140. Stary Cmentarz

643 36 32
                                    

Zostałam zrzucona z grzbietu prosto na twardą ziemię. Zanim jednak podniosłam głowę, sięgnęłam dłonią do podkolanówki, w której schowaną miałam różdżkę. Przeważnie nie posiadałam jej przy sobie, ale dzisiaj miałam w planach wypuszczenie kilku fajerwerków dla Harry'ego w momencie zwycięskiego wyjścia z labiryntu.

Zadanie. Turniej. Nawet nie miałam pojęcia, jak daleko znajdujemy się od zamku i błoń hogwarckich. Wokół panowała absolutna cisza, którą nagle przerwał znajomy głos.

- Widział cię ktoś?

Uniosłam głowę, spoglądając prosto w chytrze uśmiechającą się twarz jednego ze Śmierciożerców – Macnaira. Mężczyzna siedział na pniu, wspierając się łokciem o kolano. W dłoni drugiej ręki trzymał papierosa, którego co chwilę przykładał do ust, zaciągając się głęboko dymem. Jego czarne włosy sterczały we wszystkich kierunkach, a na twarzy malował się kilkudniowy zarost.

- Teren był czysty – odparł Falghar.

- To dobrze. To bardzo dobrze – mruknął zadowolony mężczyzna – a teraz podnieś naszą gwiazdę. Nie może przecież leżeć na ziemi jak zwierzę.

Centaur chwycił mnie za materiał koszuli i jednym stanowczym ruchem podciągnął ku sobie, aż mogłam sama stanąć na nogi. Wyrwałam się szybko spod jego brudnych łapsk i odsunęłam kawałek, starając się mieć na oku obydwóch porywaczy. Mocno trzymałam drewno, próbując emanować pewnością siebie i nie okazywać strachu, ale zdradzały mnie trzęsące się dłonie.

- No proszę – Macnair uśmiechnął się pod nosem, kończąc palenie. Niedopałek odrzucił obok, przydeptał go ciężkim glanem i wstał powoli, poprawiając swoje czarne palto. Wyciągnął różdżkę. – Widzę, że masz ochotę trochę się rozruszać przed prawdziwą zabawą?

- Gdzie jest Ethan?! – Warknęłam srodze, rozglądając się niepewnie na boki. Oprócz naszej trójki, w lesie nie było żywej duszy. Obawiałam się, że Śmierciożerca mógł zrobić coś mojemu bratu, a teraz będzie mnie szantażować, żebym uratowała mu życie.

- Twój brat? – Zaśmiał się bezczelnie, obracając swoją różdżkę między palcami. – Ty w dalszym ciągu niczego nie pojmujesz, co maleńka?

Zrobiłam kolejny krok w tył, kiedy mężczyzna powoli zbliżał się w moją stronę.

- Gdzie on jest?! – Syknęłam, nie słuchając go.

- Ten list nie był od twojego brata – odparł zuchwale.

- Kłamiesz! To było jego pismo! Wszędzie bym je rozpoznała! Gdzie jest Ethan?! – Zaczęłam denerwować się coraz bardziej. Falghar poruszył się niespokojnie, więc szybko wycelowałam różdżką w jego stronę.

- Fakt faktem, użyłem jego pióra, ale dostałem na to przyzwolenie.

- Nie opowiadaj głupot! – Ponownie zmieniłam kąt różdżki. Już sama nie wiedziałam, którego oprawcę powinnam mieć na muszce. Obaj byli niebezpieczni i nieprzewidywalni.

- Nie mam ochoty ci teraz tego wyjaśniać, maleńka – zdenerwował się Macnair. – Nie czas na to. Zabieram cię ze sobą.

- Zabrać?! – Warknął nagle centaur, parskając cicho niezadowolony. – Powiedziałeś, że będzie moja, że w końcu będę mógł się zemścić za to, co mi zrobiła! – Wskazał dłonią na swoją pokiereszowaną i spaloną twarz.

Macnair przewrócił oczami, po czym splunął pod kopyta stworzenia, któremu nie spodobał się ten gest. Falghar zarżał nieprzyjemnie.

- Wy centaury myślicie, że do wszystkiego macie prawo – powiedział z kpiną. – Ubzduracie sobie coś w tych waszych końskich łbach – wskazał różdżką na skroń – a potem wymagacie od innych, żeby się dostosowywali.

Wbrew rozsądkowi (Severus Snape, Alastor Moody, OC) TOM IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz