64. Śmierciożercy i ich fantazje

832 26 9
                                    


- Nie rozumiem... - jęknęłam w odpowiedzi na insynuacje.

Wystraszona wpatrywałam się w oczy stojącego przede mną blondyna. Jego spojrzenie było bardzo dziwne... pełne wyższości i ekscytacji. Czy to możliwe, że dopadli nas prawdziwi śmierciożercy? Znak jaki ten mężczyzna miał na ręce, wydawał się prawdziwy. Widziałam go tylko przez chwilę, ale nie było powodu, żeby ktoś miał udawać jego noszenie. Powoli dochodziło do mnie, że razem z przyjaciółką znajdujemy się w naprawdę porąbanej sytuacji. To już nie były szkolne wygłupy czy docinki. Jeszcze chwilę temu spokojnie robiłyśmy zakupy, a teraz byłyśmy więźniami dwójki szaleńców. Dokładnie na coś takiego przygotowywał mnie profesor Moody, a jedyne na co się zdobyłam, gdy jeszcze miałam różdżkę, to te cholerne iskry! Przez moment naprawdę myślałam, że tamci się z nami bawią, że to jakaś głupia gra, albo test. Że nic nam nie grozi. Teraz nie byłam już tego pewna. Powoli do mnie docierało, a ja ganiłam się w myślach za to, że nie użyłam czaru drętwota. Może wtedy miałybyśmy szanse uciec...

- Nie rozumiesz... - powtórzył po mnie blondyn i nachylił się tak blisko mojego ucha, że poczułam na policzku jego szorstką skórę. Zamarłam. – Nawet Ci wierzę – szepnął, a potem mocno złapał zębami za płatek mojego ucha.

Pisnęłam wystraszona i gwałtownie odsunęłam głowę. Zakneblowana Alex wydała z siebie jakieś nieartykułowane dźwięki i chcąc mnie obronić, rzuciła się pomiędzy nas. Blondyn zareagował szybko. Mocno odepchnął ją na ścianę, a zaraz potem ją do niej przyszpilił.

- Taka wyrywna? Na Ciebie też przyjdzie kolej, suczko – syknął mężczyzna i nachalnie wpatrując się w oczy mojej przyjaciółki, zaciągnął się jej zapachem.

- Ta jest moja – Brunet złapał blondyna za ramię.

Blondyn kłapnął jeszcze zębami, jakby chciał ugryźć Alex, a zaraz potem zaśmiał się szyderczo i powoli odsunął.

- Dobra kurwa, bez różnicy – wsadził sobie papierosa do ust, a paczkę schował do kieszeni. – Obie pewnie kutasa na oczy nie widziały.

- Ja im chętnie pokaże swojego – brunet uśmiechnął się kącikiem ust i ostentacyjnie złapał się za kroczę. – Bydlak prosi o wypuszczenie na wolność.

- Chcesz to zrobić teraz? – Blondyn uniósł brwi i odpalił papierosa.

Ten drugi wzruszył ramionami. Na moment zapadła cisza. Straszne kilka chwil, kiedy to oboje stali w miejscu, jedynie na nas patrząc. W oczach mieli coś drapieżnego. Byłyśmy już nawet nie celem, a zwierzyną w potrzasku. Czymś, co mieli przecież na tacy. Po co wystarczyło sięgnąć. Do nich należała decyzja, kiedy to zrobią. Choć nie wszystko rozumiałam, nie podobały mi się ich gesty, słowa, ani spojrzenia. Skorzystałam z okazji i przysunęłam się do przyjaciółki, przytulając do niej samym tułowiem. Chciałam być jak najbliżej, jak gdyby dzięki temu nie mogli nas skrzywdzić. Przytuliłyśmy się głowami. Czułam, że tak jak ja, Alex drży ze strachu. Ten widok tylko nakręcał ich jeszcze bardziej. Ten z kucykiem przejechał językiem po zębach.

- Posadźmy je, to może potrwać. – Rzucił nagle.

Brunet bez słowa wyszedł na zaplecze i wrócił z dwoma krzesłami. Postawił je tyłem do siebie, a potem złapał mnie za ramię i siłą posadził na jednym z nich. Szybko obejrzałam się na Alex. Choć nie chciała się ruszyć z miejsca, złapali ją i posadzili jako drugą. Jej siedzisko miało nierówne nogi i chybotało się przy każdym ruchu.

- Co Panowie z nami zrobią? – zapytałam, patrząc wystraszona to na jednego, to na drugiego. – Czy... czy wypuścicie nas po wszystkim?

- Po wszystkim? – zaśmiał się ten z kolczykiem.

Wbrew rozsądkowi (Severus Snape, Alastor Moody, OC) TOM IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz