradkiem w ich kierunku. Ekipa ciągle stała w tym samym miejscu, ale grupka powiększyła się o Rona. George złapał brata, gdy ten przechodził obok, a później luźno objął go ramieniem, wyciągając na środek.

- Jak tam bracie, skrzaty doczyściły Ci wszystkie koronki i wygoniły nietoperze z szaty? – George poruszył brwiami.

- Śmiejesz się, ale siedzimy w tym wszyscy razem – mruknął Ron, zataczając palcem koło i tym samym wskazując na bliźniaków.

- Jak razem? – parsknął Fred. - Nie widziałeś naszych szat?

- Nie. A co z nimi? – ożywił się Ron. - Znaleźliście na nie jakiś sposób?!

- Sposób? Po pierwsze, to trzeba mieć tutaj - George popukał się palcem w czoło. – Na przykład dajmy na to jakbyś zarabiał, nie musiałbyś iść w tym, co wysłała Ci matka – mrugnął.

- Właśnie. Nigdy, przenigdy bym nie narobił takiego wstydu Angelinie, żeby pójść w tej narzucie – dorzucił Fred, mocniej przytulając do siebie dziewczynę.

- Pff – żachnął się Ron, wyrywając spod ręki brata. – Wstyd... Po prostu pójdę w mundurku!

- Jeszcze gorzej. Nikt Cie w mundurku nie wpuści! – zawołała za nim Angelina.

- Trzeba było myśleć! – dorzucił Fred. Grupka roześmiała się.

Ron zacisnął ręce w pięści i wściekły ruszył w stronę schodów. Zatrzymał go Harry, próbując na spokojnie coś mu wytłumaczyć. Zamknęłam podręcznik i podeszłam do nich.

- Jakbym wiedział, że tylko ja będę robił z siebie debila, pożyczyłbym od Ciebie kasę – wkurzał się Ron.

- Myślałem, że tak bardzo masz gdzieś ten bal, że ci obojętne w czym idziesz – Harry rozłożył ręce.

- Niby tak, ale z drugiej strony, to będzie towarzyski zgon.

- Ron, nie przejmuj się nimi – wtrąciłam się, stając obok nich. - Ta szata na pewno nie jest taka zła. W końcu kiedyś tak się nosili. W swoich czasach był to ostatni krzyk mody.

- W swoich czasach... Czyli chyba z pięćset lat temu! – Ron zacisnął pięści jeszcze mocniej. Był czerwony ze złości. – Wykiwali mnie.

- Dobra, daj spokój – Harry poprawił okulary. - Sam się wykiwałeś. Mogłeś ich spytać wcześniej, co będą ubierali. Teraz już nic nie zmienisz...

- Właściwie to nadal jest pewien sposób – wtrąciłam nieśmiało.

Harry i Ron spojrzeli na mnie zdziwieni.

- Właśnie, przecież mogę podwędzić szatę komuś innemu? – wypalił nagle rudzielec, rozglądając się dyskretnie. – Neville chyba nosi podobny rozmiar...

Wbrew rozsądkowi (Severus Snape, Alastor Moody, OC) TOM IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz